Czarnobyl – Prypeć. Ukraina.
Jest 25.04.1986r. godzina 23:04, młody inżynier Leonid Toptunow rozpoczyna przeprowadzenie eksperymentu w elektrowni w Czarnobylu.
Jego zwierzchnikiem na nocnej zmianie będzie Aleksander Akimow.
Tego wieczora ci dwaj panowie odegrają swoje najważniejsze życiowe role, ich czyny doprowadzą do największej katastrofy w historii energetyki jądrowej i jednej z największych katastrof przemysłowych XX wieku. Sami poniosą za to najwyższą cenę. Zmienią się losy dziesiątek tysięcy ludzi, a skutki tego wydarzenia będziemy odczuwać jeszcze wiele wiele lat.
Elektrownia jądrowa w Czarnobylu leży w pobliżu miasta Prypeć na Ukrainie, 18 km na północny zachód od miejscowości Czarnobyl, 16 km od granicy ukraińsko-białoruskiej i około 110 km od Kijowa. W jej skład wchodzą cztery reaktory typu RBMK-1000, każdy o maksymalnej mocy 1 GW. W momencie katastrofy wspólnie wytwarzały około 10% energii elektrycznej produkowanej na Ukrainie.
Budowa elektrowni rozpoczęła się w latach 70. XX wieku. Reaktor nr 1 uruchomiony został w roku 1977, po czym oddano do użytku reaktor nr 2 (1978), nr 3 (1981) i nr 4 (1983). W momencie wypadku trwała budowa kolejnych dwóch reaktorów nr 5 i nr 6, także o mocy 1 GW każdy.
Przyczyną eksperymentu, który przeprowadzano wynikła ze zmian w projekcie, którego wcześniej nie przetestowano.
Część energii elektrycznej wytwarzanej przez każdy blok energetyczny była zużywana na potrzeby własne tego bloku, zasilanie pomp wody chłodzącej, systemów kontrolnych itp. Gdyby doszło do konieczności wyłączenia reaktora, energia byłaby zapewniana początkowo przez awaryjne agregaty prądotwórcze, a potem z zewnątrz (inne bloki lub elektrownie). Podczas budowy elektrowni okazało się, że awaryjne agregaty prądotwórcze uzyskują wystarczającą moc dopiero po 60 sekundach od ich włączenia (i wyłączenia reaktora), a turbogenerator po wyłączeniu reaktora dzięki sile rozpędu jest w stanie zapewniać wystarczającą moc zaledwie przez 15 sekund (później napięcie spadało poniżej wartości minimalnej wymaganej przez zasilane systemy). Oznaczało to, że przez 45 sekund systemy kontrolne i bezpieczeństwa reaktora nie byłyby zasilane.
I teraz stop. Przygotowując się do napisania tekstu o moim pobycie w Czarnobylu, przeczytałem sporo materiałów powszechnie dostępnych w Internecie, zapiski tych którzy przeżyli, wspomnienia o tych którym nie było to dane, obejrzałem też kilka dokumentów. O ile na samym początku myślałem, że wszystkiemu winny jest Leonid Toptunow, o tyle w miarę czytania i poznawania historii każdego z uczestników tego koszmarnego dnia, dochodziłem do wniosku, że to nie takie proste ustalić jednego winnego.
Ilość informacji i wspomnień jaką można znaleźć jest imponująca, nie sposób tu ich przybliżyć, nawet kilku procent tych informacji. Cierpliwy i chętny wiedzy czytelnik bez problemu wyszuka i doczyta to w Internecie. I czym więcej będzie czytał, tym mniej będzie pewny kto zawinił i kogo można by obciążyć za wybuch reaktora w elektrowni w Czarnobylu.
Od dawna chciałem przyjechać w to miejsce, pamiętam jak w dzieciństwie szliśmy wszyscy do przychodni na osiedlu by napić się płynu Lugola. Pamiętam jak moja mama martwiła się, jak go podać mojej półrocznej siostrze. Rosjanie dopiero po kilku dniach przyznali się, że coś im tam na Ukrainie wybuchło, choć radio BBC mówiło już o tym od kilku dni. Polscy naukowcy też mieli wcześniej odczyty o wysokim promieniowaniu, ale oficjalnie w demoludach wszyscy milczeli skoro KC ZSRR też milczało.
Większość moich znajomych reagowała dość sceptycznie na informacje, że się tam wybieram. Wszyscy mają w głowie konflikt na linii Ukraina – Rosja, o Donbas czy o Krym. Obrazy z Majdanu w Kijowie też nadal są aktualne w ich głowach, więc sporo osób ma obawy w podróżowaniu na Ukrainę. No i do tego ta elektrownia, która choć już nie działa, nadal jest groźna.
Aktualnie promieniowanie w okolicach Czarnobyla nie przekracza bezpiecznego poziomu i jest niewiele wyższe od tego w Warszawie. Legendy o tym, iż po powrocie będą Ci świeci oczy albo że wyrośnie ogon są mocno przesadzone.
Wjechanie w strefę może się odbyć tylko po uzyskaniu odpowiedniego zezwolenia, więc nie jest tak, że podjedziecie samochodem i zostaniecie wpuszczeni. Na środku drogi jest szlaban, stoją policjanci w kamizelkach z napisem milicja ( chyba jeszcze im nie zmienili kurtek ), musimy wysiąść z autobusu i pokazać swoje paszporty, każdy jest szczegółowo sprawdzany.
Naszym pierwszym punktem zwiedzania strefy jest Duga czyli po rosyjsku Łuk. Dopiero od dwóch lat można zwiedzać to miejsce, ta olbrzymia konstrukcja to radar pozahoryzontalny. Miał za zadanie wykrywać pociski balistyczne nadlatujące od strony zachodu. Nazywany wśród krótkofalowców jako Rosyjski Dzięcioł, ze względu na charakterystyczny dźwięk jaki można był usłyszeć w nasłuchu gdy był włączony. Chyba pierwsi wykryli go fińscy krótkofalowcy. Podobno gdy działał potrafił nawet zakłócać odbiór telewizji w USA. Przez wywiady nazywany był jako Oko Moskwy luba Czarnobyl 2.
Czarnobyl 2 wymagała około 1000 osób obsługi. W rejonie kompleksu zbudowano dla personelu i ich rodzin zamknięte miasteczko, nazwane Kurczatow. Personel stacji nadawczej mieszkał w specjalnie wybudowanym miasteczku Lubecz-1, które dzisiaj stoi opuszczone.
Decyzję o budowie systemu Duga w Czarnobylu podjęto w 1969 roku. Stacja rozpoczęła pracę w lipcu 1976 roku. 26 kwietnia 1986 radar został wyłączony, aby ochronić jego elektronikę przed uszkodzeniem, które mogło być wywołane podwyższonym promieniowaniem związanym z katastrofą nuklearną w Elektrowni Atomowej w Czarnobylu. Ostateczne zamknięcie obiektu nastąpiło w sierpniu 1988, gdy okazało się, że z powodu wysokiego promieniowania obiekt nie będzie działać.
Masa całej konstrukcji w Czarnobylu2 to ok. 13000-14000 ton.
Aktualnie nie ma środków na rozebranie anteny, i góruje ona nad całą okolicą, wejście na jej szczyt zajmuje około 25 minut wysportowanej osobie, rozważano wysadzenie konstrukcji ale są obawy, że tak wielka opadająca masa żelastwa mogła by spowodować wstrząs, który zagroził by wygaszonym reaktorom w elektrowni.
Wracamy do autobusu, czas na główny punkt programu. Jedziemy pod elektrownię, betonową drogą ułożoną z płyt docieramy dość szybko do głównej drogi by po chwili zobaczyć ten słynny nieszczęsny czwarty reaktor.
Tyle razy widziałem go w telewizji, na zdjęciach w różnych programach naukowych. Z daleka wygląda dokładnie tak samo, przed nim wszystkie trzy poprzednie reaktory, a po naszej prawej stronie, niedokończone reaktory 5 i 6.
Podjeżdżamy pod główną bramę elektrowni, miejsca gdzie jest pomnik upamiętniający tą katastrofę, nasz ukraiński przewodnik prosi byśmy nie celowali obiektywami w budynek gdzie są strażnicy.
Stojąc przy pomniku i patrząc w stronę tego co zostało po wybuchu z reaktora zastanawiam się jak wyglądała dokładnie ta noc i dzień po. Nie wszystko pokazali i powiedzieli Rosjanie, po wielu latach chyba nadal sporo rzeczy pozostaje niewiadome choć w czasie procesu ci, którzy przeżyli dość dokładnie opisali przebieg zdarzeń. Ale wiadomo, że każdy próbował przedstawić to tak by jak najbardziej wybielić siebie, prawa głosu nie mieli jednak Ci którzy zginęli w chwili wybuchu lub wskutek choroby popromiennej kilkanaście dni później.
Naszym kolejnym punktem zwiedzania jest opuszczone miasto Prypeć.
Miasto zostało założone 4 lutego 1970 r. jako osiedle dla pracowników elektrowni jądrowej w Czarnobylu, w odległości około czterech kilometrów od samej elektrowni. 27 kwietnia 1986 r., dzień po katastrofie w Czarnobylu, zapadła decyzja o (w pierwotnych zamiarach czasowej) ewakuacji miasta. Około 50 tysięcy mieszkańców do wieczora musiało opuścić swoje domy. Od godziny 14:00 do 16:30 przebiegła właściwa ewakuacja. Dwie godziny później oddziały milicji ponownie przeszukały miasto, odnajdując 20 osób, które miały zamiar uniknąć wyjazdu. Dla pracowników elektrowni i ich rodzin w latach 1986-1988 zbudowano nowe miasto Sławutycz.
Miasto wybudowane w tamtych czasach dla pracowników elektrowni było swoistą wizytówką komunistycznego świata. Wszystkie bloki nowiutkie, szerokie ulice, a pomiędzy nimi zieleń. Na dokumentach z tamtych czasów możemy zobaczyć uśmiechniętych młodych ludzi, matki spacerujące z dziećmi i wszyscy zadowoleni. Średnia wieku Prypeci w momencie wybuchu reaktora wynosiła 26 lat, a więc do pracy byli ściągani najmłodsi obywatele. Zresztą praca tu właśnie ze względu na elektrownię była swego rodzaju nobilitacją. Lepiej zaopatrzone sklepy, lepsze pensje no i wszystko jakoś tak przygotowane dla socjalistycznego człowieka.
Jedno przedszkole, jedna szkoła, jeden dom kultury, jedne basen, jeden dom handlowy, jeden szpital, jedna szkoła muzyczna, jeden park rozrywki, jeden hotel dla przyjezdnych. Może przesadzam z tym „jeden” faktycznie było więcej szkół i przedszkoli, ale taka myśl mnie naszła, wszystko tak sprytnie i wzorcowo z komunistycznym ideałem.
Co ciekawe nie postawiono ani jednej cerkwi.
Wszystko przemyślane.
Dziś powszechnie uważa się, że niepotrzebnie przesiedlono na stałe ludność miasta i okolicznych wsi. Przeprowadzona w dzień po awarii reaktora pierwsza ewakuacja 49 360 osób z miasta Prypeć oraz 254 osób z pobliskiego Janowa miała uzasadnienie, gdyż w tym dniu istniała możliwość przebicia się stopionego rdzenia do dolnych pomieszczeń, w których mogła znajdować się woda, przez co wybuch pary wodnej mógł skazić miasto. Ówczesne władze nakazały ewakuować ludność z terenów skażonych cezem-137 na poziomie powyżej 37 kBq/m2. Zalecenie to było niczym nieuzasadnione, gdyż takie skażenie generuje dawkę promieniowania 0,2 mSv/rok, czyli ponad dziesięciokrotnie mniejszą niż średnia dawka pochodząca od naturalnych źródeł promieniowania.
Do wizyty w Prypeci trzeba się trochę lepiej ubrać, powiedzmy jak na przygodę w lesie. Warto mieć twarde ale wygodne buty. Niestety przez lata miasto było wielokrotnie szabrowane i okradane, wszystko czego nie dało się zniszczyć lub wyrwać i sprzedać leży teraz na ziemi lub się poniewiera.
Bardzo dużo potłuczonego szkła, które może pociąć buty.
My odwiedzamy po kolei szkołę z basenem.
Potem wspinamy się na dach 14 piętrowego wieżowca, oczywiście windy nie działają, a do szybu windy można wpaść bez problemu bo na wielu piętrach drzwi do windy są otwarte lub wyrwane.
Wchodzę do niektórych opuszczonych mieszkań, czuję się trochę jak intruz, choć pewnie były tu już dziesiątki ludzi przed mną, w większości złodziei i poszukiwaczy obcego majątku.
Czuję się jednak jak bym wkraczał w czyjś prywatny świat, siłą mu odebrany, wyrwany nagle z dłoni.
Widok z dachu na zarośniętą okolicę jest niesamowity ale też i upiorny. Drzewa i inne rośliny zabrały to miasto. Przykryły jego ulice, place i chodniki. Tylko czubki najwyższych bloków jeszcze wystają.
W oddali widać Oko Moskwy.
Po lewej elektrownię z nowym sarkofagiem.
Wszystko takie lekko depresyjne. Nawet może upiorne o innej porze dnia.
Wracamy na dół. Mam wrażenie, że chyba nigdy przed blokami nie było tu parkingów dla samochodów. Niby wszystko zarosło, ale nie na tyle by nie odróżniać jeszcze kształtów osiedla, brakuje mi tylko parkingów, czy mieszkańcy mieli prywatne samochody ? nie wiem.
Gdzieś tu kiedyś był stadion, pewnie już się na nim szykowano do defilady z okazji 1 Maja, ale tego pamiętnego roku 1986 nie było im dane. Resztki trybun, a gdzie boisko chyba gdzieś tam.
Park rozrywki ze znanym z innych zdjęć, diabelskim kołem, jakże ta nazwa pasuje do aktualnej sytuacji.
Idziemy między blokami, odwiedzamy były dom kultury „ Energetyk”.
Mijamy hotel.
I na koniec odwiedzamy szkołę muzyczną, zdjęcie fortepianu na którym już nikt nie zagra, po wybuchu zamarła tu cisza na wieki.
To już koniec zwiedzania strefy, przed samym wyjazdem podjeżdżamy zobaczyć sumy, podobno wyrosły w tutejszych warunkach, wchodzimy na most ale niestety po sumach ani śladu, chyba najedzone sobie gdzieś popłynęły.
Wyjeżdżamy z Czarnobyla, ostatnie pamiątkowe zdjęcie przy obelisku z napisem Czarnobyl.
Ruszamy w stronę Kijowa, oczywiście przy wyjeździe ze strefy ostatnia kontrola, czy aby za bardzo nas nie napromieniowało, wszyscy musimy wysiąść z autobusu, przejść przez budkę, gdzie poprzez przyłożenie dłoni sprawdzane jest nasze napromieniowanie. Każdy dostaje komunikat – czysto – można jechać dalej.
Przed nami stolica Ukrainy – Kijów.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.