Barania Góra – projekt „Polskie Góry”.
Barania Góra – projekt „Polskie Góry”.
Nie rzucamy się na wysokie góry. Spokojnie zaczynamy nasz projekt. Chcemy się przygotowywać stopniowo przed Kilimandżaro. Zresztą to nie sztuka zajechać się na pierwszym wyjściu w góry.
Cała filozofia polega na tym by stopniowo się dociążać, spokojnie sprawdzać swoje możliwości. Dodatkowo chcemy też przetestować sprzęt. Mamy nowe buty, kijki, a nawet pojawił się w plecaku bukłak na wodę, którego wcześniej nie używałem.
Sposób wejścia na Kilimandżaro nie polega na tym by się wspinać albo szybko biec. Sukces tkwi w powolnym, wręcz mozolnym marszu. Tak by powoli się aklimatyzować. Nie forsować się. Tam wysoko i tak ciśnienie zrobi swoje i walka z wysokością będzie trudniejsza niż z odległością.
Właśnie z tego powodu, trenujemy długie marsze, spacerujemy z kijkami i trochę jeździmy na rowerze. Przyzwyczajamy nasz organizm do długotrwałego zmęczenia. Ze względu na kolana i stawy nie biegamy.
Jedziemy w kierunku Wisły. Wyjeżdżamy bardzo wcześnie, chcemy wejść przed wszystkimi na szlak, dodatkowo korzystamy też z tego, że jest pusto na drogach i trasą szybkiego ruchu przez Bielsko dojeżdżamy bardzo sprawnie do celu.
Wisła Czarne, tu znajdujemy płatny parking na nasze auto. Jest jeszcze pusto, ale powoli pojawiają się pierwsze auta. Zakładamy nasze górskie buty i ruszamy asfaltową drogą, trochę mamy do przejścia zanim wejdziemy w las.
Mijamy zamkniętą knajpę, tata wspomina, że za starych dobrych czasów spotykali się tu wszyscy, którzy danego dnia wybierali się na Baranią. Dziś to miejsce jest puste i opuszczone. Mijamy ostatni parking i wchodzimy do lasu.
Będziemy się wspinać niebieskim szlakiem. Na początku droga wiedzie po mokrej ścieżce, sporo kamieni i wystających korzeni. Strumyki, które tu biegną dają początek królowej polskich rzek Wiśle.
My także mijamy kaskady Białej Wisełki, ich szum jest kojący dla ucha. Słońce się już lekko podniosło, można zdjąć bluzę, trochę się porozpinać, choć w cieniu nadal jest chłodno.
Szlak jest bardzo prosty, wręcz nie wymagający. Kiedy ponad 30 lat temu tata prowadził tu wycieczki, zawsze miał złą pogodę, zawsze mu lało i wszyscy ślizgali się po błocie. W tamtych czasach był to bardzo popularny szczyt. Nikt nie marzył o urlopie w Chorwacji, chodziło się po polskich górach, a że Barania była blisko Śląska i dojazd do niej był w miarę łatwy, to właśnie ona była najczęściej celem wycieczek szkolnych czy zakładowych.
Na jednym z przystanków zażywam dawkę potasu. Sprawdzam na sobie jak mój organizm zareaguje. Po około 20 minutach czuję lekką poprawę. Jeśli będziecie potrzebować wsparcia w górach, w czasie długich wędrówek rozważcie przyjmowania dawki potasu, wzmocni pracę waszego serduszka.
Przed samym szczytem nie ma drzew zostały wycięte, nie wiem tylko czy wcześniej zostały powalone przez wiatr czy celowo oczyszczono to miejsce.
W końcu wchodzimy na Baranią Górę.
Barania Góra to kopulasty szczyt o wysokości 1220 m w południowo-wschodniej części Beskidu Śląskiego, drugi (po Skrzycznem) pod względem wysokości szczyt tego pasma. Jednocześnie jest najwyższym szczytem polskiej części Śląska Cieszyńskiego i polskiego Górnego Śląska.
O ile na szlaku nie było zbyt wielu turystów, o tyle na szczycie jest ich dość sporo, nawet jestem tym faktem zaskoczony. Rozsiadamy się przy pieńkach drzew, wyciągamy nasz prowiant i ciepłą herbatę.
W związku z tym, że na szczycie nie ma drzew to wieje tu dość mocno. Na tyle, że zakładam kurtkę by chroniła mnie przed wiatrem.
Nie ma tu schroniska, ale jest 15 metrowa widokowa wieża. Można na nią wejść o każdej porze roku. Jeśli traficie tak jak ja na piękną pogodę to waszym oczom ukaże się przepiękny widok.
Doskonale będzie widać m.in. Stożek Wielki, Cieślar, Wielką Czantorię, Równicę, Skrzyczne, Babią Górę, a może także Tatry.
Barania Góra stanowi bez wątpienia jeden z najpiękniejszych punktów widokowych w Beskidzie Śląskim. Może właśnie to przyciąga tak wielu turystów.
Czas wracać. Wybieramy szlak w kierunku schroniska na Przysłopie.
Początkowo szlak jest lekki i przyjemny. W zasadzie to taki spacerek w górach.
Potem jednak zaczyna mocno spadać w dół. Robi się stromo. Wystaje masa kamieni i korzeni, trzeba uważać by się nie potknąć.
Co ciekawe od tej strony wspina się więcej turystów, nie znam przyczyny ich wyboru ale moim zdaniem lepsza wędrówka jest w tą stronę którą wybrał mój tata.
W końcu po około 45 minutach, docieramy do schroniska na Polanie Przysłop. W schronisku jest bufet i można coś zjeść wewnątrz jak i na tarasie.
Polana Przysłop to duży węzeł szlaków turystycznych. Można z niej podążyć niebieskim szlakiem do Koniakowa, zielonym szlakiem do Istebnej, czerwonym, niebieskim i zielonym szlakiem na Baranią Górę, niebieskim szlakiem do Wisły Czarne, zielonym szlakiem na Skrzyczne, czerwonym szlakiem na Przełęcz Kubalonkę.
To pierwszy ciepły weekend w tym roku, na szlakach pojawia się bardzo dużo turystów, wszyscy chcą skorzystać z pięknej wiosennej pogody.
Schodzimy dalej w kierunku Wisły Czarne. Po stromym ale krótkim zejściu docieramy do asfaltowej drogi i idziemy wzdłuż strumienia. Tata patrzy na to ze zdziwieniem, obiecywał mi górską drogę, a tym czasem zaskoczenie. Dawno go tu nie było, do naszego parkingu gdzie rano zostawiliśmy auto mamy kilka kilometrów. Ale idzie nam się sprawnie.
Powoli do mnie dociera jak dawno nie byłem w polskich górach, jak sobie pozwoliłem o nich zapomnieć, wiele lat temu bywałem tu dość często z rodzicami, ale przez tyle lat zapomniałem jak pachnie las, jak szumi strumień, jak piękne są w Polsce miejsca. Czuję lekkie zawstydzenie.
W końcu docieramy na parking gdzie rano zostawiliśmy auto. Jest pełen po brzegi. Cała trasa zajęła nam 4:28 h, przeszliśmy w tym czasie 23,63 km. Nie czujemy zmęczenia, choć w nowych butach czuję lekkie odciski, ale nic wielkiego.
Kolejny etap przygotowań przed Dachem Afryki wykonany.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).