Ostatni dzień w Tokio – Pałac Cesarski, urząd miasta i dzielnice Roppongi i Harajuku.
Nasza podróż po Korei Południowej i Japonii zbliża się do końca, to już nasz ostatni cały dzień w kraju wschodzącego słońca.
W przeciwieństwie do poprzedniego dnia dziś przywitało nas słońce. Jak co dzień kupujemy całodniowy bilet metra za 710 jenów i jedziemy do zachodniego Shinjuku.
To najnowsza część Tokio, zabudowana wysokościowcami na najdroższych działkach stolicy Japonii. Codziennie do pracy przyjeżdża tu ponad ćwierć miliona ludzi. W 1960 roku władze ogłosiły to miejsce „ drugim sercem miasta”, a gdy w 1991 roku zarząd miasta przeniósł się do wieżowca Metropolitan Government Offices, dzielnicę zaczęto nazywać „nowa stolica”. Budynek okrzyknięto „wieżą podatków”, gdyż koszt budowy, ponad 1 miliardów dolarów, oburzył wielu mieszkańców.
Wiele osób chcąc zobaczyć Tokio z góry wybiera płatną wieżę TV, a tymczasem całą stolicę można zobaczyć z góry siedziby tokijskich władz i to zupełnie za darmo.
Zespół dwóch wież połączonych fasadą nawiązuje do tradycyjnej architektury i do elektronicznych obwodów scalonych.
Wchodzimy do budynku, aby wyjechać windą do góry. W środku znajdują się bramki do wykrywania metalu jak na lotniskach, stoją też strażnicy, przechodzimy rutynową kontrolę i wyjeżdżamy do góry.
Mamy szczęście bo pogoda jest dziś łaskawa i widok na Tokio mamy idealny. Choć podobno, gdy jest naprawdę idealnie to można zobaczyć świętą górę Japończyków Fuji. Ja jednak jej nie widzę.
Tokio jest olbrzymie, całe miasto z każdej strony tarasu widokowego rozciąga się po horyzont. Choć ten najbliższy widok z kilku stron osłaniają pobliskie drapacze chmur.
U góry jest także sklep z pamiątkami i dla dzieci przyjaciół kupujemy piękne modele japońskich Shinkansenów. Zastanawiam się przy okazji, czy nie złożyć mamie życzeń ponieważ jest 12 maja, a to w Japonii dzień matki.
Spędzamy u góry dłuższą chwilę, naprawdę chce się patrzyć na to olbrzymie nowoczesne miasto.
W końcu wracamy na dół. Udajemy się do metra na stacji Shinjuku. To najbardziej ruchliwy dworzec świata, przewija się codziennie przez niego dwa miliony pasażerów. To ważna stacja dla kolei japońskich, tokijskiego metra oraz autobusów podmiejskich. Podczas porannych godzin szczytu pracują tu słynni „upychacze” – pracownicy wpychający ostatnich pasażerów do wagoników metra i pilnujący by drzwi nie zatrzasnęły się na czyjejś nodze czy łokciu.
Wzdłuż korytarzy łączących wszystkie linie kolejowe, metra i autobusów znajduje się masa różnego rodzaju sklepów. W tym labiryncie łatwo się zgubić i czasem aby się zorientować w położeniu pomaga wydostanie się na chwilę na zewnątrz. W latach 80 i 90 istniało tu także olbrzymie miasteczko bezdomnych zbudowane z kartonowych szałasów. Zostało jednak zlikwidowane, a wielu bezdomnych przeniosło się w okolice parku Ueno.
Metrem jedziemy w okolice parku Kitanomaru, to jedno z najpiękniejszych miejsc w Tokio w czasie kwitnienia wiśni, my niestety jesteśmy już po tym okresie. Park założono w 1969 roku, na terenie należącym niegdyś do gwardii cesarskiej.
Jest niedziela więc spotykamy masę japońskich rodzin, wszyscy wybrali się, by odpocząć w weekend od zgiełku miasta. W którymś momencie wspominałem o tym, że w Japonii można spotkać tylko mężczyzn w garniturach, ale jest weekend i spotykamy wreszcie facetów w jeansach. Jednak czasem odpoczywają od pracy.
W parku odbywają się zawody we wspinaniu się na drzewa, dyscyplina mi nie znana. Sądząc po zainteresowaniu widzów, ilości sędziów oraz poziomu zawodników odnoszę wrażenie, że musi być to dość popularne w Japonii.
Przystajemy na chwilę by popatrzeć i podziwiać jak można się profesjonalnie wspinać na drzewa.
Obchodzimy park dookoła i kierujemy się odwiedzić cesarza. Pewnie pamiętacie jak w Kioto miałem się z nim spotkać w parku i nasze spotkanie nie doszło do skutku, bo był poniedziałek i wszystko zamknięte, a sam cesarz zwiał i nie chciał ze mną dyskutować.
Może tym razem się uda ?
Ieyasu, pierwszy szogun Tokugawa, w 1590 roku zaczął w tym miejscu budowę zamku. Jego następcy w epoce Edo przekształcili budowlę w największy zamek, z którego zachował się tylko wewnętrzny okręg. Cesarz i jego rodzina mieszkają w zachodniej części zespołu, w Pałacu Cesarskim, wzniesionym na nowo w miejsce zniszczonego podczas II wojny światowej.
Podchodzimy bliżej i bliżej. Patrzę, czy cesarz czeka już na mnie u bram, ale dostrzegam tylko strażników. Pewnie za chwilę go poinformują, że jestem i zaraz się przywitamy.
Niestety, nie chcą tego zrobić, niewdzięcznicy, a ja tyle kilometrów tu leciałem, a potem shinkansenem jechałem.
Jak się okazuje Pałac Cesarski można zwiedzać dwa razy w roku, w Nowy Rok i w dniu urodzin cesarza. Dziś niestety nie wypadają te daty i mogę sobie pałac zobaczyć przez fosę, szkoda bo za wiele nie widać.
Odchodzimy trochę zawiedzeni, przed nami ładna fasada Tokio, gdzieś w głębi muzeum Mitsubishi.
To pierwsza siedziba tego koncernu, w środku znajduje się ekspozycja rozwoju tej korporacji.
Dyskretnym krokiem idziemy na stację Marunouchi i wracamy do naszej dzielnicy, chcemy chwilę odpocząć w hotelu przed dalszym zwiedzaniem, udajemy się też na mały obiadek w naszej ulubionej i najtańsze, knajpce w Tokio. Jak zwykle smacznie.
Po obiedzie udajemy się do dzielnicy Roppongi. To zaprojektowane miasto w mieście, z osobnymi deptakami, placami z olbrzymia ilością małych sklepików, knajpek, galerii.
Można tez powiedzieć, że to muzyczna stolica Tokio, spotykają się tu wszystkie gatunki muzyki, zapewne dzięki młodzieży, która tu się licznie spotyka.
Troszeczkę chodzimy po okolicy, ale pewnie dlatego, że nie zamierzamy wstępować do Hard Rock Cafe czy kina, to nie ma co tu dłużej robić. Ewa kupuje tylko cynamonową bułeczkę stojąc w olbrzymiej kolejce i zmieniamy nasze miejsce w Tokio.
Tym razem jedziemy zobaczyć Harajuku. W 1964 roku była główną stacją wioski olimpijskiej, napływ międzynarodowej kultury w czasie igrzysk zmienił obraz dzielnicy, przyciągając młodych ludzi zwolenników nowych prądów.
Dziś Harajuku jest dzielnicą mody, międzynarodowej elegancji i ubrań z najwyższej półki.
My jednak na początek kierujemy się do pobliskiego parku Yoyogi. Od czasów Olimpiady, przez prawie 30 lat co niedziela występowali w parku niezliczeni artyści i zespoły. Jednak w połowie lat 90, obawiając się wzrostu przestępczości władze miasta położyły kres tym popisom.
Niedziela to nadal dobra pora by spotkać tu młodych japońskich artystów, niezliczone tłumy studentów siedzą na kocykach i popijają piwko i słuchają muzyki na żywo, co niektórzy nawet tańczą. Sporo osób przyszło też na długi spacer. Ciekawe weekendowe miejsce dla spotkań młodych. My też zaszywamy się na chwilę między nimi, ale trochę się różnimy, choć trzeba przyznać, że można tu sporo spotkać także białych.
Wracamy na ulicę handlową z modnymi sklepami. Niesamowity tłum cały czas przesuwa się po ulicach. Też odwiedzamy jeden ze sklepów i idziemy na metro.
Wracamy do naszego hotelu, to już ostatnia noc w Japonii. Pakujemy walizkę i kładziemy się spać. Skończyliśmy zwiedzanie Korei Południowej i Japonii. Za nami 17 dni podróży. Pobudka bardzo wcześnie rano bo o 4:00. Musimy zdążyć na samolot do domu.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).