Śladami Jamesa Bonda – czyli wyspa Gwóźdź – „Człowiek ze złotym pistoletem”. Krabi – Tajlandia.
Jedziemy na wycieczkę.
Jak już wspominałem, na Ao Nang jest nieograniczona liczba biur podróży. Nas interesują dwie wycieczki.
Pierwsza z nich to atrakcja która się ukrywa pod nazwą „ Wyspa Jamesa Bonda” . Porównując i wypytując o ceny, dochodzimy do porozumienia z naszą gospodynią. Okazuje się, że pani właścicielka hotelu, oferuje nam najlepszą cenę za tą wycieczkę. Kupujemy u niej.
To całodzienna wycieczka. Rano z hotelu zabiera nas busik i około godziny jedziemy do przystani, w zatoce Ao Phang Nga.
Ao Phang Nga jest Morskim Parkiem Narodowym obejmującym swoim zasięgiem zatokę Phang Nga i znajdujące się w niej ponad 40 wysp i wysepek.
Wsiadamy na łódź i płyniemy w kierunku Wyspy Jamesa Bonda. Dlaczego taka nazwa ? Dość proste, w roku 1974 kręcono tu jeden z odcinków przygód Jamesa Bonda (w tej roli wystąpił Roger Moore) pt. „Człowiek ze złotym pistoletem”. Od tego czasu wyspa zyskała swą drugą nazwę wyspy Jamesa Bonda. W języku tajskim wyspa nazywa się Ko Tapu co oznacza Wyspa Gwóźdź. Faktycznie wbija się w wodę zatoki, jak wciśnięty nieludzką siłą olbrzymi kołek.
Jako że jest to jedna z największych okolicznych atrakcji, spotykają się tu turyści, ze wszystkich pobliskich resortów. Głównie Phuket i Krabi. Czasami na wyspie jest niewyobrażalny tłok, jak na jakimś targowisku.
W rzeczywistości nikt nie wysiada na wyspie Bonda. Wszystkie łodzie zatrzymują się na wyspie Khao Phing Kan. To właśnie z niej roztacza się piękny widok na okolicę i to właśnie tutaj powstają wszystkie pamiątkowe zdjęcia.
Po serii zdjęć w każdej możliwej pozie, pakujemy się do łódki i płyniemy na Koh Panyee. To rybacka wioska na wodzie przyklejona do wystającej skały. Zamieszkują ją Indonezyjczycy. Kto był w Indonezji na morzu szybko dostrzeże podobieństwo.
Pierwsi mieszkańcy pojawili się tu ponad 200 lat temu. Na początku byli to Malajowie potem Indonezyjczycy. Na wyspie religią obowiązującą jest islam. Od pewnego czasu rybakom było coraz trudniej utrzymać się z rybołówstwa. Zaproponowali więc, by na ich wyspie na obiad zatrzymywały się wycieczki z turystami odwiedzającymi wyspę Bonda. Tak powstał największy punkt gastronomiczny w okolicy.
Oprócz knajpek na wyspie, powstało także spore targowisko. A to wszystko na palach wbitych w wodę. Kiedyś drewnianych, z czasem zamienianych na betonowe. Dziś połowa tej pływającej wioski jest już na betonie, ale nadal warto trochę oddalić się od „centrum” by zobaczyć jak życie na niej wygląda.
Co ciekawe wyspa słynie z klubu piłkarskiego. W roku 1986 młodzi chłopcy zainspirowani mistrzostwami świata w piłce nożnej zbudowali ze starych tratw i resztek desek pływające boisko. Choć na początku nikt im nie dowierzał, z czasem stali się jedną z najlepszych drużyn z południowej Tajlandii.
Po całkiem dobrym obiedzie ruszamy na kajaki. Cała impreza rozpoczyna się na zacumowanym statku. Tu następuje przesiadka z łódki na kajaki. Możecie pływać sami lub z wiosłującym za was Tajem, któremu po wszystkim należy wręczyć stosowną opłatę. Jeśli czujecie się niepewnie na kajaku, to nie musicie pływać. Wasza łódka zabierze was dookoła na krótki rejs.
Kiedy rejs się kończy wracamy do portu na dalszą część wycieczki.
Czeka na nas jaskinia z małpami. To buddyjska świątynia Suwankhuha Temple. Znana z tego, że w środku znajduje się wielki posąg leżącego Buddy, a przed świątynią grasują małpy. Świątynia jak świątynia, ale te małpy. Z moich obserwacji, wynika, że bardziej interesują turystów niż sam Budda.
Małpy są dość śmiałe, wręcz agresywne. Jeśli macie coś do jedzenia czego nie chcecie dawać małpom, lepiej to schowajcie. Pilnujcie także swoich plecaków, toreb, ubrań czy aparatów. Małpy tylko czekają by wam to porwać i unieść gdzieś wysoko. Widziałem na własne oczy jak ludzie tracili bluzy czy aparaty. Trzeba jednak przyznać, że małpy dość wdzięcznie pozują do zdjęć i możecie zrobić kilka dobrych kadrów.
Wycieczka kończy się przy wodospadach. Po całym dniu zwiedzania, można zażyć chłodzącej kąpieli w jednym z pobliskich wodospadach. Woda w nich jest dużo chłodniejsza niż w morzu. Możecie być zaskoczeni, że nagle jest tak zimno. Ale nadal zdecydowanie cieplej niż w polskich strumieniach. To naprawdę relaksująca kąpiel. Więc na wycieczkę nie zapomnijcie zabrać ręcznika i stroju na przebranie.
Po udanej wycieczce busik rozwozi wszystkich klientów po hotelach. Zmęczeni ale szczęśliwi wracamy do Ao Nang na wieczorne piwkowanie nad brzegiem morza.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.