Korea Północna. Panmunjom. Kesong. Strefa zdemilitaryzowana. DMZ.
Korea Północna. Panmunjom. Kesong. Strefa zdemilitaryzowana. DMZ.
Na ulicy jest absolutnie ciemno, tak bardzo, że mam wrażenie, iż potykam się o własne nogi. Kamera i aparat schowane w plecaku, zgodnie z zaleceniami naszego przewodnika mamy całkowity zakaz robienia w tym miejscu jakichkolwiek zdjęć czy filmowania czegokolwiek.
Ten spacer to efekt kilku godzin negocjacji w hotelu, udało nam się przekonać naszych opiekunów do wyjścia na miasto. Co z tego, że w zupełnych ciemnościach, dzięki temu wrażenia są spotęgowane. Coś takiego jak oświetlenie ulic nie istnieje, tylko co kilka minut przejeżdżający samochód rozświetla ulicę, by za chwilę pogrążyły nas ciemności, czasem któryś z rowerów ma lampkę.
Idziemy długą prostą drogą wzdłuż nisko pobudowanych domów. W oknach brak firanek, widać jak na dłoni co dzieje się w każdym mieszkaniu. W mijanych domach słabe światło, jakby żarówki miały maksymalnie 40 W. Na ścianach i suficie w każdym z mieszkań ta sama tapeta, skromne wyposażenie, czasem krzesło lub stolik, mata na podłodze, gdzieniegdzie telewizor. Wizerunki Kim Ir Sena i jego syna Kim Dzong Ila znajdują się na ścianach głównych pomieszczeń. Czasami obok znajduje się jeszcze żona wieczystego prezydenta a zarazem matka lidera i obecnej głowy państwa Kim Jong Suk.
Jakimś dziwnym trafem, nasz przewodnik gubi się w tych ciemnościach a my samodzielnie udajemy się do góry w kierunku oświetlonego pomnika.
Wyraz twarzy żołnierzy pilnujących by nikt nie naruszył spokoju jest niesamowity, są zupełnie zaskoczeni naszą wizytą, widzę, że nie mają pojęcia jak zareagować, jak się zachować. Pewnie myślą czy ci biali tu o tej porze to prowokacja, czy może jesteśmy tak ważni, że jako nieliczni możemy poruszać się bez opieki po KRLD. Wyciągam kamerę, co prawda nic nie widać, ale najpierw w kadr trafia złocisty pomnik a potem odwracam się pokazując z góry ginące w ciemnościach trzystutysięczne miasto, z daleka widać czasem światła samochodów i tylko jeden blok w którym jest bardzo słabe światło, poza tym nic.
W końcu odnajduje się nasz przewodnik i nasza samodzielna eskapada kończy się i wracamy do hotelu, który swoim wyglądem ma przypominać starą koreańską zabudowę. Pośrodku płynie rzeczka, pokoje urządzone bardzo skromnie, maty do spania i telewizor.
Poranek zaczyna się od głośniej muzyki , która chyba codziennie budzi mieszkańców Kesong (to nazwa nadana przez władze KRLD wcześniej miasto nazywało się Sondo). O ciepłej wodzie mogę zapomnieć, zimna – starcza na ogolenie się, ale o większym myciu można zapomnieć. Po śniadaniu wyruszamy do strefy.
Opuszczamy Kesong, pierwszą stolicę państwa Koryo (918-1392). Po drodze wstępujemy na górę Chanam (104 m npm), na której znajduje się pawilon Kwandok wybudowany z okazji architektonicznego konkursu.
Z niewysokiego szczytu Chanam rozpościera się piękny widok na starą część miasta, jakimś cudem niezniszczonego podczas wojny Koreańskiej (mającej miejsce w latach 1950 – 1953) i panoramę góry Songank (489m npm). Jeszcze przez chwilę oglądamy bramę Nam powstałą w roku 1391, która stanowiła część muru chroniącego miasto.
I wyruszamy w kierunku 38 równoleżnika do Panmunjom. To tylko 8 km, ale ta krótka droga jakoś zapada mi w pamięć – olbrzymie pola ryżu, na każdym kroku ludzie pracujący bardzo ciężko.
Zupełnie niespodziewanie na środku przed nami pojawi się stary wóz, blokuje drogę, nasz samochód zatrzymuje się, a kierowca szuka kogoś kto pomoże odblokować drogę. My w tym czasie wychodzimy do ludzi sadzących ryż, ich praca nie należy do najprzyjemniejszych.
Po chwili ruszamy dalej, docieramy do miejsca, w którym każdy zwiedzający strefę zdemilitaryzowaną musi zobaczyć mur dzielący Koreę , jak mówią nasi przewodnicy – wybudowany przez Amerykanów w poprzek całego półwyspu na długości ponad 250 km po środku 4 kilometrowego ogrodzonego pasa zieleni (ziemi niczyjej – ponad 1000 km2). Dzięki temu powstał bardzo ciekawy rezerwat przyrody, od ponad 50 lat jest zamknięty dla ludzi, świat zwierząt i roślin sam decyduje o sobie, jednak nie do końca – pomiędzy Koreami nie przeciśnie się nawet mysz, chyba, że może latać. Niestety mgła nie pozwala dostrzec betonowej granicy, nie słyszymy nawet propagandowych programów i muzyki, które przez wielkie głośniki nadaje tak samo Południe jak i Północ. I znowu kolejny dowód na to jak ten kraj jest mały, jeden z żołnierzy to znany mi z bułgarskiego dokumentu człowiek.
Nasz przewodnik pyta czy nie dalibyśmy papierosów dla chłopaków, jako, że nie palimy, nie mamy ich przy sobie, a wcześniejsze paczki już rozdaliśmy na prezenty. Chcę zostawić kilka dolarów na papierosy – wojsko odmawia, ruszamy dalej.
Będąc już prawie u celu dostrzegam drogowskaz na Seul. Wygląda to dziwnie, choć podobno po stronie południowej jest taki sam znak ale ze wskazaniem na Pjongjang. Docieramy do strefy, przejeżdżamy przez bramę i czuję, że żarty się skończyły. Dostajemy jasne i precyzyjne polecenia co i jak mamy robić, chwila w poczekalni ze sklepem, w którym można kupić jakieś pamiątki, i czeka na nas sala z makietą całej strefy dzięki temu wcześniej poznajemy co będziemy za chwilę oglądać.
Wsiadamy do mikrobusu, każdy ma swojego żołnierza za przewodnika, nie ma uśmiechów, żartów, ciśnienie rozrywa dach busa.
Pierwszy przystanek obok pól gdzie wszyscy sadzą ryż, praca w polach wre, ale po lewej stronie znajduje się najważniejszy w wojnie koreańskiej obiekt. Pierwsza sala to kilka zielonych krzesełek z białym posłaniem i sędziowski stół, to tu było negocjowane zawieszenie broni podczas wojny koreańskiej.
Dostaję pozwolenie na fotografowanie, tak samo jak i w sali obok, która przez Północ została wybudowana w 3 dni, i w której podpisano zawieszenie broni w Wojnie Koreańskiej . Tu mogę filmować wszystko, po wyjściu z sali słyszę ponownie o całkowitym zakazie rejestrowania obrazu.
Docieramy do miejsca gdzie kraj i naród jest podzielony, fizycznie symbolizuje to niewielki betonowy pasek (szeroki na 40 cm a wysoki na 7 cm) przechodzący dokładnie pomiędzy siedmioma budynkami, żołnierze z południa wystają tylko połową ciała zza baraku z rękami jak gdyby podniesionymi do walki, a ci z północy stoją dokładnie w miejscu dzielącym Koree.
Te srebrne, obite blachą, należą do strony północnej, te niebieskie to budynki Południa, w jednym z nich często dochodzi do spotkań. Centralne biurko znajduje się dokładnie na linii granicy Południa z Północą. To właśnie ten budynek jest zwiedzany przez turystów z obu stron. Oczywiście nie równocześnie a na przemian. W czasie zamykania i otwierania drzwi dochodzi do swoistego rytuału, żołnierze zamykający lub otwierający budynek, w kilku trzymają się za ręce by nie zostać przeciągniętym na drugą stronę, lęk ten jest jak najbardziej uzasadniony – w przeszłości dochodziło tu do wielu incydentów kończących się śmiercią.
Nietrudno w tym miejscu, choć trochę, przybliżyć historię konfliktu i podzielenia Korei. Kiedy w roku 1945 Narody Zjednoczone uznały prawo Korei do niepodległości (wcześniej była ona kolonią japońską) na konferencji w Jałcie wielkie mocarstwa zgodziły się, że do czasu uzyskania suwerenności Korea powinna pozostać pod powiernictwem ZSRR Chin USA i Wielkiej Brytanii. Podział wzdłuż 38 równoleżnika to sprawa dość prozaiczna. Oficer niskiego szczebla, o nazwisku Charles H. Bonesteel, szef sekcji politycznej sztabu MacArtura, miał zaledwie 30 minut na zaproponowanie granic stref okupacyjnych, a że 38 równoleżnik dzieli Koreę na niemal dwie równe części, zaproponował tę właśnie linię. Południe dostało 60 tys. km2. na których mieszkało 21 mln ludzi natomiast Północy przyznano 77 tys. km2 z 9 mln mieszkańców. Trzeba zauważyć, że po podziale po stronie północnej został przemysł ciężki, elektrownie, kopalnie, huty a po stronie południowej wielkie pola ryżowe i przemysł lekki. Na to wszystko nałożyły się konflikty kulturowe, które tylko potęgowały wzajemną nienawiść. Wszelkie połączenia drogowe i kolejowe pomiędzy obiema Koreami zostały od razu zablokowane przez Rosjan, a wzdłuż granicy zostały rozstawione wojskowe posterunki. Pomimo tych zabezpieczeń przez kilka miesięcy codziennie do części południowej uciekało po kilka tysięcy ludzi. Do władzy dochodzi, Kim Ir Sen, który w ciągu kilku miesięcy staje się władcą absolutnym Korei Północnej. Na początku każda ze stron Korei dąży do zjednoczenia na swoich warunkach. Na granicy dochodzi do wielu potyczek zbrojnych, ginie wiele tysięcy ludzi, napięcie rośnie aż do 25.06.1950r. kiedy to wojsko KRLD tratuje pozycje przygraniczne żołnierzy południa i pędzi w kierunku Seulu, który zdobywa i bardzo szybko przesuwa się w kierunku Pusan. Gen. Douglas MacArtur obejmuje kontrolę nad wszystkimi amerykańskimi jednostkami w Korei. Zaczyna się kontrnatarcie, na tyłach wroga w Inczhon ląduje X korpus i odcina drogi odwrotu, 8 armia przełamuje linię frontu i rusza na północ. 30 września Seul jest wyzwolony a wojska ONZ docierają aż do rzeki Yalu na granicy z Chinami, gdzie pojawiają się chińscy „ochotnicy”, którzy ponownie spychają wojska ONZ na południe. Działania wojenne powodują, iż w styczniu 1951r. ofensywa wojsk sojuszniczych spycha Chińczyków w okolice 38 równoleżnika, tu front się stabilizuje. Porozumienie o zawieszeniu broni zostaje podpisane w lipcu 1953r.
Wojna zrujnowała populację i ekonomię Korei, straty w ludziach odnotowały też Chiny i USA. Sprawę ewentualnego połączenia kraju zostawiono bezpośrednio do negocjacji pomiędzy KRLD a Republiką Korei. Do dziś czasem obserwujemy rozmowy, które do niczego nie prowadzą. Obecnie różnice ekonomiczne i kulturowe są już tak duże, że powstała przepaść, której nikt nie jest w stanie zasypać, a stanowisko wielkich mocarstw takich jak USA Chiny czy Rosja nie zbliża tych krajów do zjednoczenia.
Kończymy zwiedzanie baraków i wchodzimy do Panmum Pawilon, kapitan który nas oprowadza pyta kiedy nam się żyło lepiej czy wtedy kiedy w Polsce był komunizm, czy teraz, gdy jest kapitalizm. Odważne pytanie.
Widok z tarasu budynku jest niesamowity, pod nami linia granicy, a naprzeciw po stronie południowej, wybudowany w roku 1995 nowoczesny budynek ze szkła i stali. Wcześniej w jego miejscu stała pagoda (w starych dokumentach o Korei można ją zobaczyć). Jeśli wierzyć nieoficjalnym informacjom, na tarasie po południowej stronie zainstalowane są kamery, które rejestrują twarz każdego odwiedzającego Panmunjom, także i mnie w takim razie sfotografowano. Podobną technikę stosuje również wojsko z Północy. Po lewej i po prawej stronie górują wielkie maszty ( 150m) z flagami narodowymi (o wadze około 500 kg każda). No i wioski. Po każdej ze stron w strefie powstała wioska, na południu to Daeseong-dong gdzie mieszka około 200 osób a życie płynie bardzo podobnie do tego w głębi kraju, oprócz conocnej godziny policyjnej w zamian za niższe podatki i zwolnienie ze służby wojskowej. W KRLD to Panmum, w przewodniku wydanym w Korei Północnej – przeczytać można, że znajduje się w nim 200 mieszkań, przedszkole, szkoła średnia oraz szpital.
Już czas się zbierać, wsiadamy do mikrobusu, mijamy kamienny pomnik, na którym widnieje ostatni podpis Kim Ir Sena i odwozimy naszych opiekunów do miejsca gdzie zaczynaliśmy zwiedzać strefę.
Wracamy do Kesong, miasta, w którym Koree zaczynają się łączyć biznesowo – wspólna strefa ekonomiczna przyciąga biznesmenów z Południa, powstają nowoczesne fabryki i spółki joint venture.
Na chwilę odwiedzamy muzeum państwa Kory, w którym niestety nie znajdujemy nic ciekawego. Zniecierpliwiona pani przewodnik co chwila zerka na zegarek a jedyną ważną informacją jest to że był tu kiedyś ukochany przywódca narodu Kim Ir Sen.
Żegnamy panią i natrafiamy na młodą parę, która przyszła tu zrobić sobie zdjęcie, przewodnim motywem jest odpalenie papierosa mężowi przez pannę młodą ( w KRLD wszyscy mężczyźni palą). Wszystko byłoby zwyczajne, gdyby nie jeden szczegół – panna młoda ma do białej sukienki ślubnej przypięty znaczek z Kim Ir Senem.
W planie mamy jeszcze obiad w hotelu, po drodze zatrzymujemy się na polach żeń-szenia, to reliktowa bylina, z której słynie Kesong. Uprawa rośliny jest dość trudna, lubi ona żyzne gleby i nie znosi nasłonecznienia, w związku z czym musi być sztucznie zacieniona. Na plantacji potrzebuje około 6 lat by osiągnąć oczekiwaną wielkość. Stosowano ją w lecznictwie chińskim już ponad 4000 lat temu, wierzono, że dodaje energii, podnosi witalność, obniża poziom glukozy, redukuje nadwagę, choć podobno są już badania wykluczające lecznicze właściwości tej rośliny.
Poprzez naszego koreańskiego tłumacza rozmawiamy z kobietami pilnującymi uprawy. Obok stoi domek z foli i siana, umieszczony na czterech palach, domyślam się, że służy do pilnowania uprawy nocą.
Wsiadamy do naszego busa i ruszamy do stolicy Korei Północnej Pjongjang.
Ale o tym może innym razem.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.