Bukareszt, czyli męski weekend. Starówka. Cz.3. ostatnia.
Bukareszt, czyli męski weekend. Starówka. Cz.3. ostatnia.
Dziś zapraszam Was na spacer po starówce Bukaresztu.
Jedną z pierwszych atrakcji będzie:
Katedra Świętego Józefa w Bukareszcie – główna świątynia archidiecezji Bukaresztu.
Wybudowana z surowej czerwonej cegły. Jest głównym miejscem nabożeństw dla bukareszteńskich katolików. Wybudowana w 1883 według projektu austriackiego architekta Friedricha Schmidta z Wiednia. Jej neoromańska fasada główna zawiera elementy neogotyckie, szczególnie portal i doskonałą rozetę.
Potem dumnym krokiem mijamy Sala Palatului – to hala konferencyjna i koncertowa, zbudowana w latach 1959 – 60. Jeszcze przed czasami Czauczesku.
By chwilę później wejść w piękny ale mały park. Swoją drogą sporo tu tych parków, są trochę oderwane od tego odrapanego miasta, zadbane, świeże, czyste.
Na końcu parku jest Cerkiew Kretzulescu – cerkiew prawosławna, ufundowana przez bojara Kretzulescu i jego żonę Saftę, wzniesiona w latach 1720–1722.
Wewnątrz znajdują się freski wykonane w latach 1850–1859 przez Gheorghe Tattarescu. Pierwotnie malowana była również na zewnątrz, ale po renowacji przeprowadzonej w latach 1935–1936 pozostawiono elewacje z czerwonej cegły.
Poważnie uszkodzona podczas trzęsienia ziemi w 1940, wyremontowana trzy lata później. W początkach rządów komunistycznych planowano jej rozbiórkę, ale dzięki wstawiennictwu architektów zdecydowano się jednak ją zachować. Po trzęsieniu ziemi w 1977 ponownie przeszła poważny remont, a kolejny już po rewolucji rumuńskiej 1989 roku.
Obok jest Centralna Biblioteka Uniwersytecka z posągiem króla Karola I.
Wracamy powoli w kierunku starego miasta. Znowu przechodzimy obok Cercul Militar National tym razem jest ładniejsza pogoda i zdjęcia wychodzą zdecydowanie lepiej.
Został zbudowany w 1911 roku, w miejscu starego klasztoru, w czasie okupacji niemieckiej w 1919 roku został dość mocno zdewastowany i po remoncie otwarty dopiero w 1923. W czasach komunistycznych nosił nazwę „ Centralnego Domu Armii”.
Dziś uważany jest za zabytek historyczny i architektoniczny. Stanowi on centralną instytucję kultury rumuńskiej armii i jest wykorzystywane do różnych wydarzeń kulturalnych i w celach reprezentacyjnych.
My tym czasem udajemy się w okolice skweru Uniwersyteckiego, by chwilę odpocząć na ławeczce przy niewielkim parku Coltea.
W pobliżu napotykamy Cerkiew Colțea, wł. cerkiew Trzech Świętych Hierarchów – prawosławna cerkiew w jurysdykcji Rumuńskiego Kościoła Prawosławnego.
Cerkiew ufundował w latach Michał Cantacuzino w latach 1701–1702. W 1739 obiekt został przebudowany, przekształcono również wystrój jego wnętrz. Wieża ta była trzykrotnie uszkadzana podczas trzęsienia ziemi w 1802, 1829 i 1838, zaś w 1888 została ostatecznie zniszczona podczas rozszerzania ulicy.Trzęsienie ziemi z 1838 zniszczyło również cerkiew, która w 1841 została odnowiona przez Conrada Schwinka, Kolejne straty cerkiew poniosła podczas bombardowania w 1944; została odnowiona pięć lat później
W 1986 władze komunistyczne zgodziły się na kolejny remont obiektu, po czym nakazały zamknięcie cerkwi pod pretekstem niemożności pogodzenia uroczystości liturgicznych z pracami konserwatorskimi. Następnie jednak przerwano również remont. Cerkiew została spontanicznie otwarta 22 grudnia 1989, podczas rewolucji w Rumunii, dzień po stłumieniu antyrządowych protestów w Bukareszcie.
Kolejne prace konserwatorskie w świątyni miały miejsce w ostatniej dekadzie XX w.
Po drugiej stronie ulicy znajdujemy pomnik wilczycy. Rumuni chlubią się tym, że są jedynym narodem wschodnio-romańskim, co podkreślają niemal na każdym kroku, w każdym większym mieście stoi kopia wilczycy kapitolińskiej karmiącej Romulusa i Remusa.
Wchodzimy w starówkę, dziś ładniejsza pogoda i jakoś tak bardziej jesteśmy wypoczęci. Wybrukowanymi kamieniem uliczkami chodzimy w każdym kierunku. Masa tu sklepów z pamiątkami, knajpek i różnych atrakcji dla turystów. Co ciekawe nie dostrzegłem prawie w ogóle restauracji z rumuńskim jedzeniem, za to chińskiego, tajskiego czy włoskiego jedzenia było po kucyki.
Kiedyś w Bukareszcie była cała masa bezdomnych psów, może dlatego pomnik Trajana, który znajduje się przed Muzeum Narodowym nazywany jest „pomnikiem bezdomnego psa”. Coś chyba poszło nie tak, przy projektowaniu i wykonaniu pomnika cesarza który podbił Dację.
Na koniec naszego spaceru wychodzimy nad brzeg rzeki Dymbowicy, to rzeka nad którą leży Bukareszt, ma 269 km.
Wracamy do hotelu, ulicami, uliczkami i chodnikami. Z przyjemnością obserwujemy romantyczny sposób parkowania, na chodnikach, wysepkach i przejściach dla pieszych. Przechodząc przez ulicę trzeba mieć się tu na baczności, a oczy z przodu i tyłu. Rumuńscy kierowcy mają trochę w mniejszym poszanowaniu pieszego, choć czasem zdarzali się jacyś mili dobrze wychowani dżentelmeni.
Na drugą połowę dnia zostawiamy sobie Park Herastrau −założony w 1936 roku wokół jeziora Herastrau (74ha) jest największym parkiem w Bukareszcie.
Położony jest w północnej części miasta. Obecnie park mieści się na powierzchni około 110 ha. Jezioro Herastrau w środku parku jest częścią łańcucha jezior rzeki Colentina . Park dzieli się na dwie części, otwartą i zamkniętą. W części zamkniętej mieści się Muzeum Wsi. Część zamknięta dostępna jest za opłatą.
Pierwotnie obszar parku pokrywało bagno, które zostało osuszone w latach 1930-1935. W całej historii, zwykle w zależności od rumuńskiego systemu politycznego, park otrzymał różne nazwy: Park Narodowy, Park Karola II i Park Stalina. Obecna nazwa Park Herastrau wywodzi się od nazwy jeziora.
Przed parkiem znajduje się pomnik Charles de Gaulle ale nie odkryłem dlaczego.
Sam park, tak jak inne w Bukareszcie jest oderwany od miasta, ładny i przyjemny. Latem tu musi być naprawdę super. Sporo tu rzeźb ogrodowych, pomników i alejek. Pewnie tu spotykają się zakochani w sobie Rumuni.
Na koniec kiedy już się ściemnia odnajdujemy łuk tryumfalny. Szkoda tylko, że osłonięty szmatą, bo jest w trakcie rekonstrukcji.
Do hotelu wracamy metrem, na naszą stację Gara de Nord. W Bukareszcie są 4 linie metra. Oznaczone od M1 do M4 oraz kolorami: żółtym, niebieskim, zielonym i czerwonym. Bilet możecie kupić w automacie i jest na dwa przejazdy. Niestety metro nie dojeżdża na lotnisko, ale są takie plany.
To już prawie koniec naszego zwiedzania Bukaresztu. Jeszcze tylko rano odwiedzimy dworzec na śniadanie i naszą zaprzyjaźnioną menelowską knajpę, oraz odbędziemy nasz ostatni spacer w pobliżu dworca.
Ostatnie kwiaciarnie, których w Bukareszcie jest więcej niż gdziekolwiek, ostatni bezdomni, który też tutaj nie brakuje i powoli wyruszamy na lotnisko.
Szukamy przystanku autobusu numer 780, nim właśnie dojedziemy na lotnisko. Kupujemy bilet w budce i kasujemy go w autobusie. Na lotnisko jedziemy w środku dnia około 40 minut.
Opuszczamy stolicę Rumuni. O ile Bukareszt wydaje się brudny, ukorzony, zmęczony, poszarpany i podrapany swoją historią, o tyle mam wrażenie, że z każdym dniem i miesiącem będzie się podnosił i ładniał. Zacierał będzie swoją trudną historię ostatnich lat. To na pewno nie jest teraz miasto na romantyczną randkę, ale chętni zwiedzania znajdą tutaj coś dla siebie. Chodząc uliczkami, po parkach i alejkach odnajdą ciekawe miejsca, poczują jak to miasto żyje i może trafią na coś pięknego.
Jeśli znajdziesz tylko chwilę pakuj się i jedź zobaczyć to miasto.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.