Targ rybny Tsukiji – Tokio.
Pewnie wszyscy słyszeli o giełdzie tuńczyków w Tokio. Każdy odwiedzający chce zobaczyć poranną aukcję tusz tej ryby. My jednak nie mieliśmy ochoty wstawać o 4 nad ranem i przedzierać się do targowiska. Postanowiliśmy tam pojechać po śniadaniu o normalnej porze.
Od pewnego czasu i tak jest ciężko wejść, by zobaczyć licytację, wpuszcza się po kilkanaście osób z zewnątrz na podstawie biletów.
W pobliże targu docieramy metrem, idziemy kilka przecznic i wchodzimy na teren targu. Największy ruch panuje tu między 5:30 a 10:00 my jesteśmy tak koło 10:00.
Okolica targu to nie tylko stoiska sprzedające ryby, ale też i małe kawiarnie, czy knajpki z najbardziej świeżym sushi w Tokio, więc jeśli po zwiedzaniu będziecie głodni możecie się tu posilić.
Targ rybny Tsukiji – nazwa oficjalna: Centralny Tokijski Hurtowy Targ Metropolitalny. Największy na świecie hurtowy targ rybny. Także jeden z największych hurtowych targów żywnościowych w ogóle. Sprzedaje się na nim wszelkie rodzaje ryb – od sardynek po trzystukilogramowe tuńczyki – oraz inne owoce morza.
Targ został założony w 1923, choć tradycja targów rybnych w Tokio sięga epoki Edo.
Targ Tsukiji zbywa około 2 tys. ton dziennie, a liczba wszystkich zarejestrowanych pracowników waha się między 60 a 65 tysiącami.
Na terenie targu cały czas jest olbrzymi gwar. Na placu przed halą co chwila pojawia się jakiś samochód lub wózek widłowy, pędzący w sobie znanym tylko kierunku, trzeba uważać, by nie wpaść pod koła.
Sama hala targowiska to ciasno poustawiane kramiki i każdy oferuje coś ciekawego.
Podobno nawet 450 rodzajów morskich stworzeń można tu kupić w celu konsumpcji. Oczywiście zaopatrują się tu też najwięksi tokijscy kucharze i restauratorzy.
Przechadzamy się między kramikami, podziwiając to, co można w morza wyłowić. Sprzedawcy nie zwracają na nas uwagi, są obojętni. Wyglądamy jak typowi turyści, więc zapewne z nami interesu nie zrobią.
Większość handlarzy nie robi nam problemów, gdy robimy zdjęcia, ale zdarzają się też i momenty, gdy wyraźnie pokazują byśmy nie fotografowali.
Szczególnie przy tuńczykach, to specjalność Tsukiji – ryba z Nowej Zelandii i północnego Atlantyku. Japończycy spożywają około 30 % światowych rocznych połowów tej ryby, z tego 80% tej ryby przyrządzane jest na surowo, jako sashimi. Potrzebne są do tego najlepsze kawałki z najlepszych okazów. Ich dostawcy mogą żądać nawet 10 – 20 razy wyższych, cen niż za pośredniej jakości tuńczyka.
Coraz częściej światowa społeczność domaga się, by zacząć bardziej kontrolować japoński przemysł rybny, gdyż przez apetyt Japończyków tuńczyka jest coraz mniej na świecie.
Kończymy zwiedzanie tego miejsca, po zobaczeniu tego wszystkiego jakoś nie mam do siebie pretensji, że nie wstałem na poranną aukcję, zobaczyłem i tak wystarczająco sporo, choć przyznam, że spodziewałem się czegoś więcej, choć w sumie nie wiem czego.
Szukamy stacji metra i udajemy się do dzielnicy Ginza.
W okresie Edo – Ginza była wielkim mokradłem, po osuszeniu terenu zaczęli ściągać tu kupcy i handlarze.
Samo słowo Ginza – oznacza „dom srebra” , Ginza jest jedną z najważniejszych dzielnic Tokio, głównym ośrodkiem podatnym na wpływy Zachodu i wszelkie nowinki.
Jest tu masa sklepów ze znanymi markami, luksusowymi towarami.
Znajdują się tu także galerie, sklepiki z wyrobami typowego rzemiosła oraz pokazowy sklep sony.
My też zaszywamy się na chwilę w tych luksusowych sklepach, choć w sumie nie różnią się od tych widzianych w Singapurze, Hongkongu, czy Londynie.
Z sentymentu odwiedzamy sklep Apple, licząc nie wiadomo dlaczego, że kupimy tu coś mega tanio, co oczywiście jest niemożliwe.
Ta cała dzielnica trochę jakby lepsza od pozostałego Tokio, ale może jest to tylko złudzenie i nastawienie po przeczytaniu kliku słów z przewodnika i może te drogie perfumy, które czujemy w powietrzu to tylko wytwór naszej fantazji.
Wracamy do metra i udajemy się ponownie na targowisko Ameyoko, to w pobliżu parku Ueno. Ewa podjęła decyzję, co do zakupów prezentów z Japonii dla przyjaciół. Zostały nam ostatnie dwa dni w kraju kwitnących wiśni, czas na zakupy. Kupujemy głównie japońską herbatę zapakowaną w metalowe pudełka przypominające lalkę kokeshi.
Po udanych zakupach udajemy się do naszej dzielnicy, najpierw na mały obiad. Choć zaliczamy małą wpadkę i przez nieporozumienie zamawiamy rosół na zimno, taka sama pomyłka jak w Seulu, ale tym razem nie kombinujemy i zajadam się nim ze smakiem, bo jest autentycznie smaczny, ma niesamowitą kombinację smaków z wywaru. To nieprawdopodobne, że w Japonii nawet w najtańszych knajpach zjecie bardzo smacznie.
Wracamy na chwilę do hotelu na mały odpoczynek, po drodze kupujem znowu na expresie piękne sushi, będzie na późną kolacyjkę.
Trochę nam się pogoda popsuła i zaczyna padać, mamy peleryny i kurtki przeciw-deszczowe. Po odpoczynku w hotelu wybieramy się do pobliskiej dzielnicy Nihonbashi.
W czasach okresu Edo była ośrodkiem kupiectwa i przedsiębiorczości. Jej nazwa, oznaczająca japoński most, pochodzi od mostu na rzece Nihonbashi, który wyznaczał początek pięciu głównych dróg w epoce Edo.
Po trzęsieniu ziemi w 1923 roku, sklepy, firmy i banki zaczęły zmieniać lokalizację, nawet targ rybny odbudowano w Tsukiji.
Choć dzielnica nigdy nie odzyskała swojej pozycji, to nadal się tu mieszczą siedziby wielu firm, banki i ekskluzywne sklepy.
My odwiedzamy w pierwszej kolejności Bank Japonii, zbudowany w 1896 roku na wzór klasycznego banku w Berlinie, był pierwszym gmachem w stylu zachodnim japońskiego architekta Kingo Tatsuno.
Niedaleko jest słynny most Nihonbashi ( ten obecny pochodzi z 1911 roku), a dalej słup z brązu, od którego nadal mierzona jest odległość z Tokio do różnych miejscowości.
Deszcz nie daje nam wytchnienia, jesteśmy umoczeni do ostatniej suchej nitki, a w butach nam chlapie, skoro jednak jesteśmy tutaj to staramy się zobaczyć jak najwięcej.
Mamy trochę szczęścia, bo na ulicy obok odbywa się jakiś rodzaj pochodu ku czci jakiegoś świętego bóstwa. To coś nazywa się Matsuri – zarówno festyn jaki i ceremonia religijna, co wskazuje na shinoistyczne korzenie japońskich świąt. Matsuri są łącznikiem między światem ludzkim, a boskim – często odbywają się w najważniejszych momentach cyklu uprawy ryżu lub upamiętniają historyczne wydarzenia. Ich celem jest zapewnienie przychylności bogów – „kami”
Wszystkie matsuri mają ten sam schemat: rytualne oczyszczenie, złożenie ofiary, procesja, podczas której „kami” jest przywoływany do kaplicy i odprowadzany w przenośnej kaplicy „mikoshi” do tymczasowej siedziby, gdzie jest festyn. Następnie „kami” zabiera się do kaplicy.
Podziwiamy uczestników matsuri, ubrani w happi czyli krótkie kimona, oraz przepaski na głowach, potrząsają i huśtają mikoshi – barwną i bogato zdobioną przenośną kaplicą, w której podróżuje kami, a to wszystko okraszone pokrzykiwaniem i zgiełkiem, bo bogowie lubią ponoć zabawę.
To co my obserwujemy to Kanda – Matsuri – jedno z największych tokijskich świąt obchodzone co dwa lata w maju. Świątynia Kanda – znajduje się właśnie w dzielnicy Nihonbashi.
W tym całym ulewnym deszczu mamy jednak trochę szczęścia, bo możemy zobaczyć coś co dzieje się raz na dwa lata, cała ta procesja jest niesamowita, uczestnicy zatrzymują się przy każdym większym sklepie, potrząsają i obracają mikoshi, właściciele sklepów już na nich czekają, wszyscy radośnie uśmiechnięci, wszystkim chyba to wydarzenie sprawia przyjemność.
Idziemy chwilę wraz z całym tłumem ludzi, ochranianym przez policję i dodatkowych pomocników. Za każdym razem, gdy przechodzą przecznicę policja zamyka skrzyżowanie. To na pewno ważne wydarzenie.
Po tym emocjonującym przemarszu postanawiamy zobaczyć tokijską giełdę.
Giełda tokijska zaliczana jest do pięciu najważniejszych na świecie. Notowanych jest tu ponad 2300 firm.
Tokijska Giełda Papierów Wartościowych została utworzona 15 maja 1878 roku jako Tokyo Kabushiki Torihikijo , pod kierownictwem ówczesnego ministra finansów Okumy Shigenobu oraz przedsiębiorcy Shibusawy Eiichiego. Handel na giełdzie rozpoczął się 1 czerwca 1878 roku.
W 1943 roku giełda w Tokio została połączona z 10 innymi giełdami w największych miastach japońskich tworząc Nippon Shōken Torihikisho. Nippon Shōken Torihikisho została zamknięta wkrótce po zbombardowaniu Nagasaki.
Tokijska Giełda Papierów Wartościowych została ponownie otwarta, 16 maja 1949 roku.
Nikkei 225– indeks akcji spółek notowanych na Tokijskiej Giełdzie Papierów Wartościowych.
Nikkei należy do najważniejszych indeksów giełdowych w Azji. Od 1971 roku jest codziennie wyliczany przez dziennik Nihon Keizai Shimbun. Indeks obejmuje 225 największych spółek. Raz w roku dokonuje się rewizji składu indeksu.
Najwyższy kurs w historii Nikkei osiągnął 29 grudnia 1989 roku i było to 38 957,44 punktów.
Chyba to już ostatnie nasze zdjęcia dzisiaj, jesteśmy już tak mokrzy, jakbyśmy właśnie wyszli z basenu w ubraniu. Jest weekend więc giełda jest zamknięta, nie możemy zajrzeć do środka, nie ma przed nią ruchu. Jest pusto na ulicy i przed budynkiem.
Podobno jedną z wielu rzeczy, jaką należy zrobić będąc w Japonii to odwiedzenie taśmowej knajpy sushi. Tak też robimy. W pobliżu naszego hotelu znajduje się skromna tego rodzaju restauracja.
Wyglądamy jak zmoczone kury, ale obsługa wita nas z uśmiechem. Niestety nie ma wolnych stolików i siadamy na krzesełkach barowych zlokalizowanych przy samej taśmie.
Sushi jeździ sobie na kolorowych talerzykach. Jego cena uzależniona jest właśnie od koloru talerzyka na jakim się znajduje. Po konsumpcji obsługa liczy kolory i wystawia rachunek. Ceny nie są jakieś bardzo wysokie, ale też w porównaniu do ekspresów, na których kupujemy sushi jest drożej.
Co gorsza, wiele kawałków sushi jest już chyba od pewnego czasu na talerzykach i delikatnie mówiąc wyglądają na wyjeżdżone i z dużym przebiegiem od kilku godzin.
Siedzący obok mnie Japończyk udziela mi porady, że jeśli chcę bardzo świeży kawałek sushi, powinienem złożyć zamówienie na coś nietypowego. Zlecenie odbywa się przez wybranie odpowiedniego dania na ekranie zawieszonym nad każdym klientem, a po chwili na ekspresowej taśmie pojawia się indywidualne zlecenie.
Zajadamy się sushi, ale niezbyt długo, chyba zjadam najwięcej bo aż 7 porcji. Płacimy za posiłek i wracamy do naszego hotelu.
Czas odpocząć i wyschnąć, sushi w hotelowym zaciszu kupione na expresie kilka godzin wcześniej smakuje lepiej i świeżej niż to w restauracji taśmowej.
Jutro ostatni dzień zwiedzania Tokio.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).