Jeden dzień w Nagasaki.
Zaczynamy zwiedzanie Japonii, jak prawdziwi Japończycy, obwieszeni aparatami, w czapeczkach na głowie i przewodnikiem w ręce, dodatkowo zrobimy to jak na Japończyków przystało, ekspresowo w 12 dni.
Jeśli czytaliście część pierwszą jak dotrzeć do Japonii z Korei wpis jest tutaj:
to pewnie wiecie, że jedną z najważniejszych rzeczy niezbędnych do podróżowania pociągami po Japonii jest Japan Rail Pass.
Przypomnę tylko że : Kosztuje około 900 pln na 7 dni i jeśli planujecie efektywnie zwiedzać Japonię naprawdę się przydaje, ale jeśli planujecie zostać dłużej na 14 lub 21 dni – może się okazać, że wychodzi już zdecydowanie za drogo, dlatego przed podróżą policzcie, co Wam się opłaca.
Kiedy w Polsce zamówiłem „Japan Rail Pass” – pamiętam, że był u mnie już dwa dni później, kurier z DHL przywiózł go jako ważne dokumenty. Nie dostajecie gotowych biletów na podróż, a coś na wzór vouchera, który gwarantuje Wam odbiór biletów w Japonii. Z takiego przywileju może skorzystać tylko turysta odwiedzający Japonię, nie mogą Japończycy, czy osoby posiadające prawo pobytu.
Dzień wcześniej na dworcu Hakata w odpowiednim punkcie oznaczonym „JR Pass” na podstawie vouchera odebraliśmy nasze 7 dniowe bilety. Chcieliśmy przy okazji zarezerwować miejsca na pociąg do Nagasaki. Okazało się jednak, iż wszystkie miejsca są zajęte. Powód był prosty następnego dnia był 3 maja – Święto Konstytucji.
Złoty tydzień w Japonii : Złoty Tydzień, czyli okres nagromadzenia dni wolnych od pracy (29.04-05.05). Należy liczyć się z natężonym ruchem na drogach, tłokiem w środkach transportu publicznego, brakiem miejsc w hotelach i tłumami w miejscowościach turystycznych. Wzmożony ruch zaczyna się zazwyczaj na 2 dni przed Golden Week i trwa jeszcze do dwóch dni po jego zakończeniu.
3 maja – Rocznica Wprowadzenia Konstytucji
4 maja – Dzień Zieleni
5 maja – Dzień Dziecka
Złoty tydzień to okres kiedy wypada najdłuższy weekend w Japonii. Wszyscy zapracowani Japończycy mają wtedy wolne i ruszają w podróż. Z jednej strony to duży plus, bo ciągle gdzieś coś się dzieje, ale minusem są duże tłoki, i ceny w hotelach. Generalnie do Was należy wybór, czy będziecie chcieli lecieć w tym okresie do Japonii. Jeśli wiosna przyjdzie później to może jeszcze załapiecie się na Sakurę czyli kwitnienie wiśni, ale jeśli zima minie wcześniej, przyjedziecie jak będzie już po wszystkim, co i nam się przytrafiło.
Sakura – japońska nazwa ozdobnych drzew wiśniowych i ich kwiatów. Sakura jest powszechnie rozpoznawalnym i wszechobecnym symbolem Japonii, umieszczanym na przedmiotach codziennego użytku, w tym na kimonach, materiałach piśmiennych i zastawie stołowej.
Kwiat wiśni jest często wykorzystywaną metaforą ulotnej natury życia i pojawia się w sztuce japońskiej. Jest także kojarzony z samurajami i kamikaze. Istnieje co najmniej jedna popularna piosenka ludowa o tytule Sakura, pierwotnie przeznaczona na shakuhachi (bambusowy flet), a także wiele piosenek pop. Sakura jest także popularnym żeńskim imieniem japońskim.
Wracamy do naszego pociągu, a więc nie dostaliśmy miejscówek na pociąg do Nagasaki. Na początku nie zrozumiałem się z dziewczyną z JR Pass i myślałem, że nie możemy pojechać tym pociągiem, ale po chwili okazało się, iż jest kilka wagonów bez miejscówek i w nich jak najbardziej możemy zająć miejsca. Przestrzeżono nas jednak przed tym, iż będzie duży tłok ze względu na weekend.
Mając pewną wprawę we wsiadaniu do pociągu do Gdyni lub Zakopanego na Centralnym za „starych dobrych” czasów, zdecydowaliśmy się pojechać wcześnie rano do Nagasaki.
Najważniejszą stroną w planowaniu podróży po Japonii jest strona Hyperdia.
Doskonała strona, wpisujecie skąd dokąd chcecie jechać, kiedy i po chwili macie gotową odpowiedź, co jak gdzie i kiedy. Jeszcze przed wyjazdem z Polski sprawdzałem wszystkie połączenia, drukowałem je sobie albo robiłem zrzuty ekranu na tablet. Na miejscu wszystko było dokładnie tak jak na stronach Hyperdii.
P.s. pamiętajcie, że dworzec w Fukuoka nazywa się Hakata, a stacje z przypisem SHIN – to stacje tylko dla Shinkansenów ( szybkich pociągów ), zazwyczaj obok zwykłych stacji, trzeba tylko przejść pod peronami na normalne pociągi czasem nawet do kilkuset metrów.
Dziś dzień pierwszy, całodniowa wycieczka do Nagasaki.
Wstaliśmy dość wcześnie bo o 6:00, szybkie śniadanie, spakowanie bagaży na cały dzień i około 7:30 wyruszyliśmy na dworzec kolejowy.
Dokładnie tak jak podała nam Hyperdia, peron 4 wyświetla się nasz pociąg Kamome do Nagasaki, godzina odjazdu 7:55. ( nie patrzcie na zrzuty ekranu, teraz widzę inaczej wygląda rozkład jazdy pociągów).
To pierwszy raz w naszym życiu, gdy mamy się przejechać legendarną już koleją japońską. Na pierwszy raz nie jest to jeszcze słynny Shinkansen, ale zwykły pociąg pomiędzy Fukuoką a Nagasaki. Ale już mnie ciekawi, bo z tego co wyczytałem, Kamome to jedyne pociągi, które podłogę mają wyłożoną parkietem, niesamowite – to prawie jak lotniska, na których jest parkiet. Ile widzieliście takich lotnisk, jest kilka, a Kamome podobno jedyny, ale nie jestem tego pewien.
Na peronach japońskich dworców kolejowych, namalowane są miejsca, gdzie dany pociąg się zatrzyma. Widzimy grupki ludzi i próbujemy rozpoznać, gdzie właściwie powinniśmy się ustawić, ale przyznam szczerze, że jak na pierwszy raz wyszło nam to zupełnie fatalnie.
Czekamy na nasz pociąg w końcu się pojawia, jakby osa, która ciągnie za sobą ogon. Piękny, biały, wręcz śliczny biały wąż, dyskretnie skrada się po pasażerów i zatrzymuje się dokładnie tam, gdzie miał się zatrzymać, tylko my źle odczytaliśmy znaczki na peronie.
Biegniemy do wagonu, gdzie nie ma rezerwacji miejsc. Nauczeni polskim sprytem w zdobywaniu miejsc w PKP po chwili siedzimy na wygodnych fotelach i to nawet obok siebie, wagon faktycznie wyłożony jest parkietem.
Pociąg rusza, a ja ustawiam zegarek na 7:55. Od tego czasu przez 7 dni, będę co do sekundy synchronizowany z systemem kolei japońskich i co do sekundy będę wiedział kiedy ruszymy.
Trzeba przyznać, że punktualność kolei japońskich jest nieprzyzwoita. Spóźniony pasażer, nie ma co liczyć, że może pociąg odjedzie dwie minuty później. Słynne koleje szwajcarskie są przy japońskich jak początkujący uczeń, a światowy zegar atomowy pewnie synchronizuje się na podstawie wskazań zegarka przeciętnego japońskiego maszynisty.
Przy okazji, panowie maszyniści chodzą w mundurach jak piloci liniowi, do tego mają białe rękawiczki. Pełny szacunek dla swojej pracy, zresztą Japonia żyje w pociągach, wszyscy nimi jeżdżą, a większość domów ma okna wychodzące na tory lub dworzec ( to już taki mały żart z mojej strony).
Nasz podróż trwa niecałe dwie godziny.
My nie jedziemy do ostatniej stacji jaką jest Nagasaki, ale wysiadamy jedną wcześniej o 9:47 na Urakami, bo w pierwszej kolejności chcemy odwiedzić Muzeum Bomby Atomowej i Park Pokoju.
Większość ludzi na świecie z atakiem bomby atomowej bardziej kojarzy Hiroszimę, i pewnie mają rację, ale drugim miastem na który spadła bomba atomowa jest właśnie Nagasaki.
9 sierpnia 1945 r. o godz. 11:02 amerykańska superforteca B-29 Bock’s Car, pilotowana przez Charlesa Sweeneya zrzuciła na Nagasaki drugą bombę atomową (Fat Man), która zabiła 75 tys. ludzi oraz zniszczyła blisko połowę miasta . Bomba wybuchła dokładnie nad Urakami (przedmieście Nagasaki), nad katedrą Urakami – wtedy największą katedrą w Azji Wschodniej.
Zbombardowane miało zostać miasto Kokura, ale ponieważ było ono zasłonięte przez chmury zdecydowano się zrzucić ją na cel rezerwowy, na Nagasaki.
W przeciwieństwie do uranowej bomby Little Boy zrzuconej na Hiroshimę bomba Fat Man, która spadła na Nagasaki była wykonana z plutonu. Jednym z celów bombardowania było porównanie skutków niszczących obu typów bomb.
Z dworca kolejowego idziemy na piechotę w kierunku muzeum, przy okazji podziwiając miasto. Jak każde japońskie miasto jest przeraźliwie czysto, choć nigdzie nie ma koszy, na ulicach jest jeszcze pusto, pewnie to sprawka wolnego świątecznego dnia i nie wszyscy jeszcze wyszli na ulice.
Dotarcie do muzeum zajmuje nam jakieś 15 – 20 minut . Wejście kosztuje 200 jenów, czyli jakieś 6 pln.
Prostokątny budynek z klinkierowej cegły, a w środku przejmująca ekspozycja pokazująca miasto przed wybuchem bomby i po ataku, przybliża też dzieje odbudowy Nagasaki.
Sporo przedmiotów które przetrwały wybuch, oraz przejmujące zdjęcia pokazujące Nagasaki po fali uderzeniowej.
Jednym z najciekawszych eksponatów jest zegarek znaleziony kilkaset metrów od epicentrum w którym wskazówki zatrzymały się na godzinie 11:02, godzinie ataku Amerykanów.
Po zwiedzaniu muzeum idziemy do miejsca epicentrum, tam gdzie uderzyła bomba atomowa. Sam wybuch bomby atomowej nie następuje po uderzeniu w ziemię, ale kilkaset metrów nad ziemią tak, by uderzenie było bardziej skuteczne.
Pewnie się zastanawiacie kto wymyślił bombę atomową – Robert Oppenheimer (ur. 22 kwietnia 1904 w Nowym Jorku, zm. 18 lutego 1967 w Princeton) – amerykański fizyk, profesor na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, dyrektor naukowy Projektu Manhattan – trwającego w czasie II wojny światowej przedsięwzięcia mającego na celu opracowanie pierwszej broni atomowej. Z tego powodu jest nazywany ojcem bomby atomowej.
W miejscu epicentrum stała kiedyś katedra, teraz jest tu czarny obelisk i czarne kamienne kręgi, symbolizujące rozchodzenie się fali uderzeniowej.
Obok jest Park Pokoju, w którym stoi sporo pomników w tym 9-metrowa Statua Pokoju oraz Fontanna Pokoju.
Po skończonym zwiedzaniu tego przejmującego miejsca szukamy stacji tramwajowej, ruchomymi schodami zjeżdżamy na dół i kierujemy się na przystanek. Wsiadamy w tramwaj nr. 5 i jedziemy do stacji kolejowej Nagasaki. Zresztą właśnie dzięki tramwajom można Nagasaki dość szybko zwiedzać i po nim się przemieszczać, o ile dobrze się wie w którą stronę jadą.
Wąskimi uliczkami idziemy do pomnika i kaplicy „26 męczenników” .
W roku 1597 szogun Toyotomi Hideyoshi zakazał chrześcijaństwa, a dla podkreślenia wagi swoich słów kazał schwytać i ukrzyżować 26 chrześcijan, Japończyków i cudzoziemców, był to pierwszy z 600 udokumentowanych aktów męczeństwa, tylko w rejonie Nagasaki.
Wzniesiona na wzgórzu Nishizaka świątynia i kamienna płaskorzeźba upamiętnia pierwszych 26 męczenników, którzy w 1862 roku zostali przez papieża ogłoszeni świętymi. Chrześcijanie w Japonii ukrywali się ponad 200 lat do czasu, aż Japonia odeszła od polityki izolacjonizmu.
Znowu na piechchotę, uliczkami udajemy się pod Most Okularów. To jeden z najczęściej fotografowanych obiektów w Nagasaki. Zbudowany w 1634 przez Mozi chińskiego kapłana zen. Krzywizna przęseł mostu odbijających się w rzece tworzy obraz przypominający okulary.
Niedaleko od mostu zwiedzamy Świątynię Kofukuji – to pierwsza w Japonii świątynia buddyjskiej sekty zen Obaku.
Zbudował ją w 1623 roku mnich buddyjski. Jest ona też zwana świątynią Nankinu i często odwiedzają ją mieszkańcy tego chińskiego miasta. Jeśli ktoś zainteresowany to polecam doczytać co Japończycy zrobili Chińczykom w Nankinie. Wejście do świątyni 300 jenów.
Po drodze do kolejnej świątyni Kotaiji, zatrzymujemy się na coś do picia przy pobliskim automacie, a potem zwiedzamy świątynię.
Kolejną świątynią, którą odwiedzamy jest Świątynia Sofukuji. Wstęp 300 jenów.
Wejście ma kształt bramy, która według chińskiej legendy prowadzi do chińskiego podmorskiego raju. Druga bardziej okazała brama, znana jako Brama Pierwszego Szczytu, w głębi zespołu została uznana za Skarb Narodowy późnego okresu Ming. Sofukuji to jeden z trzech największych sakralnych obiektów chińskich w Nagasaki. Świątynię wybudował przy wsparciu miejscowych Chińczyków mnich z prowincji Fukien w 1629 roku.
Gigantyczny kocioł stojący w świątyni służył do przygotowania papki, którą codziennie żywiło się 3000 ludzi podczas głodu jaki nawiedził Nagasaki w 1682 roku.
Przenosimy się do Chinatown, liczymy na to, że kupimy coś do jedzenia. Niestety nie natrafiamy na jakąś tanią knajpkę ani sklep, w ogóle to Chinatown jakieś takie syntetycznie czyste, zresztą tak jak cała Japonia. Kiedyś wydawało mi się, że to Singapur jest najczystszym miastem na świecie, ale przy całej Japonii wypada blado.
Co ciekawe w Japonii nie ma koszy na ulicach, każdy ma swoje odpadki zabrać do domu i tam posegregować. Kartony po napojach się rozcina i myje od środka potem wiąże papierowym sznureczkiem, podobnie z pojemnikami po jogurtach. Worki z posortowanymi śmieciami wystawia się przed dom podobnie jak w Polsce, ale worki podpisane są nazwiskiem osoby, która je wystawiła. Jeśli śmieciarz uzna, iż źle posortowaliśmy śmieci wtedy cała ulica wie, że nie wywiązaliśmy się z obywatelskiego obowiązku, prawie straciliśmy twarz i czas na seppuku, musimy wybrać tylko asystenta, który nas dobije obcinając nam głowę.
Trafiamy też na Świątynię Konfucjańską. Jasnożółte dachówki i cynobrowe ściany świątyni poświęconej Konfucjuszowi widoczne już są z daleka. Świątynię zbudowała miejscowa społeczność chińska w 1893 roku. Po uszkodzeniu świątyni w wyniku wybuchu bomby atomowej, odbudowano ją i rozbudowano w 1982 roku. Wejście 600 jenów, wyjątkowo drogo jak na nasz budżet także świątynię oglądamy z zewnątrz.
Korzystając z chwili postoju w pobliskim automacie dokupujemy kolejną wodę i soki. Na każdym kroku w Japonii można spotkać automaty nie tylko do soków, ciepłej kawy, czegoś do jedzenia i biletów, ale też sprzedające brudną kobiecą bieliznę, ale to już rozmowa na temat fetyszy Japończyków.
W końcu trafiamy do marketu, gdzie można kupić coś do jedzenia w przyzwoitych cenach. Co ciekawe masa produktów w japońskich sklepach jest przygotowanych do natychmiastowej konsumpcji. Już na kasie dostaje się widelczyk i odpowiedni sos, a niezbędna do podgrzania mikrofalówka stoi zaraz za kasą. Japończycy do perfekcji opanowali ekspresowe jedzenie. Trzeba też przyznać, że ich wykwintna kuchnia stoi na najwyższym poziomie, ale o tym może w dalszych relacjach.
Podgrzewamy, siadamy na pobliskiej ławce i jemy nasze bento.
Bento – rodzaj posiłku kuchni japońskiej, mający postać pojedynczej porcji na wynos, kupowanej w punktach gastronomicznych lub przygotowywanej w domu.
Tradycyjne bento składa się z ryżu, ryby lub mięsa, a także z pikli i gotowanych warzyw. Posiłek pakowany jest w odpowiednie pudełko – może to być zwykłe plastikowe, produkowane masowo opakowanie, bądź specjalne, wykonane z drewna i lakierowane. Gotowe bento jest dostępne w wielu miejscach w Japonii, takich jak sklepy spożywcze, stacje kolejowe, stacje benzynowe, kioski, domy towarowe, czy specjalne sklepy z bento.
Pomimo dużego wyboru wśród gotowych rodzajów bento, wielu Japończyków do tej pory przygotowuje własne posiłki w domu, aby spożyć je potem podczas przerwy w szkole czy pracy.
Pierwsze wzmianki o bento pochodzą z V wieku n.e., kiedy to Japończycy wyruszali polować lub łowić ryby z daleka od swoich domostw. Zabierali wtedy ze sobą podsuszany ryż, który po wymieszaniu z wodą rolowano w małe porcje.
W okresie Edo bento upowszechniło się – posiłek w pudełku był zabierany do teatru czy na wycieczki. W epoce Meiji pojawiły się ekiben – czyli bento kupowane na stacjach kolejowych, zawierających ryż z piklami moreli japońskiej na podróż.
Posileni pełni sił ruszamy w kierunku ostatniej już dzisiaj atrakcji, to Ogród Glovera.
Po otwarciu portu w Nagasaki dla z handlu z Zachodem w drugiej połowie XIX wieku, Nagasaki stało się bogatym i eleganckim miastem. Osiedlało się tu coraz więcej cudzoziemców, którzy potrzebowali odpowiednich domów. Wiele wzniesionych wtedy drewniano kamiennych domów stoi tu do dzisiaj na terenie ogrodu Glovera.
Najbardziej znaną rezydencją w stylu europejskim jest Dom Glovera z 1863 roku, który stał się pierwowzorem scenerii opery Pucciniego Madam Butterfly.
A o czym opowiada Madam Butterfly ?
Czas i miejsce akcji: Nagasaki, przełom XIX i XX wieku.
„W porcie w Nagasaki cumuje okręt marynarki Stanów Zjednoczonych „Abraham Lincoln”. Młody oficer – Benjamin Franklin Pinkerton – szuka rozrywki. Nawiązuje romans z piętnastoletnią gejszą Cio-cio-san , zwaną po angielsku Butterfly, czyli motyl.
Pinkerton postanawia z pomocą Goro zorganizować, w wynajętym domku na wzgórzu, pozorny ślub „na 999 lat”, według japońskiego zwyczaju. Nie słucha ostrzeżeń amerykańskiego konsula Sharplessa, który twierdzi, że dziewczyna jest w nim naprawdę zakochana, podczas gdy Pinkerton związek z Japonką traktuje nie do końca poważnie.
Rzeczywiście, młoda narzeczona, przygotowując się do ślubu z Amerykaninem, przyjmuje w misji chrzest. Jej wuj Bonzo, który odkrył tę zdradę japońskiej tradycji, przybywa na miejsce ceremonii i wyklina wiarołomną. Burzy to przebieg ceremonii. Zaproszeni goście opuszczają nowożeńców. Młodzi mimo to spędzają upojną noc.
Gdy Pinkerton wypływa z powrotem do Ameryki, obiecuje swej japońskiej żonie, że wróci, gdy rudziki uwiją nowe gniazda. Cio-cio-san, wraz z wierną służebnicą Suzuki, przez trzy lata wyczekuje jego przybycia . Cierpi coraz większy niedostatek. Suzuki i Sharpless próbują uświadomić dziewczynie jej położenie. Sharpless radzi jej przyjąć awanse bogatego księcia Yamadori. Cio-cio-san nie wierzy słowom konsula. Oznajmia mu, że istnieje dodatkowa więź łącząca ją z Pinkertonem – ich syn.
Niedługo po spotkaniu Butterfly z Sharplessem, „Abraham Lincoln” znowu zawija do Nagasaki. Madame Pinkerton, jak sama siebie nazywa, wraz z Suzuki przystraja cały dom kwiatami . Oczekiwanie przedłuża się i znużona dziewczyna zasypia. Pinkerton pojawia się w końcu z Sharplessem i młodą Amerykanką, co budzi uzasadniony niepokój Suzuki. To nowa, „prawdziwa” żona oficera. Butterfly także uświadamia sobie prawdę i sięga po ojcowski sztylet z inskrypcją Niech z honorem umiera ten, komu los nie pozwolił żyć z honorem. Przed jej śmiercią do izby wbiega dziecko, nieświadome, że może tylko pożegnać się z matką. Pinkerton, który po chwili wpada do pokoju z jej imieniem na ustach, jest już tylko świadkiem ostatniego tchnienia kobiety, która dla niego poświęciła życie. Odbiera jej milczącą zgodę na zabranie ich synka do Ameryki.”
Smutna historia.
Wracamy do parku Glovera.
Thomas Glover sprowadził do Japonii pierwszy parowóz. Był nietuzinkowym brytyjskim przedsiębiorcą. Zajmował się górnictwem węglowym, importem herbaty, prowadził stocznię remontową i założył browar.
Wejście do ogrodów kosztuje 600 jenów, ale warto wydać tą kwotę. Widok na Nagasaki z góry jest niesamowity, zastanawiam się jak to musiało być zaraz po wybuchu bomby atomowej i jak tak piękna okolica musiał być zamieniona w jednej chwili w pył. Amerykańska firma wyburzeniowa wybrała to miejsce ze względu na dolinę w której Nagasaki się znajduje, obawiano się by fala uderzeniowa nie poszła dalej, jakby chciano choć część wybuchu mieć pod kontrolą.
W samym ogrodzie masa Japończyków, wszyscy korzystają z dnia wolnego. Piękne fontanny, sadzawki zachowane domy i ich wnętrza. Można się też przebrać w ubrania z tamtego okresu i zrobić sobie okolicznościowe zdjęcie.
Na chodnikach parku ukryte są dwa serca, zadaniem odwiedzających jest odnalezienie tych kamiennych serc, przyznam się, że trochę się napatrzyliśmy zanim je wynaleźliśmy.
No i oczywiście w tym tłumie zwiedzających w końcu się gubimy, a że park jest rozległy odnajdujemy się po 40 minutach i wychodzimy z parku.
Jeszcze za plecami zostawiamy kościół katolicki Oura – zbudowany w 1864 roku, pod kierunkiem Bernarda Petitjeana, francuskiego księdza, który został pierwszym biskupem Nagasaki. Niestety nie wchodzimy do środka bo spieszymy się na pociąg do Fukuoki.
Postanowiliśmy dojechać do dworca tramwajem, zapytałem motorniczego czy jedzie na dworzec , ten pokiwał głową i kazał wsiadać w tramwaj 51. Tym sposobem zostaliśmy wywiezieni w pole, bo na dworzec to na pewno nie trafiliśmy. Zapomniałem o tym, że ludzie w Japonii jednak nie mówią po angielsku, ale pokiwać głową lubią.
Musieliśmy nadrobić trochę drogi na piechotę. Nie zdążyliśmy na pociąg o 17:47, ale ten o 18:21 był jak najbardziej w naszym zasięgu (zrzuty z ekranu na dzisiaj jak to wygląda).
Zanim wsiedliśmy do pociągu, kupiłem jeszcze jakiś napój i bułki w pobliskim sklepie. Pokazując JR Pass bez problemu weszliśmy na peron i do naszego pociągu, który już grzecznie czekał przycumowany do peronu.
Ustawiony o poranku zegarek, dokładnie wskazał 18:21 gdy ruszyliśmy z powrotem w kierunku Hakaty, pociąg był w połowie pusty, nie tak jak w stronę Nagasaki, na miejscu byliśmy dokładnie o 20:13. Ten rodzaj pociągu jedzie około 120 km na godzinę, więc nie jest to kolej szybkich prędkości ale trzeba przyznać, że niezwykle komfortowy, no i ten parkiet.
W Fukuoce jeszcze poszliśmy zobaczyć pobliskie centrum handlowe, ale chyba byliśmy już zmęczeni zwiedzaniem, szybko wróciliśmy do hotelu kupując po drodze w pobliskim Family Mart – zestaw bento za 400 jenów.
Pierwszy dzień zwiedzania Japonii powoli nam się kończył, byliśmy zmęczeni ale zadowoleni ze zwiedzania, rano w planach mieliśmy wyjazd do Hiroszimy.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).