Monastyry, monastyry i świątynia – czyli cały dzień wokół Erywania i Araratu świętej góry Ormian.
Monastyry, monastyry i świątynia – czyli cały dzień wokół Erywania i Araratu świętej góry Ormian.
Postanowiliśmy się wybrać na całodzienną wycieczkę po okolicach Erywania.
Umówiliśmy w hostelu kierowcę za 20 000 AMD czyli około 160 PLN za trzy osoby.
Kierowca był punktualnie kilka minut przed 9:00, miał na imię Orin, bardzo miły, ale niestety mało mówił po rosyjsku, a po angielsku wcale.
Wyjeżdżając z Erywania przejechaliśmy jeszcze obok fabryki koniaku Ararat. Chyba najlepszego koniaku w Armenii, co zresztą sprawdziliśmy dzień wcześniej.
Mieliśmy w planie do odwiedzenie 5 miejsc.
Pierwszym z nich była Katedra w Eczmiadzynie.
Dojechaliśmy do niej po około 25 minutach jazdy z hostelu.
Katedra w Eczmiadzynie– najstarsza i najważniejsza świątynia ormiańska, kościół macierzysty Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego, wybudowany na fundamentach pogańskiej bazyliki przez Grzegorza Oświeciciela w latach 301-303, zaraz po tym jak król Tiridates III jako pierwszy władca w historii przyjął chrześcijaństwo; jednocześnie najstarsza katedra na świecie. Znajduje się w mieście Wagharszapat, około 18 km na zachód od Erywania. Została poważnie zniszczona, po czym w 483 odbudowana niemal od podstaw w obecnej formie przez Wagana I Mamikoniana. W 618 kopuła wykonana z drewna została zastąpiona kamienną, która przetrwała w stanie niemal nienaruszonym do czasów obecnych.
Masywna budowla opiera się na czterech filarach połączonych za pośrednictwem smukłych arkad z zewnętrznymi murami świątyni. Mury znajdujące się na północnej stronie pochodzą z IV i V wieku. W XVII w. naprzeciwko zachodniego wejścia została wzniesiona trzykondygnacyjna dzwonnica. Sześciokolumnowe rotundy, wybudowane w XVII w. w północnej, wschodniej i południowej części świątyni, nadają katedrze pięciokopułowy obrys.
W świątyni znajdują się liczne zabytkowe rękopisy, ikony, rzeźby, krucyfiksy. Najcenniejszym skarbem jest grot Włóczni Przeznaczenia (zwana także włócznią Longinusa), uważanej za relikwię Męki Pańskiej, przechowywany w złotym relikwiarzu w skarbcu katedralnym. Według pochodzącego z XIII w. armeńskiego manuskryptu i tradycji włócznia została przewieziona w to miejsce przez apostoła Judę Tadeusza.
W 2000, razem z kilkoma kościołami znajdującymi się w pobliżu, katedra w Eczmiadzynie została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Katedra przywitała nas piękną pogodą, był jeszcze wczesny poranek i niezbyt dużo turystów kręciło się w pobliżu. Szkoda tylko, że cała katedra była obstawiona rusztowaniami i nie mogliśmy w pełni docenić jej piękna.
Przespacerowaliśmy się dookoła, na chwilę wstąpiliśmy do środka.
Tuż obok znajduje się Surp Gajane nie tak majestatyczny jak katedra, ale nie ustępuje jej urody. Stanowi ulubione miejsce ślubów, więc często widuje się w nim nowożeńców. Jego patronką jest Gajane, jedna z 32 dziewcząt, które przybyły do Aremnii wraz ze św. Rypsymą i wkrótce zostały zamordowane. W VI w. nad jej grobem wzniesiono kaplicę, a ponad tysiąc lat później powiększono do obecnych kształtów.
Przy wejściu roztacza się piękny widok na Ararat oraz czasami na tym tle widać nisko przelatujące samoloty, ponieważ w okolicy znajduje się główne lotnisko Erywania.
Nawet się nie obejrzeliśmy a minęła nam godzina zwiedzania, wracamy do naszego kierowcy i jedziemy dalej do Zwartnoc.
Zwartnoc – miejscowość w Armenii, położona w prowincji Armawir ok. 15 km na zachód od stolicy kraju, Erywania, słynąca z ruin katedry z VII wieku. Ruiny katedry w Zwartnocu zostały wpisane w roku 2000 na listę światowego dziedzictwa kulturalnego UNESCO.
Musimy tu wnieść opłatę za wejście oraz z pozwolenie fotografowania.
Kościół katedralny w Zwartnocu został wzniesiony w latach 643-661 przez katolikosa Nersesa III Budowniczego. Został zbudowany w formie centralnej świątyni o trzech kondygnacjach, zwieńczonej kopułą. Jako materiał posłużył miejscowy kamień wulkaniczny w kolorze różowym. Mury przyziemia składały się z okładziny ze starannie obrobionych płyt i wypełnienia z gruzu kamiennego zmieszanego z zaprawą wapienną. Prostokątne bloki kamienia tworzące mur były ściśle dopasowane do siebie. Kamienna konstrukcja niosąca wyższe kondygnacje nie wytrzymała trzęsienia ziemi w roku 930 i świątynia uległa całkowitemu zniszczeniu. Nie było prób odbudowy. Ruina przez tysiąc lat służyła jako źródło kamienia budowlanego. M.in. kapitele kolumn zostały użyte przy budowie katedry w niedalekim Eczmiadzinie. Dopiero w roku 1893 mnich ormiański Mesrop Ter-Mowsesjan rozpoczął prace wykopaliskowe. Do badań archeologicznych włączył się w roku 1904 architekt Toros Toramanian (1864—1934). Okazało się, że pod gruzami zachowały się liczne detale rzeźbiarskie, świadczące o wysokich umiejętnościach dawnych rzemieślników: ornamenty roślinne z kiściami winogron i plecionki z monogramem katolikosa Nersesa.
Toros Toramanian podjął się prób rekonstrukcji świątyni. Według nich katedra składała się z trzech kondygnacji. Pierwsza kondygnacja otoczona była pierścieniem z muru o grubości 2 m, tworzącego krąg o średnicy wewnętrznej 35 m i zewnętrznej 39 m. Pośrodku znajdowały się cztery filary i cztery rzędy po 6 kolumn, ustawionych łukowo i tworzących tetrakonchę – cztery półkoliste apsydy wokół centralnej przestrzeni pod kopułą. Nad nimi wznosiły się dwie kondygnacje tworzące uskoki i zwieńczone centralną kopułą.
Przy rekonstrukcji Toramanian oparł się na analogiach z podobnymi, znacznie mniejszymi świątyniami Armenii. Próby te nie zostały nigdy zrealizowane. Teren wykopalisk uporządkowano, poskładano ocalałe fragmenty. W roku 1937 powstało muzeum, gromadzące elementy pochodzące z wykopalisk.
Wchodzimy także na chwilę do muzeum, nie jest ono imponujące, ale skoro już tu jesteśmy.
Wizyta w całym kompleksie nie trwa długo, no bo w sumie nie jest to rozległa budowla, po 20 minutach jesteśmy z powrotem w aucie i kierujemy się do Chor Wirap.
Jedziemy dość długo, po prawej stronie mając cały czas Ararat.
W końcu zatrzymujemy się na łuku drogi. Przed nami piękny widok. Na tle Araratu stoi przed nami Chor Wirap.
Nie tylko my się tu zatrzymujemy. Chyba wszyscy, którzy odwiedzają to miejsce chcą uchwycić tą przepiękną panoramę.
Chor Wirap ( Głęboka Studnia) – to jedno z tych miejsc, które w Armenii trzeba zobaczyć. Właśnie ten widok jest umieszczany na wielu reprodukcjach reklamujących Armenię.
Klasztor znajduje się najbliżej świętej góry Armenii czyli Araratu. Co ciekawe Ararat znajduje się obecnie na terenie Turcji, a Chor Wirap niecałe 1000 m od granicy z Turcją.
Ok. 180 r. p.n.e. król Artakses I wpobliżu dzisiejszego wzniesienia założył stolicę swojego państwa. Miał nawet gościć Hannibala, słynnego wodza kartagińskiego. Wzgórze pełniło miejsce królewskiego więzienia. Jak głosi legenda pod koniec II w. król Tiridates III wtrącił tu do lochu św. Grzegorza Oświeciciela, zirytowany jego żarliwą religijnością. Wcześniej poddał go torturom, po czym związanego pozostawił na pewną śmierć. Grzegorz przeżył dzięki pewnej chrześcijance, która każdego dnia przynosiła mu chleb. Kiedy 13 lat później Tiridates kazał w Eczmiadzynie kilkadziesiąt niewinnych zakonnic, wyrzuty sumienia sprawiły, że zaczął odchodzić od zmysłów, wtedy jego siostra doznała wizji, w której Tiridatesa uzdrawiał dawno zapomniany więzień. Król szybko ułaskawił św. Grzegorza, a ten przywrócił mu zdrowie i pośrednio doprowadził do przyjęcia chrześcijaństwa przez Armenię.
Podchodzimy na piechotę do góry na klasztorne wzgórze, oddajemy się pięknym widokom. Pogoda pozwala nam na zrobienie pięknych zdjęć.
Kończymy zwiedzanie, schodzimy do samochodu i jedziemy dalej, tym razem do Garni.
Nasz podróż trwa około godziny, ale w końcu docieramy na miejsce, kupujemy bilet wstępu i zaczynamy zwiedzanie.
Garni to wieś w Armenii, położona w prowincji Kotajk, w dolinie rzeki Azat, ok. 29 km na wschód od Erywania. We wsi zachowało się wiele zabytkowych budowli z IX-XI w., jednak główną atrakcją turystyczną miejscowości jest twierdza Garni. Obejmuje ona cały kompleks zabudowań, z których najbardziej znanym jest zbudowana z bazaltu świątynia poświęcona bogu słońca Mitrze (I w. n.e.). Już w III w. p.n.e. istniała na tym miejscu twierdza cyklopowa, która służyła jako siedziba królewska i miejsce przebywania wojsk.
Pierwsza myśl to – skąd taka budowla w tej części świata?! Przecież to nie Rzym. To Armenia, gdzieś daleko na Wschodzie.
Pochodząca z I wieku świątynia przypomina ateński Partenon. Tyle, że wzniesiono ją nie z białego marmuru, ale z miejscowego, ciemnego bazaltu. Gdyby nie ten materiał, to mogłaby stanąć w jakimkolwiek mieście nad Morzem Śródziemnym.
Najprawdopodobniej była poświęcona bogu Mitrze. Kult Mitry przywędrował do Armenii z Indii (przez Persję), a następnie stał się popularny w całym śródziemnomorskim świecie. Synkretyzm religijny był z ważną cechą świata antycznego. Wyprawa Aleksandra Wielkiego połączyła różne kultury.
Garni jest jednym ze świadectw pokazujących miejsce Armenii w starożytnym świecie. Tu dochodziło do połączenia Wschodu z Zachodem.
Zabytek powstał w I wieku, ale naszej ery. Wzniósł go Tirydates I, władca, który przyjął koronę z rąk cesarza Nerona. W tym celu udał się do Rzymu, a na drogę powrotną przydzielono mu rzymskich specjalistów, którzy mieli zbudować świątynię ku czci boga Mitry. Tłumaczyłoby to tak daleko idące antyczne wpływy.
Zachowała się inskrypcja z 77 roku informująca, że Tirydates zbudował tu pałac dla królowej oraz odbudował cytadelę.
Nie jest też jasne w jaki sposób zabytek przetrwał czasy niszczenia pogańskich świątyń. Już na początku IV wieku Armenia stała się chrześcijańskim krajem (pierwszym w świecie!). Pogańskie przybytki burzono, a na ich gruzach budowano kościoły. Obiekt w Garni jest jedynym, który przetrwał. Dlaczego? Być może zadecydowała wola rodziny królewskiej. Znajdująca się tuż obok letniego pałacu świątynia zmieniła swoje przeznaczenie. Jak mówią źródła, nazwana została „domem chłodu”. Położona na cyplu, nad przepaścią, dawała uczucie ulgi w najbardziej upalne dni. I może dlatego nie została zburzona.
W bardzo specyficzny sposób przetrwała też czasy islamskiej okupacji. Armenia leży w trudnym miejscu, które decydowało o jej historii. Przez kilka stuleci rywalizowały o te tereny trzy mocarstwa: Turcja, Persja i Rosja. Kraj był areną wielu krwawych i wyniszczających wojen. Okupujący go muzułmanie dokonywali dużych zniszczeń. Trudno założyć, że oszczędziliby pogańską świątynię. Na szczęście runęła w 1679 roku w trakcie trzęsienia ziemi. Bezładna sterta bloków z kamienia nie zwracała uwagi. Tak przetrwała do XX wieku. Wtedy to, już w ramach ZSRR, odrestaurowano zabytek.
Delektujemy się przepięknymi widokami na dolinę i wierzchołki gór, gdzieś daleko pokryte jeszcze śniegiem.
Ostatnim punktem zwiedzanie okolic Erywania będzie Gerhard.
Klasztor Geghard to zespół klasztorny z IV wieku.
Według tradycji kompleks został założony przez Grzegorza Oświeciciela. Pierwszy klasztor został zniszczony przez Arabów w IX wieku. Monaster przeżywał rozkwit w XIII wieku, głównie dzięki przechowywanym tu szczątkom św. Andrzeja i św. Jana i relikwii Włóczni Przeznaczenia przyciągającym pielgrzymów. To tu według legendy apostoł Tadeusz przywiózł włócznię, która przebiła bok Chrystusa – stąd pochodzi nazwa klasztoru, która po ormiańsku oznacza właśnie „włócznia”.
Zespół obejmuje kościoły i grobowce wykute w skale. Najstarsza część kompleksu to wykuta w skale, niedokończona kaplica Grzegorza Oświeciciela. Główny kościół (Kathoghike) wzniesiony w 1215 roku na planie krzyża równoramiennego wpisanego w kwadrat nakrywa kopuła. Wschodnie ramię krzyża zamyka apsyda. Do kościoła przylegają dwie dwupiętrowe kaplice. Konstrukcja świątyni przypomina architekturę armeńskiej chaty chłopskiej – cztery masywne, wolno stojące kolumny podtrzymują kopułę z okrągłym otworem pośrodku by oświetlić wnętrza. Narteks łączy kościół ze świątynią wykutą w skale.
Pierwszy kościół wykuty w skale powstał na planie krzyża równoramiennego przed 1250 rokiem. W jego wschodniej części znajduje się grobowiec dynastii Proszian, przez który przechodzi się do drugiej świątyni w skale wykutej w 1283 roku.
W 2000 roku klasztor został wpisany na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Kończymy zwiedzanie, pełni wrażeń wracamy do hostelu. Nasza wycieczka zaczęła się o 9:00, a skończyła o 16:00 – także cała podróż zajęła nam 7 godzin.
I tu następuje zmiana planów. Mieliśmy następnego dnia jechać do Goris by odwiedzić Tatev i tamtejszą najdłuższą kolejkę linową świata. Chyba byliśmy już zmęczeni całotygodniowym codziennym zwiedzaniem kolejnych monastyrów.
Postanowiliśmy wracać do Gruzji do Batumi, by ostatnie dni spędzić w tym nadmorskim gruzińskim kurorcie.
Anulowałem rezerwację na bookingu, z pełną świadomością finansowych konsekwencji – co ciekawe, nie zostałem jednak finalnie obciążony za rezygnacje, dzień przed przyjazdem.
Zarezerwowałem jedną dobę wcześniej w Batumi.
Słyszeliśmy o pociągu nocnym z Erywania do Batumi, pojechaliśmy metrem na dworzec to sprawdzić. Wsiedliśmy w metro, kupując wcześniej żetony za 100 AMD.
Niestety na dworcu dowiedzieliśmy się, że jest już po sezonie i, że pociąg jeździ co drugi dzień, co zupełnie nie wpasowywało się w nasze plany.
Pani w informacji kolejowej na małej karteczce wypisała nam godziny pociągu ale nic nam to nie dawało, próbowaliśmy się jeszcze coś dowiedzieć na temat marszrutki bezpośrednio do Batumi, ale odległość i czas jazdy lekko nas przerażały.
Postanowiliśmy podzielić naszą podróż na dwa etapy i zatrzymać się w Tbilisi na jedną noc, by kolejnego dnia dojechać do Batumi.
Wróciliśmy do hotelu, zarezerwowaliśmy jedną noc w tym samym hotelu w Tbilisi, w którym byliśmy poprzednio.
Wieczór spędziliśmy na kolacji w Kaukaskiej restauracji. Urządzona ze smakiem, podająca dania kuchni Ormiańskiej i Gruzińskiej – choć w samym centrum Erywania nie wydawała nam się droga.
Zwiedzanie podsumowaliśmy przy kieliszeczku koniaku. Nie byliśmy długo w Armenii, ale zachwycił nas Erywań swoim pięknem, czystością przyjaznym nastawieniem mieszkańców, urzekła nas też okolica ze swoimi pięknymi miejscami z historycznymi zabytkami. Z jednej strony chciało by się zobaczyć jeszcze więcej z drugiej strony lekki zmęczenie zmusiło nas do korekty planów. Ale jeśli jeszcze kiedyś uda się wrócić w te strony, to z wielką przyjemnością ponownie zatrzymam się w Erywaniu.
Dziękuję, że trafiłeś na moją stronę. Jeśli chcesz by się dalej rozwijała proszę polub ją na facebooku.
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, pisanie tego i innych tekstów to proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.