Islandia kraina lodowców.

Islandia kraina lodowców.

Poprzedni dzień była dla nas bardzo intensywny. Sporo kilometrów i bardzo dużo atrakcji. Tylko dzięki temu, że na Islandii o tej porze roku słońce zachodzi bardzo późno mogliśmy zwiedzać do późnych godzin wieczornych.

Poranek wita nas lekkim deszczem, który momentami zamienia się w śnieg.

W kuchni naszego hotelu możemy sobie przygotować bardzo dobre śniadanie. Właścicielka hotelu opowiada nam o trudach życia w Vik. Może wszystkim się wydawać, że życie na Islandii to nie kończąca się bajka, w rzeczywistości żyją tu naprawdę zahartowani ludzie. Każde większe zakupy to wyprawa do odległego Reykjawiku, nie wspominając już o lekarzu czy nagłych sytuacjach awaryjnych. Wiele potrzeb trzeba przewidzieć wcześniej niż nadejdą. Nie spiesznie dopijamy kawę, żegnamy bardzo miłą gospodynię i czas ruszyć ku dalszym przygodom.

Od tego momentu czujemy się jak byśmy opuścili ziemię. Momentami krajobraz robi się księżycowy. Czarna ziemia, czarne skały. Brak innych ludzi. Brak innych aut. Tylko my i natura.

Są momenty, że jedziemy 20 minut i nie mijamy nikogo. Zupełna pustka. Na pewno widoki są cudowne. Jednorazowe, ale nie wiem czy chciałbym tu mieszkać. Raczej nie. Brakuje mi drzew, trawy, ludzi, zwierząt i słońca. Myślę, że na dłuższą metę to strasznie przygnebiające. Można popaść w depresję, ja bym na pewno tu pił. W tym kontekście nie dziwią islandzkie utrudnienia w zdobywaniu alkoholu.

Coś się zmienia, na trochę. Czarne pola zamieniają się w zielone wyboje. Olbrzymie pola lawy powstałe po erupcji w XVII przez wieki pokrył mech. Zatrzymujemy się na chwilę by to zobaczyć z bliska. Choć jest tu wytyczona ścieżka do zwiedzania, to strasznie niewygodnie się po tym chodzi, stopę wykręca na wszystkie strony. Kilka zdjęć i w drogę.

Pojawią się jakieś domy, gdzieś tu w okolicy miał być torfowy domek, ale go nie widzimy. Inny jest daleko od ulicy i na ogrodzonym terenie, nie ma możliwości podjechać i zobaczyć z bliska.

Zatrzymujemy się przy ładnym wodospadzie. Teren niestety ogrodzony. Zakaz wstępu. Widocznie turyści uprzykrzali życie właścicielom terenu.

Powoli zbliżamy się do jęzora lodowca. Widać go już z daleka. My jednak na chwilę zbaczamy z drogi i kierujemy się na parking. Na pierwszy rzut oka parking jest płatny, ale mijamy go i jedziemy dalej, by na kolejnym zaparkować bezpłatnie. Robi tak większość turystów.

Lekko mży. Zabieramy peleryny i ruszamy do góry.

Park Narodowy Skaftafell.

U podnóża parkingu rozpościera się Park Narodowy Skaftafell, o powierzchni 4.807 km², założony w 1967 roku. Dnia 7 czerwca 2008 roku razem z Parkiem Narodowym Jökulsárgljúfur został włączony w skład nowo utworzonego Parku Narodowego Vatnajökull.

Wspinamy się ścieżką do góry, oglądamy pomniejsze wodospady. Wiele ścieżek tu się przecina, a po okolicy wyznaczonych jest kilka szlaków. Dla kogoś kto lubi sobie pochodzić w terenie, idealne miejsce. Myślę, że spokojnie można tu spędzić cały dzień i przy dobrej pogodzie cieszyć oczy widokami.

Naszym celem jest jednak jeden z najbardziej znanych wodospadów na Islandii.

Wodospad Svartifoss.

Wodospad uchodzi za najbardziej oszałamiający wodospad nie tylko w Europie, ale także na świecie. Nazywany także Black Falls, czyli Czarnym Wodospadem, a swój charakterystyczny wygląd zawdzięcza ciemnym, bazaltowym, sześciobocznym filarom, które ciasno pokrywają jego ściany. Niezwykłe kolumny to efekt stygnięcia lawy po następujących po sobie wybuchach wulkanu. Dzięki północnym, mroźnym wiatrom warstwa zewnętrzna błyskawicznie stygła, a jej wewnętrzna część wciąż była gorąca. Skutek był taki, że krzepnąca lawa pękała, tworząc regularne kolumny. Wodospad był inspiracją islandzkich architektów przy projektowaniu Teatru Narodowego i kościoła Hallgramskirkja w stolicy kraju – Reykjaviku.

#iceland #waterfall #picoftheday #traveling #visiticeland #travel

A post shared by Piotr Jendruś (@untochables) on

Droga do niego nie jest daleka, około 2 km. Momentami ścieżka wyłożona jest plastykowymi matami. Bardzo mnie to zastanowiło. Jak tutejsze władze wpadły na pomysł by naturę obłożyć tworzywem sztucznym.

Sam wodospad na pewno jest piękny, jednak w rzeczywistości nie wygląda tak imponująco jak w katalogach.

Tak naprawdę pojawia się nagle w małej dolinie, trzeba do niego zejść na dół. Lekko wciśnięty między skały. Ma około 15 metrów wysokości. Pewnie przy pięknej pogodzie wygląda imponująco. My jednak mieliśmy deszczyk, a po chwili zaczął padać deszcz ze śniegiem.

Po szybkiej sesji zdjęciowej, uciekaliśmy na dół do parkingu. Oczywiście jak to pogoda na Islandii zmieniła się po 5 minutach. Kiedy byliśmy u góry wąwozu ponownie zrobiło się spokojnie.



 

Fjallsarlon.

Większość wycieczek i turystów chcąc zobaczyć jezioro polodowcowe i jęzor lodowca Vatnajökull pędzi od razu pod Jokulsarlon. Ostatnio jednak coraz więcej osób zatrzymuje się także przy Fjallsarlon.

Trochę mniej ludzi, jak by bardziej kameralnie. Czeka tu na Was wielki parking, jest knajpa i można wykupić rejs po jeziorze.

To pierwsze takie spotkanie z jęzorem lodowca. Tłoczy całą swoją mocą olbrzymie masy śniegu wprost do jeziora. Powstają większe lub mniejsze góry lodowe, spokojnie dryfujące po wodzie.

Wygląda to po prostu pięknie. Jak z bajki. Szkoda, że nie ma mocnego słońca, pewnie w jego promieniach kryształy lodu odbijają się i skrzą pełnią kolorów.

Grupa śmiałków w pontonowej łodzi pływa po okolicy. Może i chętnie bym się wybrał na taki rejs ale niestety cena nas bardzo odstrasza, do tego zimny wręcz lodowy wiatr, który pewnie na łódce odczuwa się jeszcze bardziej. Nie mamy też za wiele czasu, jedziemy dalej.

Jokulsarlon.

To kolejne miejsce gdzie można zobaczyć jęzor lodowca Vatnajökull i jezioro polodowcowe. Dużo większe od poprzedniego. Tu także jest duży parking, zaraz przy głównej drodze.

Lodowiec Vatnajökull – ma formę czapy lodowej i zajmuje powierzchnię 7800 km² (stan na 2018 rok), co czyni go największym lodowcem Islandii i jednym z największych w Europie. Z lodowca wypływa większość większych rzek na wyspie, a pod jego kopułą skrywają się jedne z najbardziej aktywnych wulkanów Islandii.

#iceland #visiticeland #glacier #glacierlagoon #picoftheday #traveling

A post shared by Piotr Jendruś (@untochables) on

Czapa zajmuje prawie 8% powierzchni Islandii (stan na 2018 rok) a zmagazynowana w niej woda równa się ilości wody z opadów jakie wyspa otrzymuje przez 17 lat.

Czapa jest największą pod względem objętości w Europie i drugą w Europie pod względem zajmowanej powierzchni po lodowcu Austfonna w norweskim Svalbardzie. Zawiera 3200 km³ lodu – tyle lodu starczyłoby by pokryć calą powierzchnię wyspy warstwą o grubości 30 m.

Średnia grubość lodowca to 400–500 m a maksymalna to 950 m. Vatnajökull wznosi się na ponad 2000 m n.p.m. a jego najwyższy punkt Hvannadalshnjúkur (2110 m n.p.m.) jest zarazem najwyższym szczytem Islandii. Najniższy punkt lodowca to 300 m p.p.m. – pod nim znajdują się dwa najbardziej aktywne wulkany Skeiðarárjökull i Breiðamerkurjökull

Zostawiamy auto i idziemy zobaczyć potęgę lodowca. Szkoda tylko, że jest tak szaro, pogoda nam nie dopisuje. ( wrócimy tu kilka dni później i zwiedzimy to miejsce jeszcze raz przy pięknym słońcu )

Zaczyna wiać. Widok i tak jest piękny, ale wiatr zaczyna przeszkadzać przy zwiedzaniu. Ręce robią się zgrabiałe. Nie jestem w stanie długo trzymać telefonu czy aparatu aby robić zdjęcia.

Obchodzimy brzeg jeziora. Ile jesteśmy w stanie tyle robimy zdjęć. Wieje tak, że większość turystów ucieka do aut.

My wchodzimy na szczyt pobliskiego pagórka. Teraz poznaje siłę Islandzkiego wiatru. Mój ciężki aparat z wielkim obiektywem lekko podnosi się do góry. Obawiam się też o telefon, wydaje się że wyrwie go zaraz z kijka do selfie. Robi się niebezpieczne. Moja dziewczyna ucieka do auta. Mam wrażenie, że za chwilę będzie schodzić z góry na czworaka. Ja stoję i walczę jak jakiś wiking, chce poznać moc wiatru.

Hofn.

Kiedy opuszczamy lagunę lodowcową czujemy jak bardzo jesteśmy zmarznięci i przewiani wiatrem. Czeka nas długa droga do Hofn. Tutaj mamy zaplanowany nocleg.

To niewielkie miasto, gdzie mieszka około 1700 osób. Rozwinęło się dzięki portowi rybackiemu. Słynie z najlepszych homarów na wyspie.

Hotel w Hofn.

Höfn Guesthouse.

Już na parkingu wychodzi do nas bardzo miły chłopak z obsługi. Mówi, że czeka już tylko na nas, bo reszta gości już dojechała.

Serdecznie zaprasza nas do środka. Pokój jest nie za duży, ale bardzo czysty, wręcz sterylnie czysty. Zaraz obok są czyste łazienki. Do tego świetna kuchnia i przestronna jadalnia. Po prostu pięknie. Jesteśmy oczarowani poziomem hostelu. Zostaniemy tu na dwa dni.

Jeśli chcecie zarezerwować ten hotel to możecie to zrobić klikając linki poniżej.

Nasz hotel w Hofn zarezerwujesz tutaj na Agoda.

Nasz hotel w Hofn zarezerwujesz tutaj na Booking.

Ishusid Pizza.

Jest już późno i mamy ochotę na knajpę. Wyjście do knajpy na Islandii oznacza duże ryzyko upadłości finansowej.

Samo Hofn to malutka miejscowość z dwoma centrami handlowymi, jedną główną ulicą i 4 knajpami.

Wszystkie bardzo dobrze oceniane. Idziemy do pizzerii. Zamykamy oczy, zamawiamy pizzę i zupę homarową. Takie danie kosztuje 350 pln. Wbijamy pin od karty kredytowej, prosząc o niski wyrok kary. Staram się nie myśleć o tutejszych cenach. Cieszymy się chwilą. Pizza jest bardzo dobra, zupa genialna.

Wracamy do naszego hostelu, w którym są już wszyscy goście. Każdy pokój jest zajęty. W kuchni trwają zawody w gotowaniu. Mieszanka zapachów. Do późnych godzin w naszej jadalni będzie niewielkie party. Jako jedyni zostajemy na kolejną dobę, reszta gości rano rozjedzie się poszukiwaniu kolejnych wodospadów i pięknych widoków.

Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).


Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.