Birma – prolog.
Podróż do Birmy miała być moją pierwszą dojrzałą podróżą. Dlaczego ? Ponieważ po raz pierwszy zabierałem ze sobą pasażerów. Po raz pierwszy miałem za kogoś odpowiadać w podróży. Podobno dorośli stajemy się wtedy, gdy zaczynamy za kogoś odpowiadać.
Co prawda pasażerami byli moi rodzice, ale jednak czułem odpowiedzialność. Do tej pory podróżowaliśmy sami lub z kimś za kogo nie trzeba było się martwić, tym razem sytuacja miała być trochę inna. I zamiast się wybrać do jakiegoś łatwiejszego kraju jak Tajlandia czy Malezja, zdecydowaliśmy się na Birmę.
Jaką nazwę będę używał w opisie tego kraju ? Chwilę się zastanawiałem, ilość zmian w nazewnictwie, transkrypcji zapisu czy historycznej przeszłości sprawia ból głowy, zainteresowanych odsyłam do Wikipedii.
Osobiście zdecydowałem się używać nazwy Birma, chyba najbardziej popularna wśród podróżników nazwa.
Aby wjechać do Birmy, niezbędna jest wiza – w czasie, kiedy my jechaliśmy, musieliśmy ją mieć wyrobioną jeszcze przed wyjazdem. Najbliższa ambasada znajduje się w Berlinie. Znam specjalistów co wysyłali swoje paszporty z wnioskiem i dolarami w środku i otrzymywali z powrotem paszport z wizą. My jednak skorzystaliśmy z jednej z firm pośredniczących. Paszporty wraz z wnioskami odebrał od nas kurier, a po tygodniu mieliśmy wizy już w domu.
Kiedy lecieliśmy raczkował też system VOA – czyli „visa ona arrival” – ale różne były relacje, jedni mówili, że widzieli jak ktoś wjechał, inni że widzieli jak kogoś cofali. Chcieliśmy być pewni, że wjedziemy do Birmy, woleliśmy nie ryzykować. Przed podróżą sprawdźcie jaka jest aktualna sytuacja, gdyż może się ona często zmieniać, ze względu na sytuacje polityczną w Birmie.
Cała nasz podróż po Azji Południowo-Wschodniej, miała trwać 27 dni, a na Birmę przeznaczyłem 11 dni. W planach mieliśmy Rangun, jezioro Inle, Mandalay i Bagan. Trzeba było się dość mocno koncentrować na planie zwiedzania, by to wszystko zobaczyć. Co gorsza, w tamtych czasach komunikacja mailowa z Birmą, delikatnie mówiąc była dość mocno ograniczona, prawie nic nie można było wcześniej zarezerwować przez Internet. Z tego co widzę, dziś jest to o wiele łatwiejsze. Choć jak zaglądam w systemy rezerwacyjne, to ceny hoteli są bardzo wysokie. Nie wiem czy tak w Birmie podrożało, czy tak wielką opłatę za pośrednictwo ktoś pobiera. Jeśli będziecie się przygotowywać do własnej podróży po Birmie, koniecznie spytajcie o aktualne ceny na forach internetowych.
Do Rangunu ( Yangon ) przylecieliśmy z Kuala Lumpur.
Jeśli jeszcze nie czytaliście tu opis Kuala Lumpur:
Tacy biali jak my ludzie, niestety nie mogą przekraczać granicy do Birmy, drogą lądową. Można tylko wlecieć i o ile się nie mylę tylko lotniska Mandalay i Rangun mogą przyjmować obcych. Oczywiście czasem w relacjach, można znaleźć informacje, że ktoś w okolicach złotego trójkąta wszedł na kilka godzin na teren Birmy, ale na noc nie można zostać. Chyba, że już to się zmieniło, ale na ten moment, gdy piszę te słowa nic mi nie wiadomo.
Przylecieliśmy wczesnym wieczorem, tak gdzieś koło 18:00, w środku lotnisko okazałe, wyłożone drogimi materiałami, wyglądało całkiem nowocześnie, zupełnie inaczej niż cały kraj. Zresztą terminal krajowy jak się później okaże, wyglądał skromniej.
Do odprawy ustawiła się olbrzymia kolejka, a urzędnicy jak to w tego typu krajach w ogóle nie kwapili się do szybkiej odprawy, wiele osób było poirytowanych prędkością pracy pograniczników. Z daleka widziałem, jak nasze walizki kręcą się na taśmach, spokojnie stałem i czekałem na swoją kolej.
W końcu odebraliśmy nasze bagaże i zacząłem wypatrywać naszego kierowcę. Ktoś z zarezerwowanego przez nas hotelu miał nas odebrać. Dość szybko wypatrzyłem chłopaka z kartką na której miał napisane Mr. Piotr, to chyba ja. Spytałem, czy przysłał go nasz hotel, potwierdził i poszliśmy do auta, będąc cały czas atakowani przez właścicieli transportu.
Pewnie za tego kierowcę i nasz hotel przepłaciłem trochę, ale to taka asekuracja pierwszego dnia. Lubię mieć wszystko na początku w nowym kraju porezerwowane, łatwiej po prostu wystartować, dotrzeć na nocleg. Ze względu też, na stan zdrowia jednego z uczestników nie chciałem robić dodatkowych trudności. Cenę transportu mieliśmy wliczoną w nocleg w hotelu. Kosztował on 15 USD, co jak na Birmę było stawką dwukrotnie wyższą niż, stawka taxi z lotniska bez negocjowania. Nazwijmy to opłatą podwyższoną, za niewiedzę i lenistwo.
Nasz hotel w Rangunie.
Nasz hotel Summit Parkview możesz zarezerwować pod tym linkiem.
Powiem szczerze jak patrzę na dzisiejsze ceny tego hotelu to jestem w szoku jak bardzo podrożał. Nas kosztował około 60 pln od osoby.
Hotel ma świetne położenie, z jego okien widoczny jest Shwedagon, i można do niego dojść na piechotę. Jak na Birmę sprawiał wrażenie luksusowego. Obsługa była bardzo miła i pomocna.
Pokoje były takie sobie, czyste ale jakoś bez zbędnego przepychu, nawet bym powiedział, że zwyczajne.
Następnego dnia mieliśmy lecieć do miejscowości Heho, by zobaczyć jezioro Inle. Jako, że nie mogłem zarezerwować na żadnej z linii biletów pomiędzy Rangunem a Heho, to dogadałem się drogą mailową, że spotkam się w hotelu w agentem, który przekaże mi bilety. Zostawiłem tą wiadomość w recepcji, iż spodziewam się kogoś z linii lotniczych Mandalay.
Byliśmy tylko chwilę w pokoju, gdy zadzwonił telefon, recepcja poinformowała, że agent się pojawił. Zeszliśmy na dół do recepcji i spotkaliśmy się z bardzo miłą parą, która na spotkanie z nami przybyła wraz z małym dzieckiem.
Do zapłaty za loty mieliśmy 728 USD, bardzo dużo pieniędzy jak na Birmę, dolar był wtedy po 2,89 PLN, oznacza to, że średnio za lot zapłaciliśmy 263 pln od osoby. Liniami Mandalay mieliśmy lecieć tak jak wcześniej wspomniałem z Rangunu do Heho oraz z Baganu do Rangunu. Agenci przeliczyli pieniądze i wręczyli nam bilety na lot.
Nasza podróż powoli zaczynała się urzeczywistniać.
Wróciliśmy do pokoju, by po chwili wybrać się w kierunku Shwedagonu. Był już bardzo późny wieczór, podeszliśmy pod same bramy, o tej porze pięknie się świecił Shwedagon – byliśmy jednak bardzo zmęczeni i nie mieliśmy siły wchodzić
Wracając do hotelu zakupiliśmy soki owocowe i chyba jakieś dwie butelki lokalnego piwa, które skonsumowaliśmy w pokoju z widokiem na Swedagon. Byliśmy potwornie zmęczeni, nasz dzień zaczął się rano w Siem Reap w Kambodży, przylecieliśmy do Kuala Lumpur, by dalej polecieć do Birmy. Sen zbliżał się nieuchronnie, od rana zwiedzamy Birmę.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.