Z Tajlandii do Laosu – Luang Prabang.
No w Laosie to jeszcze nas nie widzieli, pomyślałem sobie po tym jak kupiłem bilety do Bangkoku. Pomysł był prosty, zwiedzimy północ Tajlandii, po czym przedostaniemy się jakoś do Laosu.
I tak też zrobiliśmy, najpierw Bangkok, z resztą po raz któryś tam. Potem północna Tajlandia, z bazą w Chiang Mai. W końcu nasz pobyt miał się skończyć i trzeba było ruszyć do LAO.
Sprawdziłem wiele sposobów dostania się do Laosu. Najbardziej popularną wśród podróżników był dwudniowy rejs Mekongiem. Jako, że już kilkakrotnie pływałem po tej rzece, nie za bardzo odpowiadał mi ten sposób przemieszczania się, szczególnie, że nasz czas był dość mocno ograniczony.
Kolejną możliwością była szybka łódź motorowa, jednak jak zobaczyłem siebie oczami wyobraźni, podskakującego na falach w wąskiej łodzi i kasku przez kilka godzin z tyłkiem wciśniętym pomiędzy pozostałych szaleńców podróży, to także ten pomysł postanowiłem odrzucić.
Najszybszym, ale nie najtańszym środkiem podróży okazały się laotańskie linie lotnicze.
Przyzwyczajony do taniego latania, próbowałem różnych podchodów i kombinacji, by zbić cenę biletu z Chiang Mai do Luanag Prabang. Niestety cena ani drgnęła, w końcu trzeba były podać numer karty kredytowej i odżałować. Bilety dostaliśmy na maila, środki poszły z konta. Wszystko działało normalnie.
Zamówiliśmy w naszym hotelu busa hotelowego na lotnisko. Chiang Mai to nie Bangkok, choć jest drugim co do wielkości miastem Tajlandii. Na lotnisko dojeżdżamy w 10 minut, choć nasz hotel był w centrum miasta.
Nasz lot planowo miał być o 15:40, ale na tablicy wyświetla się 15:05, nikt nas nie raczył poinformować, bo i po co. Dobrze, że wybraliśmy się trochę wcześniej.
Lotnisko jest niezbyt duże, w porównaniu do tych w Bangkoku jest małe. Odprawa poszła szybko, i pomimo tego, że mieliśmy lot przyspieszony o kilkadziesiąt minut to i tak było sporo czasu by jeszcze poszwędać się po lotnisku.
Obserwowałem pasażerów jacy zaczęli się zbierać, nie było wśród nich ani jednego Taja, a więc zapewne znajdują tańszą formę dostania się do Laosu. Pojawiła się Laotańska rodzina, bardzo odświętnie ubrana, co ciekawe wyszedł po nich kapitan samolotu, a kiedy kapitan samolotu wita kogoś osobiście to znaczy, że ten ktoś musi być ważny. A więc tylko ważnych ludzi z Laosu stać na bilety Lao Air ? pewnie tak, bo pozostali pasażerowie to biali turyści z całego świata. Samolot był pełny w połowie. Mały ATR wystartował o czasie i w powietrzu byliśmy o 15:15, a już o 16:05 siadaliśmy w Luang Prabang.
Witajcie w Laosie.
Lotnisko w Luang Prabang jest bardzo kameralnym lotniskiem. Takim uroczym maleństwem.
Żeby wjechać do Laosu potrzebujemy wizę. Można ją uzyskać na lotnisku. Wypełniamy wniosek wizowy dokładamy zdjęcie i podajemy przez małe okieneczko. Robią tak wszyscy biali, a więc cała procedura trwa. Laotańczycy są znani z tego że szanują czas. Naprawdę w ogóle im się nigdzie nie spieszy. Obracają i przekładają te paszporty z lewa na prawo i z prawa na lewo. W Kambodży takie zadanie celnicy wykonują już taśmowo, rośnie bardzo szybko turystyka to się nauczyli. W Laosie nadal mają czas. Nasze paszporty trafiają na sam spód wszystkich paszportów, w związku z tym czekamy do samego końca na wizę i jako ostatni opuszczamy lotnisko. Wiza kosztuje 30 USD + 1 dolar za serwis celników.
Jak się dostać do miasta ? prosto wystarczy wykupić miejsce w busiku z lotniska do miasta, a busik dowiezie was pod wskazany adres. Koszt to 6 USD.
Jedzie z nami para Amerykanów, rozmawiamy sobie o Azji i tak przyjemnie mija nam w sumie dość krótka podróż. Kiedy zatrzymujemy się pod ich hotelem, Amerykanka próbuje wyskoczyć z busa wprost pod nadjeżdżający samochód, dostrzegam i łapię ją za rękę tak by auto jej nie potrąciło. Niestety łapię ją za nadgarstek gdzie ma zegarek. Zegarek rozpada się pod wpływem mojej siły i spada na ulice. Amerykanka jest niepocieszona. Pytam się, czy kupiła go w Bangkoku na Khao San – potwierdza, że to podróbka.
Nasz hotel to:
Villa Senesouk Hotel – możesz go zarezerwować pod tym linkiem.
Hotel doskonały, jak dla nas prawie idealny. Tani, czysty, z miłą obsługą. Co bardzo ważne jest w miejscu, gdzie codziennie o poranku rozpoczyna się ceremonia wręczania jałmużny. Z tego miejsca wyruszają mnisi buddyjscy, by dostać codzienną porcję jedzenia. Więc jeśli nie chcecie wcześnie rano się zrywać na ceremonię i gnać przez Luanag Prabang – ten hotel będzie bardzo dobrym wyborem. Do tego nasz pokój miał mały taras z widokiem na główną ulicę miasta.
Po zakwaterowaniu ruszamy w miasto, chcemy się rozejrzeć, wymienić dolary i sprawdzić lokalne biura podróży.
Luang Prabang znajduje się w północnym Laosie, na prawym, wysokim brzegu Mekongu, w miejscu ujścia rzeki Nam Khan. Tuż przed ujściem rzeka Khan skręca ostro w prawo, przez co część miasta znajduje się na powstałym w ten sposób półwyspie. W centrum Luang Prabang znajduje się wzgórze Phu Si (wys. wzgl. ok. 100 m). Miasto otoczone jest zbudowanymi z wapienia wzgórzami sięgającymi wysokością 600 m n.p.m.
Według jednej z legend, podczas swojej podróży po Azji Południowo-Wschodniej Budda odpoczął na brzegu Mekongu. Miał się on przy tym uśmiechnąć i przepowiedzieć, że w przyszłości powstanie w tym miejscu bogata i potężna stolica państwa – przyszłe Luang Parbang. Inna legenda przypisuje lokalizację miasta wyborowi dwóch pustelników, którzy zostali urzeczeni pięknem miejsca i nadali mu nazwę Xieng Dong (lub Xieng Thong) na pamiątkę rosnącego tam drzewa. Początkowo miały tam mieszkać jedynie fantastyczne stwory, które po swojej śmierci stały się duchami opiekuńczymi miasta. Następnie pojawili się ludzie. Wreszcie z północy przybyli Laotańczycy pod wodzą swojego legendarnego króla Khun Lo, który nadał miastu nazwę Muang Java.
Nazwę miasta Luang Prabang można przetłumaczyć jako Królewskie Miasto Delikatnego Obrazu Buddy. Pochodzi ona od posągu Buddy podarowanego w 1359 r. księciu Fa Ngumowi przez władcę Imperium Khmerów. Pod obecną nazwą jest ono znane od ok. 1560 r.
Do roku 1975 Luang Prabang było stolicą Laosu.
Trzeba przyznać, że to najspokojniejsze miasto, w jakim byliśmy w Azji, a w kilku byliśmy. Na ulicach w ogóle nie ma ruchu, wszyscy sprawiają wrażenie sennych, lub pod wpływem czegoś wyjątkowo uspokajającego. Jeśli popatrzeć by na zegarek, można by odnieść wrażenie, że wskazówki zegara delikatnie się cofają zamiast odmierzać surowo czas.
Miasto spokojnie można zwiedzać na piechotę, z resztą to bardzo przyjemny spacer. Pierwszego popołudnia, tak jak wspomniałem robimy rozeznanie. Chcemy się dowiedzieć ile będzie kosztował nas transport do Vang Vieng. Znajdujemy coś za 130 000 LAK. Wymieniamy też dolary i baty które nam zostały po Tajlandii, kurs USD do LAK 1:7930, po wymianie jesteśmy milionerami. Szukamy też biura, podróży w którym wykupujemy wycieczkę na następny dzień do jaskiń Pak Ou.
To podobno najważniejsza atrakcja w czasie pobytu w Luang Prabang.
Gdy już zorientowaliśmy się w układzie miasta, a nie jest to trudne, bo to naprawdę małe i klimatyczne miasteczko, postanowiliśmy coś zakupić na nocnym bazarze.
Trzeba przyznać, że nie ma tu za wiele chińszczyzny, zresztą chyba koszty robocizny są tu tańsze. Jest sporo pięknych ręcznie robionych wyrobów. Więc od razu zabraliśmy się za kupowanie kolczyków, bransoletek, koszulek, ręcznie robionych toreb, a nawet kupiliśmy procę. Sporo osób może powiedzieć, że cepelia, ale z drugiej strony w jakiś sposób pozwala żyć okolicznym wioskom, które te wszystkie towary produkują na handel. Nam się bardzo podobało.
Jeszcze zatrzymujemy się na przepyszną kolację, w okolicy nocnego targu. Wszędzie znajdziecie stoiska ze świeżym i pysznym jedzeniem. Do tego laotańskie piwo, czego potrzeba więcej.
Po dniu pełnym wrażeń wracamy do hotelu. Nasz dzień zacznie się bardzo wcześnie bo musimy zdążyć na poranną ceremonię jałmużny. Na szczęście mamy blisko, bo na drugą stronę ulicy. Potem czeka nas rejs i zwiedzanie świątyń.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.