Lizbona w 4 godziny. Stolica Portugalii na piechotę.
Lizbona w 4 godziny.
Nasz plan był prosty. Zanim polecimy na Azory, zatrzymamy się w Porto na 2 dni. Potem kilka dni na wyspie i wracamy przez Lizbonę.
W stolicy Portugali planowaliśmy zostać także 2 dni.
Jest takie powiedzenie: „ Jak chcesz Pana Boga rozbawić to sobie coś zaplanuj”.
Pan Bóg rozbawiony, my nie. Życie zmusiło nas do zmiany planów, a w zasadzie sytuacja zawodowa i trzeba było zmienić plany.
Przebookowanie lotów na Ryanie to nie jest tania impreza, upss rosną nam koszty, ale i tak wychodzi taniej niż kupowanie nowych biletów.
Czas pobytu w Lizbonie dramatycznie nam się skraca z 2 dni do 20 godzin, w tym czas dojazdu z i na lotnisko i 8 godzin snu.
Do Lizbony przylatujemy na 22:00, a wylatujemy o 18:00 następnego dnia.
Na szczęście przed słyną ścianą płaczu nie ma kolejki, szybko kupujemy bilet i śmigamy metrem w kierunku hotelu. ( ściana płaczu to miejsce z automatami do sprzedaży biletów na metro, w ciągu dnia jest tu olbrzymia kolejka, zbyt mało automatów, zbyt dużo ludzi po przylocie )
Hotel w Lizbonie.
Nasz wybór pada na hotel Sana:
Nasz hotel Sana – możesz zarezerwować klikając ten link.
Od dawna wiedzieliśmy, że do Lizbony przylecimy późnym wieczorem. Nie chcieliśmy mieć skomplikowanego dojazdu, więc szukaliśmy hotelu przy czerwonej linii metra. Ta linia jedzie prosto z lotniska, do miasta. Nie chcieliśmy się nigdzie w nocy przesiadać.
Nasz hotel znajdował się pomiędzy stacjami Saldanha, a S.Sebastiao.
Wysiedliśmy na tej pierwszej i na piechotę w kilka minut dotarliśmy do hotelu. Padliśmy zaraz po wejściu do pokoju, mieliśmy jednak świadomość, że jeśli chcemy coś obaczyć w Lizbonie to musimy bardzo wcześnie wstać i pędzić w miasto, ale nie wstaliśmy, mieliśmy lekki poślizg tak trochę ponad godzinę. Smaczne śniadanie, pakujemy się, opuszczamy pokój, zostawiamy bagaże w przechowalni i gnamy na metro.
Tym razem zaczynamy z stacji S.Sebastiao, jak się okazuje jest bliżej hotelu. Wsiadamy w niebieską linię metra i jedziemy na stację Santa Apolonia.
Kiedy wysiadamy z metra jest godzina 10:00 rano, w hotelu musimy być koło 14:00, aby mieć bezpieczny zapas czasu na dotarcie do lotniska, odprawienie się i wylot.
Mamy dokładnie 4 godziny, by choć trochę zobaczyć stolicę Portugalii.
Już kiedyś byłem w Lizbonie, relacje z tamtego wyjazdu możecie przeczytać klikając linki znajdujące się poniżej
Alfama.
Na początek Alfama, z jej starą zabudową, wiszącym praniem, ciasnymi uliczkami, żółtym tramwajem i pięknym widokiem na starą Lizbonę.
Alfama to najstarsza dzielnica Lizbony, założona jeszcze przez Maurów, w ich języku oznaczała „źródło” lub „łaźnię”. Z czasem bogatsi mieszkańcy wyprowadzili się do innych dzielnic, a Alfama została tylko dla biedniejszych rybaków.
Spacer po Alfamie to klasyk, jeśli przyjeżdżasz do Lizbony to pozycja obowiązkowa.
Wspinamy się na pobliski taras widokowy, choć styczniowa pogoda nie jest idealna to widoki cieszą oczy. Pamiętam, że w lecie były tu tłumy turystów, tym razem jest wręcz pusto.
Wspinamy się dalej do góry.
Twierdza Castelo de Sao Jorge.
Twierdza Castelo de Sao Jorge powstała w V w. n.e. za panowania Mauretańskiego. W kolejnych wiekach bez skutku próbowali podbić ją Portugalczycy. Dopiero w 1147 roku Alfonsowi I udało się namówić na wspólną wyprawę angielskich i francuskich krzyżowców do wspólnego podboju. Po trwającym ponad 4 miesiącu oblężeniu, w końcu wdarli się do warowni, wyrżnęli Maurów, ale także mieszkających tu chrześcijan.
Kiedy tu byłem ostatnio, po bilety stała olbrzymia kolejka, tym razem kupuje je z marszu i wchodzimy na szybkie zwiedzanie.
Widok na stolicę Portugali jak zwykle wspaniały choć dziś nie tak piękny jak w słoneczny dzień.
Cały czas sprawdzamy zegarek, jak nam idzie i jakie mamy tempo zwiedzania.
Katedra w Lizbonie.
Schodząc z twierdzy do miasta mijamy Katedrę w Lizbonie.
Katedra Najświętszej Maryi Panny w Lizbonie zbudowana w 1150 roku w stylu romańskim upamiętnia wyzwolenie miasta spod władzy Maurów. Budowla zajmuje miejsce, na którym dawniej wznosił się główny mauretański meczet.
Szybkim krokiem podążamy nad brzeg Tagu.
Plac Praca do Comercio.
Tutaj rozpościera się Praca do Comercio, czyli Plac Targowy. To największy i najbardziej reprezentacyjny plac Lizbony. Z trzech stron zamknięty jest eleganckimi gmachami, a czwarta strona odcięta jest rzeką. Te gmachy kiedyś służyły monarchom, a po rewolucji w 1910 przekształcono je w ministerstwa.
Czasami na plac mówi się Pałacowy, bo kiedyś stał tu Pałac, ale po trzęsieniu ziemi w 1755 roku nie ma po nim ani śladu.
Baixa.
Idziemy się dalej, to właśnie w Baixa znajduje się centrum Lizbony. Gdy się popatrzy na mapę miasta, to na tle nierównych uliczek, powykręcanych w każdą stronę, tutaj są one ułożone równolegle i prostopadle. To wynik odbudowy po trzęsieniu ziemi. Ulice kiedyś miały charakter handlowy, stąd ich nazwy – Srebrna, Szewców czy Nożowników.
Elevator de Santa Justa.
Szybkim krokiem mijamy Elevator de Santa Justa. Niezwykła winda z wbudowanym tarasem widokowym. Choć ma kosmiczny kształt powstała w 1902 roku. Ma 32 m wysokości, a winda może jednorazowo zabrać 25 osób. Pomimo pory roku, stoi tu sporo osób chętnych do wjazdu do góry.
Plac Praca Dom Pedro IV.
Szybko wchodzimy na Praca Dom Pedro IV, to plac powszechnie zwany Rossio. Pod wieloma względami to najważniejszy plac Lizbony, w przeszłości był świadkiem ważnych wydarzeń politycznych, odbywały się tu walki byków, a w czasach inkwizycji płonęły tu stosy. W XIX wieku nawierzchnię pokryto falistymi mozaikami, od których Rossio zaczęto nazywać „falującym placem”.
Na placu znajduje się kolumna z figurą Pedra IV, pierwszego władcy Brazylii.
Jednym z budynków otaczających Rossio jest Teatr Narodowy, zbudowany w 1846 r. Wcześniej w tym miejscu stał pałac inkwizycji, który zniszczyło trzęsienie ziemi.
Obok dworzec kolejowy Rossio, można go poznać po charakterystycznych dwóch łukach wejściowych w kształcie końskich podków, nawiązujących do stylu Mauretańskiego.
Powyżej znajduje się Praca dos Restauradores, duży podłużny plac, na którego środku króluje wysoki obelisk wyglądający jak egipska kolumna, w rzeczywistości ten pomnik wykonano w XIX w. dla upamiętnienie wojny z 1640 r. o przywrócenie monarchii i wyrwanie się z hiszpańskiej niewoli.
Oglądamy też jedną z czterech lizbońskich elevadores, czyli kolejki szynowo linowej, zamiast wspinać się na szczyt dzielnicy Bairro Alto, można podjechać jednym z żółtych wagoników uznanych w 2002 roku za zabytek. Kiedy robię kilka fotek, z tramwaju wysiada chłopak, podchodzi do mnie i daje mi za darmo bilet powrotny na górę, niestety nie mamy czasu, nasz lot nie będzie czekał, musimy się spieszyć.
Wspinamy się dalej Avenida da Liberdade by końcu dotrzeć na szczyt.
Ostatnie tęskne spojrzenia na Lizbonę, właśnie kończy nam się 4 godzina zwiedzania. Szybko zleciało, gnamy do hotelu po bagaże, wstępując na chwilę do znanej sieci fast foodów po trochę kalorii.
Zabieramy spakowanąwalizkę i wskakujemy do metra na lotnisko. Tanie linie w Lizbonie latają z Terminala 2 na który trzeba dojechać lotniskowym autobusem, to też chwilę trwa. Zrzucamy bagaże, przechodzimy kontrolę bezpieczeństwa i czekamy na lot.
Kiedyś leciałem już z Lizbony ale liniami TAP, muszę przyznać, że standard terminalu dla tanich linii jest zdecydowanie niższy niż ten dla klasycznych. Choć w sumie to mnie trochę dziwi mała ilość sklepów i gastronomi, bo jednak ruch generowany przez low costy jest bardzo duży i w hali odlotów jest ogromny tłum.
W końcu jesteśmy w samolocie i startujemy. Nasza azorska przygoda z Portugalią dobiegła końca.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.