Good Morning, Wietnam.
Wietnam.
Pewnie wielu z Was, widziało ten film z Robinem Williamsem. Prezenter radiowy przybywa do Wietnamu by umilić czas żołnierzom. Audycja, którą zaczyna prowadzić, szybko zyskuje uznanie prostych żołnierzy, ale nie spotyka się ze zrozumieniem przełożonych.
Po praz pierwszy ten film widziałem wiele lat temu na VHS. Jeszcze całkiem niedawno nie zdawałem sobie sprawy, że film oparty jest na faktach i opowiada prawdziwą historię Adriana Cronauera. Jeśli chcecie posłuchać ja wykrzykiwał słynne „Good Morning, Vietnam” – to polecam wyszukać go na yooutube.
Dziś chciałbym Was zabrać do Wietnamu.
Muszę przyznać, że kiedy byłem po raz pierwszy w Wietnamie nie zachwycił mnie. Mogę nawet śmiało powiedzieć, że go nie polubiłem. Wydawał mi się okropny. Zatłoczony. Pełen skuterów, tak nabity motorkami, że nie byłem w stanie zrobić zdjęcia by mi coś w kadr nie wjechało.
Może to była też wina złej organizacji wycieczki i pana pilota z którym byłem. Tak dobrze czytacie, za pierwszym razem w Wietnamie byłem na firmowym wyjeździe i szczerze mówiąc nic mi on nie dał.
Przez kilka lat byłem wściekły na Wietnam, zjechałem sam całą Azję i został tylko on. Postanowiłem zobaczyć go drugi raz, samemu zaplanować i zrealizować swój pomysł na podróż.
By nie przedłużać, za drugim razem Wietnam okazał się całkiem miły, a nawet fajny polubiłem go.
Lecimy do Wietnamu.
Wybierając się do Wietnamu, prawdopodobnie wybierzecie drogę lotniczą. Można też lądowo z Laosu czy Kambodży, ale raczej większość turystów dociera tu samolotem.
Pewnie też wybierzecie jedno z dwóch najważniejszych miast – Ho Chi Minh (wciąż zwany powszechnie Sajgonem) lub Hanoi.
Z portów lotniczych w Europie najwięcej lotów jest do Ho Chi Minh ze względu na biznesową pozycję tego miasta. Oczywiście jeśli będziecie szukać połączenia do Hanoi to także je znajdziecie.
Sporo podróżnych łączy swoją wyprawę do Azji Południowo-Wschodniej z innymi krajami, jak Tajlandia, Kambodża czy Malezja. Jest tu masa tanich kompani lotniczych gwarantujących wam szybkie dotarcie do celu.
Wiza do Wietnamu.
Póki co do Wietnamu potrzebujemy wizę. Ale nie jest to tak bardzo skomplikowane. Możecie ją uzyskać w Ambasadzie Wietnamu w Warszawie, albo co jest jeszcze bardziej proste uzyskać przez Internet promesę wizową. Na forach podróżniczych znajdziecie sporo informacji do kogo pisać w Wietnamie, są to zwykłe biura podróży, które po otrzymaniu waszych danych zorganizują za was wszystko. Ważne jest by wyszukać solidnego pośrednika. Moim znajomym trafił się oszust. Ja miałem sprawdzoną firmę i za około 6 USD od osoby po dwóch dniach miałem promesy na mailu.
Wiele osób przestrzega przed tego typu wizą, bo można utknąć na lotnisku na wiele godzin. My w 6 osób mieliśmy wyrobione wizy po około 20 minutach od dotarcia do okienka, szybko i bez problemu.
Nie skłamię, kiedy napiszę, że po godzinie od wylądowania, staliśmy przed lotniskiem i łapaliśmy taxi do centrum Sajgonu.
Ale od początku .
Nasza podróż do Wietnamu.
My naszą podróż połączyliśmy z w wizytą w Malezji, Kambodży i Singapurze. Właśnie do tego ostatniego miasta znaleźliśmy połączenie z Europy. Dalej planowaliśmy lecieć do Wietnamu jeszcze tego samego dnia tanimi liniami Tiger. Generalnie nie lubię takich połączeń, bo w przypadku spóźnienia się pierwszego lotu traci się bilet i możliwość lotu. Ale skoro lecieliśmy kolejny raz do Singapuru niemiecką Lufthansą, która zawsze w przypadku lotu Airbusem 380 była punktualna, to i tym razem zakładaliśmy, że wszystko pójdzie w punkt.
Nie założyliśmy tylko jednego, że Tiger zmieni nam godzinę wylotu na wcześniejszą. Opadła mi szczęka, gdy zobaczyłem przebookowane bilety na godzinę o której będziemy gdzieś jeszcze nad Indiami.
Dzwonimy na info linie do Tiger w Singapurze.
Dobra, Tiger nie ma maila gdzie można by coś z nimi załatwiać. Trzeba do nich zadzwonić. Do Singapuru ? Przecież to majątek. Chwila namysłu i ładuje środki do Skype. Będę dzwonił do nich za grosze.
Spokojnie w sobotni poranek, siadam do Skype, wybieram numer. Na wielu forach doczytałem, że mają okropną infolinię, że ciężko się dodzwonić i w ogóle, że kiepsko. Nie jestem nastawiony zbyt optymistycznie.
Halllooooo – słyszę po drugim sygnale.
Zaczynamy rozmawiać, najpierw trzy słowa co się stało. Zmienili nam rezerwacje na wcześniej, a my chcemy na później. Gość odpowiada, że ok.
Życie mnie nauczyło, że takie sprawy załatwiać, krótko i na temat, nie opowiadać zbyt wiele, bo obcokrajowiec po drugiej stronie może nie zrozumieć całej otoczki naszej prywatnej historii, a równocześnie pogmatwamy mu cały tok myślenia.
Podaj mi numer rezerwacji – mówi gość z info linii.
B jak Berlin – rozpoczynam nieśmiało. Próbuję przeliterować w ten sposób całą rezerwację, używając europejskich nazw miast. Koleś po drugiej stronie nie rozumie. Chwila konsternacji. Mam gościa, on chce mi pomóc tylko jak mu przeliterować rezerwacje.
Po chwili do mnie dociera, że gość po drugiej stronie świata może nie wiedzieć, że jest takie miasto jak Berlin.
B jak Bangkok – mówią ponownie. Yes – Sir, słyszę w słuchawce. Oddycham z ulgą. Całą rezerwację, literuje używając azjatyckich nazw miast. Idzie jak z płatka.
Nie wchodząc w szczegóły mówię, next day, departure 7:40. Po kilku minutach mam wszystkie 6 biletów na mailu z właściwą datą i godziną. Będziemy musieli tylko spędzić noc na lotnisku w Singapurze.
Rozpoczyna się nasza podróż do Wietnamu.
Obsługa na pierwszym locie z Katowic do Frankfurtu poiła nas piwem, po czym zgłosiła to w systemie Lufthansy. Musieliśmy przejść rozmowę wychowawczą z szefem pokładu A380 zanim nas wpuszczono na pokład. Kolejna nauczka w podróży.
Po przylocie do Singapuru, zostawiamy nasze bagaże w przechowalni i idziemy zwiedzać to państwo-miasto nocą.
O Singapurze możecie poczytać tutaj:
Wracamy na lotnisko. Chcemy się odświeżyć. Mam już tam takie ulubione miejsce, na pierwszym piętrze, w pobliżu ukrytych toalet. Nazywam się ścianą płaczu.
Mało tam podróżnych, obsługi i nikomu się nie przeszkadza. Duże toalety pozwalają prawie wziąć prysznic. Najpierw myjemy się od pasa w górę w umywalce, a potem szukamy kabiny z dziurką i wężykiem i tam myjemy się jak pod prysznicem od pasa w dół. Nie miejcie obrzydzenia, toalety na Chiangi są tak czyste jak cały Singapur. Sterylnie czyste, w każdej siedzi ktoś z obsługi i cały czas poleruje i czyści i przeciera.
Po rytuale oczyszczenia gdzieś koło północy, wracamy do Mc Donalda w terminalu lotniska. Kupujemy coś niezdrowego do jedzenia. Do coli dolewamy trofea przywiezione jeszcze z Polski. W radosnej i twórczej atmosferze mija nam noc. Nad ranem udajemy się na odprawę. Nie da się ukryć, trochę od nas czuć, coś za co Niemcy robili nam problemy. Niczego się nie nauczyliśmy.
Odstawiam ekipę na bok, sam nas wszystkich odprawię, zrzucam bagaże. Wszystko idzie elegancko. Idziemy na kontrolę bezpieczeństwa i szukamy naszego gate.
Załoga jest padnięta, wczoraj wieczorem planowo mieliśmy być w Sajgonie. Tymczasem jeszcze jesteśmy w państwie mieście. Widzę w ich oczach, że ledwo żyją. Kładą się na wykładzinie i śpią. Śpią jak zabici. Sam boję się zasnąć, żeby nam lot nie poleciał. Włączam muzykę w uszach, i tańcuje nad nimi by nie spać. Przechodząca wycieczka Japończyków robi nam zdjęcia.
W końcu wywołują nasz lot, wyrywam moich towarzyszy z twardego snu i zmuszam do wejścia na pokład. Siadamy na wyznaczonych miejscach. Zapinam pasy i zamykam oczy, zasypiam z prędkością światła.
Otwieram oczy, odpinam pasy, czuje straszne kłucie w uszach to efekt tego, że nie odpowietrzałem się przy zniżaniu, wstaje i wychodzę z samolotu. To do dzisiaj pierwszy i jedyny lot w życiu, który przeżyłem nie pamiętając ani startu ani lądowania.
Większość osób, które z nami przyleciały nie stoją do okienka wizowego, szybko gdzieś znikają. W sumie z promesami stoi razem z nami jakieś 12 – 15 osób. Idzie całkiem sprawnie, choć jak by było 100 osób to pewnie by to trwało w nieskończoność.
Po godzinie jesteśmy przed lotniskiem i szukamy taksówki. Musimy się podzielić na 2 grupy. Nie ma taxi dla 6 osób.
Przed przylotem pisałem do hotelu czy by raczyli nas odebrać, ale grzecznie nam odpisali, że taxi z lotniska kosztuje tyle samo i mamy dotrzeć sami.
Wietnam jest jednym z najtańszych krajów do podróżowania.
Nasz hotel to: TRIIP Boutique Ben Thanh
Hotel – TRIIP Boutique Ben Thanh – zarezerwujecie pod tym linkiem.
Moja ocena tego hotelu prosto z Agody: „Niby wszystko dobrze, hotele dobrze położony, duże czyste pokoje, łazienka doskonała, hotel lekko schowany od głównej ulicy co zapewnia ciszę, pomimo przyjazdu koło południa dostaliśmy jeszcze śniadanie i w sumie nie ma się do czego przyczepić, ale obsługa hotelu taka dość oficjalna i nie zbyt otwarta na dodatkową pomoc – hotel ma w ofercie transfer z lotniska – napisałem do hotelu że proszę o odbiór (jechałem z 6 osobami – które były pierwszy raz w Azji) – hotel pomimo swojej oferty – odpisał mi, że mam sobie załatwić taxi na lotnisku, niby nic trudnego ale takie mały nietakt – po za tym wszystko ok”
Po zjedzeniu śniadania w godzinach południowych, wróciliśmy otępiali do pokojów, umówiliśmy się na pobudkę za 3 godziny, aby zwiedzać Ho Chi Minh City.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.