Hikkaduwa – czyli leżenie bykiem na plaży. Sri Lanka.
Hikkaduwa – czyli leżenie bykiem na plaży. Sri Lanka.
Wstaliśmy bardzo wcześnie. Nasz kierowca motorikszy był tak jak ustaliliśmy punktualnie. Na dworzec dojechaliśmy dość sporo przed czasem ale specjalnie tak zaplanowaliśmy by być pewnym, że nie spóźnimy się . Na dworcu czekało już dość sporo Lankijczyków. Pojawiali się też pierwsi biali turyści, ale ich nie było zbyt wielu – 8 może 10 osób. Na peron mogą wejść tylko osoby posiadające bilet. Pokazaliśmy nasz bilet i weszliśmy na peron.
Było bardzo wcześnie rano więc słonko jeszcze nie męczyło.
Potem usłyszeliśmy, że pociąg będzie miał opóźnienie. Jakoś mnie to nie zdziwiło. W zasadzie to się spodziewałem tego. Na szczęście opóźnienie było nie duże, około 15 czy 20 minut.
Podjechał pociąg, odnaleźliśmy nasz wagon i zajęliśmy zarezerwowane miejsca.
http://www.railway.gov.lk/web/
http://www.seat61.com/SriLanka.htm
Świetne jest to w pociągach na Sri Lance, że mają cały czas otwarte okna, ciepłe powietrze nie przeszkadza, bo pociąg jakoś szybko specjalnie nie jedzie. Siedzenia mieliśmy przy oknie, więc cały czas mogliśmy podziwiać krajobraz Cejlonu.
Było cały czas wcześnie rano, dzień się dopiero rozpoczynał, ludzie jechali do pracy, do stolicy. Przy przejazdach kolejowych, widać było poranny ruch.
Nad polami podnosiły się mgły, resztki rosy były wygrzewane przez promienie słońca. Dzień się budził. A my przesuwaliśmy krajobraz w kierunku stolicy Kolombo.
Na jednej ze stacji siadł obok mnie mnich buddyjski. Starszy mężczyzna. Po chwili pokazał się konduktor. Nie wiem o czym rozmawiali ale wszystko wskazywało na to, że mnich nie ma biletu. Na początku zaczęli ostro dyskutować, potem się szarpać a potem regularnie bić, przy czym konduktor atakował swoja służbową torbą a mnich parasolką. Bitka trwała parę minut po czym konduktor dał za wygraną i poszedł sobie. Mnich siadł obok mnie i dalej kontynuował podróż. Okazało się, że konduktor jednak nie odpuścił, a na kolejnej stacji wsiedli panowie z kolei i wyprowadzili mnicha. I tak się skończyła jego podróż na gapę.
Po około 4 godzinach jazdy dotarliśmy do Kolombo. Wysiedliśmy z pociągu i poszliśmy na busa. Przy wyjściu były jeszcze raz sprawdzane nasze bilety, czy aby na pewno nie jechaliśmy na gapę. Także jeśli będziecie podróżować pociągiem po Sri Lance, nie wyrzucajcie biletów zaraz po wyjściu z pociągu, mogą się jeszcze przydać przy wyjściu z dworca.
Dworzec autobusowy znajduje się po prawej stronie od wyjścia głównego. Szliśmy już w upale pomiędzy stojącymi oraz wjeżdżającymi autobusami. Była ich cała masa, zastanawialiśmy się jak mamy odnaleźć ten nasz właściwy do Hikkaduwy (kierunek Galle).
Zapytałem jednego z mężczyzn, pokazał mi że mamy iść prosto a na przy peronach zobaczę autobusy z tabliczkami na Galle, które jadą przez Hikkaduwę. Poradził też, że możemy iść i nawoływać „Hikkaduwa” a może ktoś z autobusów się odezwie i nas pokieruje lub zabierze na pokład.
Kiedy mijaliśmy jeden z mikrobusów, zobaczyłem, że ma tabliczkę z napisem Gall zapytałem się kierowcę za ile nas zabierze i kiedy odjeżdża. Cena była 230 rupii, a busik odjeżdża za 20 minut. Musieliśmy zapłacić oczywiście za nasze bagaże, czyli cały bilet 690 rupii, na złotówki to jakieś 19 pln. Dużym plusem było to, że autobus miał klimatyzację. Większość dużych autobusów jak i pociągi, ma klimatyzację w postaci otwartych okien. Tylko te mniejsze busy, które są trochę droższe mają udogodnienia. Dodatkowym plusem, było to, że autobus zatrzymuje się na trasie w wskazanym miejscu.
Chyba czekaliśmy troszkę dłużej niż 20 min, autobus zapełnił się pasażerami i ruszyliśmy w kierunku Hikkaduwy.
W wcześniejszym opisie, mówiłem o tym, że pociąg nie jeździł z Kolombo do Gall bo były remontowane tory po tsunami z 2004 roku ( my byliśmy na Sri Lance w marcu 2012) – także, trzeba przyznać, że rząd Sri Lanki nie za bardzo się starał z zlikwidowaniem szkód. Podobno linia miała być skończona do sierpnia 2012, więc możliwe, że aktualnie jeżdżą już pociągi na tej trasie.
Droga od pewnego czasu wiodła wzdłuż wybrzeża, a więc mieliśmy znowu miłe widoki.
Nasz kierowca jechał trochę jak by grał w grę komputerową. Cały czas długie światła, klakson, gaz i hamowanie. Generalnie lekko nerwowo i nie zbyt przyjemnie ale, skoro wszyscy tak tam jeżdżą, a swój pas używa się tylko wtedy gdy trzeba zjechać z przeciwnego bo już nikt się nie mieści na drodze i inaczej taka jazda skończy się to czołowym zderzeniem. Lankijczycy, którzy z nami jechali – w ogóle nie zwracali uwagi na ten „wolny styl” jazdy. Jeden nawet dał mi do zrozumienia, że nasz kierowca jedzie niezbyt agresywnie. Co kraj to obyczaj.
Dojechaliśmy do Hikkaduwy. Powiedziałem kierowcy nazwę hotelu ale nic mu to nie mówiło. Na szczęście w porę dostrzegłem reklamę naszego hotelu. Busik się zatrzymał a my dotarliśmy do miejsca, w którym planowaliśmy krótki odpoczynek przed powrotem do Europy.
Pewnie tego w relacji nie widać, ale byliśmy już 3 tydzień w Azji, cały czas zwiedzaliśmy dość intensywnie i naprawdę chcieliśmy gdzieś na koniec siąść, pomoczyć nogi w wodzie i nie zastanawiać się czy zdążymy, załatwimy, zorganizujemy.
Nasz hotel w Hikkaduwie.
Hotel Appolo zarezerwujesz pod tym linkiem.
I moja krótka ocena tego hotelu na Agodzie.
„Bardzo fajne pokoje. Duża i czysta łazienka. Pomocna obsługa. Hotel ma fajny taras z widokiem na ocean. Choć jest troszkę oddalony od głównej najlepszej plaży. Przed hotelem plaża jest skromna. Śniadania z widokiem na ocean wspaniałe. Mogę polecić ten hotel. Choć na pewno da się znaleźć w tym rejonie tańsze i podobne hotele. Dojazd z Colombo autobusem za 230 rupii, autobus zatrzyma się pod samym hotelem.”
Fajne było to, że nie było zbyt dużo ludzi a w zasadzie nie było ich wcale. Od razu poszliśmy na plażę, nacieszyć się słońcem i wodą. Trochę było surferów, ale generalnie było pusto. Siedliśmy sobie na jakimś leżaczku i do zachodu słońca robiliśmy to co na plaży się robi jak się nic nie chce.
Wieczór spędziliśmy w miłej knajpie z piwem i czymś do jedzenia.
Rano zjedliśmy urocze śniadanie, na tarasie nad brzegiem morza i poszliśmy na plażę.
Nie będę się rozpisywał na temat tego że robiliśmy tam NIC.
Może pokażę parę zdjęć, które powinny starczyć zamiast opisu.
Chciałem zrobić jeszcze więcej zdjęć, ale w czasie robienia , kolejnej serii zdjęć odpadło mi lustro w aparacie. Na plaży to katastrofa, nie wolno odkręcać obiektywu, bo pyłu i piasku jest tu cała masa i grozi to zanieczyszczeniem sensora. Chyba nawet się tak bardzo nie zdenerwowałem, już nam się kiedyś to przytrafiło, że zepsuł się nam aparat w podróży po Filipinach.
Po powrocie do Polski firma Canon naprawiła aparat za darmo – pomimo tego, że był już dawno po gwarancji. Dodam, że aparat Sony, który też po gwarancji zepsuł się na Filipinach, firma Sony także naprawiła za darmo. Czasem warto poszukać, czy przypadkiem, pewne rodzaje usterek nie są naprawiane gratis w ramach dbania o dobry wizerunek firmy.
Wracamy do plażowania, kąpania się i opalania.
Robienia NIC.
Z tego całego lenistwa nie wybraliśmy się do Galle, a mieliśmy to w planach. Nie pochodziliśmy po tym niewielkim mieście jakim jest Hikkaduwa. Tylko kupowaliśmy owoce, dojadaliśmy je na plaży, potem jakieś delikatne piwka i lenistwo najwyższej próby.
Opisu dalej nie będzie. Lenistwo się wdarło.
Terminy biletów lotniczych są jednak nie ubłagane, i nadszedł czas, musieliśmy się spakować, opuścić nasz miły hotel i wrócić do Kolombo. Autobus zatrzymał się pod naszym hotelem. Tym razem po raz pierwszy nie musieliśmy płacić za nasz bagaż, a więc wróciliśmy do Kolombo za 460 rupii jakieś 13 pln. Na zwiedzenie Kolombo mieliśmy niecałe 2 dni ale o tym w następnej części.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.