Wycieczka na „5 wysp” – co robić w Tajlandii na Krabi, Phuket, Ao Nang ?
Całodniowa wycieczka na „5 wysp” jest inną formą spędzenia aktywnie całego dnia w czasie pobytu na Krabi.
Podobnie jak w przypadku wyspy Bonda, także i tu jesteśmy odbierani z hotelu. Po krótkiej przejażdżce okrętujemy się na speedboodzie. Szybka łódka będzie nas wozić po okolicznych wyspach.
Pierwszym przystankiem Bamboo Island. Cała porośnięta bambusowym lasem. Ale kto by sobie głowę zawracał tym lasem, skoro jest tu przepiękna plaża. Piasek drobny i biały jak mąka. Słońce razi niemiłosiernie, nawet w okularach słonecznych mrużę oczy.
Mamy tu około 30 minut na szybką kąpiel i delikatny plażing. Czas płynie błyskawicznie. Ale może i lepiej, wskakujemy pod dach szybkiej łódki i w ożywczym przeciągu płyniemy dalej. Dłuższy pobyt na takiej patelni grozi poparzeniem słonecznym.
Wpływamy do Maya Bay, kręcono tu film „Rajska Wyspa”. Pewnie gdy go kręcono przepędzono wszystkich turystów z tego miejsca. Tłok jest tu niemiłosierny. Nasza łódka czeka chwilę by zwolniło się miejsce do zacumowania.
Widok faktycznie przepiękny, ale żeby było uroczo jak w folderze z wycieczki, trzeba by wygumkować za pomocą photshopa tych wszystkich takich samych jak, którzy przypłynęli po to samo. Co innego w katalogu, co innego w rzeczywistości. Znowu dostajemy trochę czasu, akurat by zażyć kąpieli, wyschnąć i wysikać się w tych samych krzakach co Leonardo Di Caprio.
Zataczamy koło i wpływamy do Pi Leh Lagoon. Laguna ma niezwykły turkusowy kolor wody. Miejsce jak z bajki. Tu większość par robi sobie na łódce romantyczne zdjęcia.
Później przepływamy obok Viking Cave. Te jaskinie zamieszkują ptaki, których gniazda Chińczycy uważają za afrodyzjak.
No i na obiad wpływamy na Phi Phi. Już sama nazwa u wielu osób odwiedzających Tajlandię podnosi lekko ciśnienie. Fonetyczne wymawiane „fi fi” stało się synonimem pięknej plaży, błogiego relaksu i odpoczynku.
Schodzimy na ląd, jemy obiad i mamy chwilę na zwiedzenie fragmentu wyspy.
To co widzę nie napawa optymizmem. Miejsce zadeptane przez turystów, przyciąganych podobno rajskimi plażami, białym piaskiem i gwarantowaną opalenizną.
Same sklepy, szkoły nurkowania i biura turystyczne. Człowiek na człowieku, jest tak ciasno, że na uliczkach cały czas kogoś potrącam. Może poza sezonem jest tu lepiej, ale teraz jest jak na Krupówkach w zimie. Ja zwyczajnie mam ochotę uciekać.
Zakładam, że pewnie gdzieś dalej od tego zgiełku musi być ładnie na Phi Phi ale mi nie było to dane.
Kiedy wracamy do łódki, daje wszystkie moje rzeczy znajomym i udaje się do toalety. Oni wchodzą na pokłada, a ja zamykam w tym czasie grube drewniane drzwi w WC. Jak się okazuje drzwi się zatrzaskują na amen. A ja utykam w kiblu. Statek wypływa za kilka minut. Nie mam jak powiadomić przyjaciół bo oni mają mój plecak z telefonem. Drzwi nie dają się otworzyć. Mam problem. W końcu podejmuję dramatyczną decyzję i zaczynam z nimi walczyć jak Wiking z Anglikami. Finalnie wyrywam drzwi z futryną. Biegnę na statek, wskakuję na pokład prawie w ostatniej chwili z obitą ręką od walki z drzwiami. Od tego momentu już zawszę będę chodził do nie znanych mi zamykanych pomieszczeń z telefonem w kieszeni.
Zanim wrócimy na Krabi, mamy jeszcze krótki postój w pobliżu Phi Phi i snorkeling w planach. Świat podwodny jest tu piękny, choć przyznam szczerze, że ten w Indonezji w okolicach Komodo bardziej mi się podobał. Jeśli nie boicie się wody, to przy każdej okazji wkładajcie maskę, płetwy i skaczcie do wody.
Wieczorem w Ao Nang rozpoczyna się świętowanie – Loy Krathong.
Loy Krathong to święto obchodzone podczas pełni księżyca w dwunastym miesiącu lunarnego kalendarza tajskiego, zwykle wypadające w listopadzie.
Nazwa oznacza dosłownie „spławianie tratewek”. Krathong to malutkie tratwy , tradycyjnie robione z kawałka pnia bananowca, ozdobione kwiatami, świeczkami, kadzidełkami itd. Organizowane są barwne procesje, puszczane są również khom fai, unoszące się w powietrzu lampiony.
Ulice zostają zamknięte, Tajowie wystawiają swoje „malutkie tratwy” na pokaz. Większość z nich nie jest jednak mała, a niektóre wielkością przypominają tratwy.
Rozpoczyna się wieczorny festyn, występy lokalnych grup wokalnych czy tanecznych.
Loteria z fantami, w której największe nagrody to wiatraki i finalnie klimatyzator. Nie ma się co dziwić w tym klimacie to rzeczy najbardziej pożądane.
Jest też oczywiście konkurs na najpiękniejszy Krathong. Lokalne społeczności wystawiają swoje prace i liczą na życzliwą ocenę.
My też kupujemy mały Krathong i z zapaloną świeczką próbujemy go wysłać w morze. Fale powodują, że co chwila wraca na brzeg, a świeczka za każdym razem gaśnie. W końcu w desperacji wchodzę dalej do wody i moje poświęcenie zostaje nagrodzone sukcesem, mój wianek odpływa, w świeczka jakimś cudem nie gaśnie przez cały czas gdy go obserwuje.
Na plaży pojawiają się ludzie z papierowymi lampionami. Specjalnie spreparowane krążki po odpaleniu, nagrzewają powietrze wewnątrz lampionu, który po chwili zaczyna się unosić w powietrze.
Kilkanaście minut później, całe niebo rozbłyskuje światełkami. Wygląda to przepięknie. Taka chwila, którą się chce zatrzymać w pamięci. Scena prawie jak z filmu. Siedzimy nad brzegiem jesteśmy oczarowani.
Obok nas siada para, chłopak i dziewczyna, ale milczą. My rozmawiamy po polsku popijając tajskie piwo. W pewnym momencie chłopak odzywa się do nas „na zdrowie”.
Tak poznaliśmy Kamilę i Rafała. To co działo się potem na Krabi przez te kilka dni, niech będzie osnute nicią tajemnicy. Było mega imprezowo. Przedpołudnia zaczynaliśmy od otrzeźwiającej kąpieli w morzu i udrażnialiśmy drogi metaboliczne Changiem, a wieczorem umawialiśmy się na wspólne party.
Kamila i Rafał byli w podróży poślubnej, udało im się zwiedzić kawałek Tajlandii, a opisali to na swoim blogu.
Jeśli chcecie zobaczyć jak to wyglądało z ich strony to zajrzyjcie tutaj:
Choć spotkaliśmy się już wiele lat temu, do dziś utrzymujemy w Polsce kontakt.
Teraz, gdy przywołuje w pamięci te moje pobyty na Krabi, dostrzegam jak dobrze się tam czułem, bawiłem , jak dobry był to czas.
Jeśli kiedyś wasza podróż będzie przecinać Tajlandię, koniecznie odwiedźcie ten rejon.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.