Barcelona cz.1. EuroTrip.
Pierwszy dzwoni mój telefon potem tablet. Kanonada dzwonków. Wyrwani w środku nocy, w zasadzie przed chwilą poszliśmy spać, a już musimy wstawać. Wieczorne porto w Porto jeszcze nie wywietrzało z naszych głów, zwlekamy się z łóżek i zbieramy się na lotnisko, ale jest nam niezwykle ciężko.
Jest jeszcze ciemno gdy wychodzimy z hotelu. To kolejny nasz lot o poranku. To nie wypoczynek i urlop jak myślą znajomi, a naprawdę trud i znój. Co to za wakacje, kiedy na 11 dni, 5 musisz wstać w środku nocy.
Po brukowanym chodniku ciągniemy za sobą spakowaną walizkę, podskakuje na każdej nierówności. W końcu wtaczamy się na lotnisko. Zrzucamy bagaże i udajemy się do kontroli. Żegnamy Porto, lecimy do Barcelony.
Barcelona wita nas piękną pogodą, jest zdecydowanie cieplej niż w Porto. Odbieramy bagaże, ale chcemy się przebrać w coś lżejszego. Siedzimy na krzesłach przy taśmach z walizkami, obserwujemy niesamowitą masę ludzi. Mam wrażenie, że co chwila przechodzi tu kilkaset osób. Jak by co chwila siadał tu wielki Jumbo Jet, a jego pasażerowie zalewali ulice stolicy Katalonii. Teraz już wiem dlaczego mieszkańcy Barcy powoli mają dość turystów. Tłok nie opisany. Ale co by było gdyby Ci turyści z dnia na dzień przestali tu przywozić swoje środki obrotowe. Co by się stało z hotelarzami, sklepikami, knajpami i całą masą ludzi żyjących z przyjezdnych.
Jak zwykle idziemy pod informację turystyczną. Zawsze tak robimy, bez względu na kraj. Ruch tu całkiem spory, ale kolejka idzie bardzo szybko, obsługa musi być bardzo doświadczona i mieć dużą wiedzę, panie za blatem udzielają szybko i precyzyjnie informacji. My dostajemy mapę i kilka wskazówek na temat tego jak dostać się do centrum.
Wybieram nie najtańszą, ale najprostszą metodę, aerobus.
Kupujemy bilet w dwie strony, będziemy także wracać na lotnisko tym środkiem transportu.
Zwróćcie uwagę, że są dwie linie T1 i T2, które jadą z różnych terminali lotniska. Co ważne, jadąc z lotniska mają w innym miejscu przystanki niż wracając. My trochę zrobiliśmy gapę, i wracając na lotnisko szukaliśmy przystanku Aerobusa na placu Uniwersytetu.
Na szczęście blisko jest na Plac Katalonii, tam wsiada się na dwóch różnych ale położonych obok siebie przystankach , w zależności od tego, z którego terminala wylatujecie. Jeśli się pomylicie to nic strasznego. Jest autobus pomiędzy Terminalem 1 i Terminalem 2.
Z placu Uniwersytetu musimy dostać się do naszego hotelu. W Barcelonie spędzimy 3 dni, podejmujemy decyzję, że kupujemy 3 dniowy bilet na metro. W związku z tym, że trochę będziemy się po mieście przemieszczać, ta opcja wydaje nam się najlepsza. Faktycznie w ciągu tych 3 dni, wyjeździliśmy więcej niż gdybyśmy mieli za każdym razem kupować bilet, nie przekreśla to jednak faktu, że na dzień dobry Barcelona wyciągnęła od nasz 30 euro na głowę, 10 euro aerobus i 20 euro bilet na metro.
Jedziemy do naszego hotelu.
Hostal Bia oraz inne hotele w Barcelonie znajdziesz pod tym linkiem.
Szybko odnajdujemy nasz hotel w bocznej spokojnej uliczce. Wybraliśmy go ze względu na cenę, ale też, ze względu na położenie, jest w samym centrum Barcelony, blisko metra i wielu atrakcji. Nasz pokój nie jest duży, łazienka jest oddzielona drzwiami przesuwnymi no i nie ma okna tego byliśmy świadomi. Niestety klimatyzacja jest centralna, to powoduje, że pokoju nie da się schłodzić, przez trzy dni było nam naprawdę duszno i nie pomagały prośby by podkręcić klimatyzację, ani wietrzenie pokoju. Zaduch był naprawdę nie do wytrzymania i mocno nas to męczyło. Może w miesiącach zimowych jest tu lepiej. Choć pokój był całkiem w porządku, to ten zaduch spowodował, że w całym naszym EuroTripie uznaliśmy go za najgorszy w jakim nam przyszło spać w czasie tego wyjazdu.
Przyznam szczerze, że ledwo żyjemy, nadal czujemy trudy wieczornego porto w Porto. Musimy się trochę przespać. Bardzo szybko zamykają nam się oczy. Zasypiamy.
Kilka godzin później wypoczęci, odświeżeni i zrelaksowani wychodzimy na miasto. Wracamy do stacji metra i jedziemy zwiedzać Barceloną.
Jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli Barcelony jest Sagrada Familia. I tam też się kierujemy. Stacja metra nazywa się dokładnie tak samo jak słynna budowla.
Zawsze pamiętam momenty, kiedy wychodzę z metra, za zakrętu i wiem, że za chwilę zobaczę tę słynną budowlę, którą przyjechałem zobaczyć. Pamiętam wieże Petronas w Kuala Lumpur, czy Wielki Mur Chiński, Big Bena w Londynie czy Angkor Wat w Kambodży. Za każdym razem opadała mi szczęka.
Gdy zobaczyłem Sagrada Familia pomyślałem sobie, ale tu dźwigów nastawiali. Lekkie rozczarowanie.
Kilka słów o budowli.
Sagrada Familia – Świątynia Pokutna Świętej Rodziny – secesyjny kościół w Barcelonie w Katalonii o statusie bazyliki mniejszej, uważany za główne osiągnięcie projektanta Antoniego Gaudiego. W założeniu architekta sama konstrukcja budowli miała przypominać jeden wielki organizm. Budowę świątyni rozpoczęto w 1882 roku. Początkowo jej projekt zlecono innemu architektowi, ale ten wszedł w konflikt ze stowarzyszeniem finansującym budowę świątyni. Wówczas zlecenie na budowę otrzymał Gaudi, który całkowicie zmienił projekt, nadając mu własny styl. Przez następne cztery dekady pracował intensywnie nad konstrukcją, poświęcając jej całkowicie ostatnich 15 lat życia. Podczas prac nieustannie dostosowywał i zmieniał pierwotne założenia.
Wieże kościoła ukończono w 1920 roku. Sześć lat później architekt zginął, wpadając pod przejeżdżający tramwaj, pozostawiając tylko jedną z trzech zaprojektowanych fasad. Z powodu organicznej formy budowli oraz niepowtarzalności detali architektonicznych (tak jak w naturze żaden z nich nie jest identyczny i musi być osobno rzeźbiony) do dziś nie zdołano jej ukończyć.
To ostatnie zdanie uświadamia, że przyjechaliśmy zwiedzać budowę, czy zgodnie z BHP powinniśmy ją zwiedzać w kasku i żółtej kamizelce odblaskowej ?
Tłum przy świątyni niczym nie ograniczony, tak jak wspominałem wcześniej na lotnisku, co chwila Jumbo Jet. Masa ludzka kłębi się przed wejściem. Co z tego, że wejście jest tu, jak kasa biletowa z tyłu. Logiczne, może dla Katalończyków. Bilety można zarezerwować także przez Internet, a wejście jest na wyznaczone godziny. Ewa idzie do kasy, kupuje bilety za 15 euro osoba, dostajemy godzinę 17:00 wejścia, ponad dwie godziny czekania, jesteśmy trochę zawiedzeni, ale po chwili odkrywamy, że mamy w zegarkach czas z Madery, a tu jest już godzina później. Idziemy w takim razie pozwiedzać lokalne sklepy z pamiątkami.
W końcu nadchodzi nasza godzina i wchodzimy do środka. Bilety są dokładnie skanowane, a torby sprawdzane czy ktoś nie wnosi czegoś niedozwolonego.
W środku na szczęście jest trochę lepiej niż na zewnątrz, fatycznie widać ogrom pracy włożony w powstanie tej świątyni. Uroku dodaje światło jakie wpada przez kolorowe piękne witraże. Zadzieramy głowy do góry, podoba się nam. Szczęka trochę opada. Pomimo tego, że i tak ograniczono ilość wejść na godzinę, to w środku panuje gwar i hałas. Gdyby ktoś się chciał tu pomodlić to raczej musi szukać spokoju w kościele dolnym, bo tutaj jak na targowisku.
W środku spędzamy około 40 minut, wychodzimy na zewnątrz, znowu pod cień dźwigów i siatki budowlanej. Tak się zastanawiam, jak to jest, że jedna z najważniejszych atrakcji tego miasta, to niedokończona budowla. To tak jak by komuś kazać płacić w galerii za oglądanie obrazów pomalowanych tylko w połowie, czy kupilibyście wtedy bilet ? Mam wrażenie, że turyści są tu wkręcani i delikatnie mówiąc naciągani, oglądają przykład hiszpańskiej nieporadności i jeszcze za to płacą. Budowa zaczęła się w 1882, a planowo ma się skończyć w 2028 roku, jeden kościół pośrodku miasta, budowany przez prawie 150 lat ? i co turysta to 15 euro. Zakładając, że Barcelonę odwiedza rocznie ponad 7 500 000 turystów, i że co najmniej tylko co drugi wejdzie do Sagrada Familia, i każdy z nich zapłaci 15 euro za wejście, to czy umiecie sobie policzyć jaka to jest kwota. To najdroższy przekręt turystyczny na świecie jaki widziałem.
Wsiadamy w metro i jedziemy na Plac Espanya – jeden z głównych placów w Barcelonie, w dzielnicy Montjuïc, u podnóża wzniesienia o tej samej nazwie.
Plac położony jest u zbiegu kilku ważnych szlaków komunikacyjnych Barcelony – Gran Via de les Corts Catalanes, Avinguda del Paral·lel, Carrer de la Creu Coberta i Carrer de Tarragona. Należy do największych placów na terenie miasta. Plac został wytyczony w 1715 r. na miejscu dawnego miejsca straceń po tym, jak dawna szubienica miejska została przeniesiona na teren nieistniejącej już Cytadeli.
Przy pobliskim centrum handlowym jest winda, wyjeżdżamy nią by zobaczyć plac z góry. Widok jest bardzo miły, obchodzimy do o koła taras robiąc masę zdjęć.
Zjeżdżamy na dół i idziemy w kierunku fontanny. Jedna z ulic jest zamknięta, zjechały się tu stare autobusy i można je podziwiać. Od tych najstarszych po całkiem najnowsze. Ktoś opowiada o nich po hiszpańsku więc nie za bardzo wiemy o co chodzi. Nie jestem jakimś wielkim fanem motoryzacji ale kilka aut robi na mnie wrażenie, nie koniecznie te najstarsze, niektóre egzemplarze z lat 60 są naprawdę świetnie zachowane czy odnowione w kolekcjonerskim stanie.
W końcu docieramy do fontanny, ale okazuje się, że show rozpocznie się dopiero za dwie godziny, nie mamy siły czekać i wracamy zmęczeni pierwszym dniem do hotelu.
Jeszcze tylko kolacyjka, zamawiamy w pobliskiej knajpie Paelle.
Paella – potrawa hiszpańska pochodząca z Walencji i występująca w licznych odmianach. Oparta jest przede wszystkim na ryżu z dodatkiem szafranu, podsmażanym i gotowanym na metalowej patelni z dwoma uchwytami (tzw. paellera lub paella). W zależności od odmiany, paella może ponadto zawierać kawałki np. owoców morza, mięsa królika, drobiu i różnych warzyw. Podawana jest jako danie główne lub jako pierwsze danie. Nazwa potrawy pochodzi od łacińskiego słowa patella, oznaczającego metalowe naczynie, służące Rzymianom do ofiarowania darów bogom. Danie było początkowo spożywane przez robotników, którzy jadali gotowany ryż podczas przerwy w pracy.
Najedzeni wracamy do hotelu, jutro na szczęście nigdzie nie lecimy o świcie, nic nie musimy, nie spieszy nam się. W planie spanie, a potem Barcelona.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.