Największe atrakcje Tel Awiwu, czyli jak zwiedzać Tel Awiw.
Tel Awiw.
Co robiliśmy w Hajfie znajdziecie tu:
Pociąg z Hajfy do Tel Awiwu jedzie około godziny. Nie wiem dlaczego, ale spodziewałem się pustego pociągu, tym czasem było całkiem ciasno.
Wysiedliśmy na stacji Tel Awiw – Savidor.
Do naszego hotelu postanowiliśmy dotrzeć na piechotę. Mieliśmy troszkę ponad 2 km.
Hotel Olympia.
Hotel Olympia znajdziecie na booking pod tym linkiem, możecie go też zarezerwować.
Hotel Olympia – możecie zarezerwować pod tym linkiem.
Delikatnie mówiąc hotel nie jest najlepszy, ale niestety w Tel Awiwie jest dość trudno znaleźć tani hotel. Trochę łatwiej jest znaleźć hostel.
Moja opinia na Agodzie na temat Olympia :
„Dobre położenie i nic po za tym. Dobre śniadania, przeciętny personel, fatalny Internet. Hotel dobrze położony, wiele atrakcji Tel Awiwu można zrobić na piechotę, obsługa hotelu jest znudzona gośćmi, Internet niby tylko w recepcji, ale tam też działał czasami, a raczej wcale, aż dziwne bo nawet w wielu parkach czy przystankach jest darmowy Internet, a w hotelu nie potrafią sobie z tym poradzić, pokoje zakurzone mające za sobą lata świetności, nawet koce na łóżkach sprawiały wrażenie brudnych, dobre za to w tym hotelu były śniadania i to w zasadzie jedyny plus, na obronę tego hotelu jest cena za pokój jak na centrum Tel Awiwu – a więc polecam wszystkim, którzy mają nie wiele środków na noclegi – 2 czy 3 noce są do przeżycia, jeśli się cały dzień zwiedza, ale nie jest to hotel na wakacyjny pobyt”.
Tel Awiw-Jafa zwyczajowo nazywane Tel Awiw, jest drugim pod względem wielkości miastem Izraela. Miasto jest położone w Dystrykcie Tel Awiwu na nadmorskiej równinie Szaron leżącej nad Morzem Śródziemnym. Tel Awiw zajmuje powierzchnię 51,8 km², będąc największym i najludniejszym miastem obszaru metropolitalnego Gusz Dan. Miasto jest zarządzane przez władze miejskie Tel Awiwu-Jafy.
Tel Awiw został założony w 1909 na peryferiach starożytnego portu morskiego Jaffa. Duże tempo rozwoju Tel Awiwu bardzo szybko pozostawiło Jaffę z tyłu, która wyraźnie zatrzymała się w arabskiej przeszłości. W dwa lata po powstaniu państwa Izrael, w 1950 Tel Awiw i Jaffa zostały połączone w jedno miasto. Choć stolicą proklamowaną przez Izrael jest Jerozolima, to ONZ nie uznaje tego faktu, dlatego większość ambasad mieści się w Tel Awiwie. Zespół miejski Białego Miasta Tel Awiwu został umieszczony w 2003 na Liście światowego dziedzictwa UNESCO, jako największe na świecie skupisko budynków modernistycznych.
Tel Awiw jest sklasyfikowany jako metropolia globalna. Jest jednym z największych centrów technologicznych i najbogatszym miastem Izraela, swoją siedzibę ma tutaj Giełda Papierów Wartościowych w Tel Awiwie oraz wiele ośrodków badawczo-rozwojowych międzynarodowych spółek. Miejskie plaże, bary, kawiarnie, ekskluzywne sklepy i kosmopolityczny styl życia sprawiły, że Tel Awiw jest popularnym celem krajowych i zagranicznych wycieczek. Miasto posiada reputację „śródziemnomorskiej metropolii, która nigdy nie zasypia”. Jest finansową stolicą państwa, centrum biznesu i głównym ośrodkiem kultury. Aglomeracja miejska Tel Awiwu jest drugą pod względem wielkości gospodarką Bliskiego Wschodu i w rankingu największych metropolii na świecie opublikowanym w 2008 przez magazyn „Foreign Policy” zajęła 42. miejsce Jest to również najdroższe miasto w regionie, a 17. najdroższe miasto na świecie.
Pierwszego dnia nie mieliśmy zbyt dużo czasu na zwiedzanie. Postanowiliśmy się udać do portu. Naprzeciw wyjścia z naszego hotelu znajdował się Kikar Namir – betonowe monstrum, miejsce od którego wg. przewodników trzymać się najlepiej z daleka. W tym centrum handlowym pod gołym niebem można się obkupić we wszelakie „pamiątki”, a przed słońcem można się schować pod betonowymi grzybami. Tutejsze kawiarnie i pizzerie, które za dnia wyglądają jako tako, o zmroku robią się wręcz obskurne. Tyle przewodnik, ale w czasie, gdy my tam byliśmy, był deszcz, temperatura była niska i trwał jakiś remont, więc nie było żadnych handlarzy wspomnianych wcześniej „pamiątek”.
Przeszliśmy obok domu Ben Guriona ( o nim napiszę w dalszej części relacji) skręciliśmy w ulicę Ben Yehuda i długą prostą poszliśmy w kierunku Małego Tel Awiwu i Starego Portu.
Jest to popularne miejsce wśród turystów i mieszkańców, pragnących spędzić miłe chwile. Czasami na Mały Tel Awiw mówi się też Stary Telawiw. Ulice z licznymi restauracjami, kawiarniami i eleganckimi sklepami ciągną się ku Staremu Portowi. Choć w tym deszczu, gdy tak szliśmy wcale nie wyglądały zachęcająco, ale faktycznie, gdy wróciliśmy tu późnym wieczorem, życie towarzyskie przy pizzy i alkoholu trwało w najlepsze.
Zbudowany w 1938r. wielkim nakładem sił i środków, Stary Port miał uniezależnić Tel Awiw od arabskiej przystani w Jafie, ale został zamknięty już w 1965 r., gdyż okazała się za płytki dla dużych jednostek.
Obecnie w zrewitalizowanych magazynach mieszczą się centra handlowe i modne restauracje, a na nadbrzeżu zamienionym w promenadę stoją kawiarniane stoliki.
My jednak mamy szczęście do deszczu i zamiast ludzi widzimy pustą przestrzeń. Wszyscy się gdzieś pochowali, a my mamy tak niewiele czasu na zwiedzanie, więc w deszczu idziemy przez Stary Port. Musi tu być bardzo ładnie latem, ale my tu jesteśmy na początku marca. Deszcz nas nie oszczędza, na szczęście mamy kurtki przeciwdeszczowe kupione kiedyś w Wietnamie. Teraz możemy sprawdzić ich jakość i o dziwo pomimo, że podrabiane sprawują się całkiem nieźle.
Wracamy w kierunku naszego hotelu tym razem ulicą najbliższą plaży. Wstępujemy na chwilę do Ogrodów Niepodległości, ale deszcz nas skutecznie przepędza.
Na ulicach auta stoją w olbrzymich korkach, a my rozmawiamy o tym, co byśmy chcieli zjeść. Nakręcamy się na pizzę, bo chwilę wcześniej widzieliśmy Dominium Pizza, gdzie pizze były w bardzo niskich cenach, jak na Izrael.
Sprawdzam w telefonie gdzie jest jakaś inna pizzeria i tam się kierujemy mijając nasz hotel, ale okazuje się, że zamiast pizzerii jest zburzony budynek, szukamy innej. I tak doszliśmy do ulicy Dizengoff, skręciliśmy w lewo, przecięliśmy ulicę Ben Gurion i trafiliśmy na Zota Pizza.
Zmarznięci i przemoczeni, zasiedliśmy do bardzo smacznej pizzy. Wciąż lekko padało, ale siedzieliśmy pod zadaszeniem, a w naszą stronę leciało ciepło pizzerii i ciepło z nawiewu. Pojedzeni poczuliśmy jak wracają w nas siły. Było już ciemno, a na ulicach ze względu na pogodę było bardzo mało osób. W kilku barach przesiadywali młodzi Izraelczycy, ale ogólnie pusto.
Wybraliśmy się jeszcze na małe zakupy do pobliskiego sklepu spożywczego. Generalnie Izrael nie należy do tanich krajów, hotele czy knajpy są drogie, ceny w sklepach spożywczych też nie należą do najniższych, ale nie powalają, szczególnie jeśli zaplanujecie zakupy w arabskim albo rosyjskim markecie lub wybierzecie jakiś sklep sieciowy. Kupiliśmy jakieś soki, czerwone wino (dwie butelki – bo jak zwykle w promocji było taniej), pieczywo i jakieś zupki. Nic szczególnego, zwykły prowiant na późny wieczór. Od rana planowaliśmy intensywne zwiedzanie.
Nasz hotel Olympia można na pewno było pochwalić za śniadania. Także po dobrym śniadaniu wybraliśmy się na całodniowe zwiedzanie Tel Awiwu. Na początek obraliśmy kierunek na Jafę.
Aby tam dotrzeć musieliśmy po wyjściu z hotelu pójść w lewo, ulicą gdzie stoją nadmorskie hotele, potem minąć ambasadę USA. Stała przy niej spora kolejka. Co ciekawe obywatele Izraela mają takie same problemy wizowe jak Polacy, i też mają pretensje do USA za taki stan rzeczy. A wydawałoby się, że tylko nas tak traktują. Strażnicy przy ambasadzie pomachali nam byśmy nie robili zdjęć.
Potem skręciliśmy w prawo i doszliśmy do promenady. Był jeszcze wczesny poranek i nie było jeszcze zbyt wielu osób. Prawdopodobnie też temperatura nie skłaniała wielu osób na pojawienie się tutaj. Pomimo wszystko, kilka osób jednak spacerowało. Otwierały się pierwsze nadmorskie sklepiki i kawiarnie. Na pobliskich ławkach polegiwało trochę rosyjskojęzycznych bezdomnych, skąd to wiem? A no stąd, że mnie zaczepiali i prosili o szekle na papierosy.
Spacer po promenadzie trwał około półtorej godziny, wyszło słonko, pojawili się rowerzyści, biegacze, osoby spacerujące z psami. Nam zrobiło się trochę cieplej. Minęliśmy wszystkie plaże, aż od Tel Awiw Marina, po przez plaże Gordona, Frishmanna, Trumpeldora, Jerozolimską, Ge’ula.
Dotarliśmy na koniec promenady. Do delfinarium, które mieściło się tu w latach 1979-1990. Budynek nie spełniał wymagań odnośnie zapewnienia odpowiednich warunków życia i szkolenia delfinów, i dlatego delfinarium zostało zamknięte. Następnie otworzono w nim dyskotekę, ale w roku 2001 roku miał tu miejsce zamach i od tego momentu stoi pusta.
„To był normalny piątek. Dla mieszkańców, którzy nie mogli wyrwać się na plaże – bardzo upalny i znojny. Wszyscy z radością witali nadchodzący wieczór, który mógł przynieść lekkie ochłodzenie.
Na promenadzie zaczęło gęstnieć od ludzi spragnionych odpoczynku i zabawy. Późnym wieczorem były tam już tłumy mieszkańców i turystów…
Setki młodych ludzi większość wieczoru czekało na swoją kolej na wpuszczenie do popularnej dyskoteki „Dolfin” w kompleksie delfinarium na promenadzie południowej.
To był 1 czerwca 2001 r. Zwykły, gorący piątkowy wieczór.
Wsród tłumu, głównie nastolatków, przed „Dolfinem” stanął ten, który zapragnął odebrać innym życie..
Zamachowiec samobójca (niech imię jego będzie zapomniane!) był związany z organizacją terrorystyczną Hamas, ale odpowiedzialność za atak wziął na siebie Palestyński Hezbollah. Terrorysta zdetonował ładunek na krótko przed północą. Bomba zawierała kilogramy żelastwa…
Zwyczajną piątkową noc na promenadzie przerwał huk, a kilka sekund po nim – krzyki rannych… Tel Awiw zatrzymał się na chwilę, a później wiele osób ruszyło na pomoc rannym. Ciała zabitych… tego się nie da opisać… Promenada spłynęła krwią.
17 osób, głównie nastolatków, zginęło na miejscu. 4 – w szpitalach po ciężkiej walce o życie.
Ponad 120 osób zostało rannych. Ucierpieli nawet niektórzy stojący w kolejce do innego klubu – „Pacha”.
Smutno odwiedzać takie miejsca, kiedyś tętniące życiem i śmiechem młodych ludzi, dziś ziejące pustką i ogrodzone stalową zimną siatką.
Po chwili zadumy poszliśmy dalej w kierunku parku Charlesa Clore’a. Park zajmuje powierzchnię 1,2 ha, która rozciąga się na wybrzeżu Morza Śródziemnego w osiedlu Menaszija, w zachodniej części Tel Awiwu. Ma on podłużny kształt o długości około 1,6 km i szerokości 50–150 m. Wzdłuż parku przebiega nadmorska promenada. Tereny parku Charles Clore są w większości porośnięte trawami, a drzewostan jest zdominowany przez palmy i drzewa tamaryszkowe, które zostały zasadzone we wschodniej części parku. W pozostałej części parku zasadzono różne krzewy pustynne, wśród których umieszczono między innymi wiesiołka.
Pierwotnie w miejscu tym znajdowało się arabskie osiedle Menaszija, będące najbardziej wysuniętym na północ osiedlem mieszkaniowym Jafy. Podczas Wojny domowej w Mandacie Palestyny (1947–1948) rejon osiedla był wykorzystywany przez arabskich snajperów do ostrzeliwania sąsiednich osiedli żydowskich Tel Awiwu. W kwietniu 1948 podczas Operacji Chametz oddziały Hagany i Irgunu zajęły ten teren. Wiele tutejszych domów została zburzona bezpośrednio po 1948. W pierwszych latach niepodległości Izraela, w osiedlu Menaszija osiedlało się wielu żydowskich imigrantów przyjeżdżających z całego świata. Osiedle stało się zatłoczonym slumsem. W latach 50. planiści miejscy z dużym niepokojem przyglądali się postępującej degradacji tej okolicy. W 1960 przedstawiono projekt całkowitego wyburzenia wszystkich tutejszych domów, a na ich miejscu stworzenia głównego centrum biznesowego miasta.
Pod koniec lat 60. XX wieku przeprowadzono ewakuację mieszkańców osiedla i przystąpiono do rozbiórki domów. W rezultacie, z całego osiedla Menaszija pozostały jedynie dwa budynki: meczet Hassan Bek oraz budynek w którym utworzono Muzeum Niepodległości Etzel.
Wykonawcy prac rozbiórkowych, aby zaoszczędzić na kosztach wywózki gruzu, spychali go bezpośrednio do morza. W wynik tego na plażach i w najbliższych wodach morskich zgromadziły się duże ilości śmieci i odpadów komunalnych. Bardzo szybko okazało się, że koszty usunięcia śmieci będą bardzo wysokie, i bardziej opłacalnym będzie przykrycie całości terenu nową warstwą ziemi. W ten sposób władze miejskie podjęły decyzję o utworzenia parku rekreacyjnego. W rezultacie powstał Park Charles Clore, który zajął cały pas wybrzeża.
Projekt założenia parku przygotował architekt Hillel Omer. Był on bardzo mocno ograniczony przez uwarunkowania wynikające z kształtu położenia projektowanego parku. Był to długi obszar, o bardzo niewielkiej szerokości. Podłożem była płytka warstwa ziemi, pod którą kryły się ruiny wyburzonych domów. Warunki te uniemożliwiały sadzenie drzew i krzewów. Dodatkową trudność stanowiło bliskie sąsiedztwo morza, i wynikające z tego silne wiatry oraz osadzająca się sól morska. Hillel Omer postanowił ukształtować niewielkie wzgórza, które zostały pokryte krzewami odpornymi na sól i silne wiatry. Ponadto we wschodniej części parku zasadzono palmy i drzewa tamaryszkowe. Otwarcie parku nastąpiło w 1974.
Choć było wietrznie spacer był niesamowity, granat morza stykał się z niebieskim niebem. Przed nami coraz lepiej rysowała się Jafa, od strony wody wyglądała naprawdę malowniczo. Niepokoiła nas tylko zbliżająca się czarna chmura.
Według Biblii, kiedy Bóg rozgniewał się na grzesznych ludzi, sprowadził na świat potop, by złagodzić ich rozpocząć dzieło stworzenia od nowa. Gdy wody opadły arka Noego – jedynego człowieka, który się uratował – osiadła na górze Ararat, a jego najmłodszy syn Jafet znalazł ładne wzgórze nad zatoką i postanowił się tam osiedlić, nazywając to miejsce „Jaffa” (po hebrajsku „piękne”). Jedno z najstarszych miast świata, związane z wieloma wydarzeniami historycznymi, a także mitami, zachowało wiele z biblijnego klimatu.
Gdy staliśmy już blisko placu, ta czarna chmura o której wcześniej wspomniałem, nadciągnęła nad nasze głowy, zdążyłem tylko powiedzieć, że z niej pewnie będzie mały deszcz i zostałem pod drzewem. Po chwili dostałem wiadrem wody w twarz, a na poprawkę jeszcze dwa, jakimś cudem schowałem aparat do foliowej torby, ale sam byłem zlany tak, jakbym wskoczył do basenu w ubraniu. Woda chlupała mi w butach, nie mogłem chodzić, bo mokre spodnie przywarły mi do ud. Generalnie miałem przechlapane.
Przestało padać całkiem szybko, prawie tak samo jak zaczęło, a czarna chmura popłynęła w kierunku Tel Awiwu. Po jako takim ogarnięciu się w toalecie wraz z setką amerykańskich i japońskich turystów wyszliśmy odważnie na plac.
Plac Kedumim – jest centralnym miejscem starej Jaffy, niewielki wyłożony nierównymi jasnymi płytami. Wokoło kilka sklepów z pamiątkami, jakieś małe restauracyjki, czy galerie. Uliczki biegnące w dół prowadzą do starego portu, a uliczki do góry do pięknie położonego parku Na Wzniesieniu, skąd rozciąga się niezapomniana panorama Tel Awiwu – taka pocztówkowa, podobno młode pary upodobały sobie to miejsce jako tło fotografii ślubnych.
Najznaczniejszą budowlą przy placu Kedumim jest katolicki klasztor św. Piotra – założony przez franciszkanów w 1890 r., ale zbudowany na ruinach cytadeli.
Jeszcze most życzeń, legenda mówi, iż wystarczy dotknąć swego znaku zodiaku na balustradzie mostu i spojrzeć na morze, by spełniło się nasze życzenie. Niestety most dla nas dzisiaj jest zamknięty i życzenie nam się nie spełni.
Idziemy na pchli targ w okolicy wieży zegarowej i ulicy Olei Zion. Faktycznie jest tu wielki wybór pamiątek z Izraela i Tel Awiwu, a ceny nie są tak przesadzone jak w centrum. Wybieramy kilka fantastycznych magnesów, a prowadzący sklep odsyła nas do sklepu swojego ojca, gdzie jeszcze jest taniej. Faktycznie u jego taty kupujemy jeszcze taniej kilka prezentów. Jeśli będziecie planować zakup pamiątek, czy jakichś staroci – to to miejsce będzie najlepsze do tego w Tel Awiwie.
Obładowani magnesami i pamiątkami dotarliśmy do wieży zegarowej. Uznawana za symbol Jafy – wieża zegarowa wznosi się dokładnie w połowie drogi pomiędzy zejściem do części nadmorskiej, a dzielnicą targową. Wybudowali ją Turcy w 1906r., dla uczczenia 30-lecia panowania sułtana Abduka Hamida II. Co ciekawe, zegar bardzo długo był nieczynny – uruchomiono go dopiero w 1965 r., dodając przy okazji witraże ze scenami z dziejów Jafy. Wokół rozciąga się plac Zegarowy, zbudowany z tej samej okazji co wieża.
My tymczasem, dotarliśmy do Newe Cedek – czyli „Mieszkanie Sprawiedliwości” – dzielnica położona pomiędzy właściwy Tel Awiwem a Jafą, aspiruje to miana najstarszej części miasta.
Osadę założyło kilkanaście rodzin żydowskich, dla których nie było miejsca w zdominowanej przez Arabów Jafie, zarówno z powodu wrogości otoczenia, jak i tragicznych warunków mieszkaniowych. Na niezagospodarowanych piaskach na północ od ruchliwego portu powstawało rocznie około 10 domów. Istnienie osady usankcjonowano w 1890 r.
Stare domy upodobali sobie tutaj literaci i artyści, za którymi wkroczył biznes turystyczny, wkładający duże środki na renowację najbardziej uroczych zakątków. Labirynt uliczek Newe Cedek stał się ostatnio modny wśród ludzi zamożnych, dzięki czemu dzielnica zyskuje coraz bardziej luksusowy charakter.
Kluczymy między uliczkami. Jest lekko tajemniczo, ale też ma się wrażenie, że w każdej chwili można się zgubić.
Niedaleko stąd jest Sala Niepodległości – jest muzeum położone w osiedlu Lev HaIr w zachodniej części miasta Tel Awiw, w Izraelu. Znajduje się ono w historycznym budynku Domu Dizengoffa (niegdyś pierwszy burmistrz Tel Awiwu) i stanowi część Muzeum Ziemi Izraela. Muzeum prezentuje kolekcję zbiorów dotyczących współczesnej historii państwa Izraela.
Gdy na wiosnę 1948 grupa żydowskich polityków, z Dawidem Ben Gurionem przygotowywała się do proklamacji niepodległości Izraela, uznano, że budynek Domu Dizengoffa w Tel Awiwie będzie najlepszym miejscem do zorganizowania uroczystej ceremonii.
Pośpiesznie przygotowano salę położoną na pierwszym piętrze w budynku i zaproszono gości.
Uroczystość proklamacji niepodległości Izraela miała odbyć się 14 maja 1948 na posiedzeniu Rady Ludowej (Mo’ecet Ha-Am), które zwołano na godzinę 15:30. Rozpoczęło się ono z opóźnieniem, o godzinie 16:00, z powodu spóźnienia się Ze’ev Sharefa z tekstem Deklaracji Niepodległości. W sali było zgromadzonych 350 osób, natomiast na zewnątrz budynku zebrał się tłum słuchający uroczystości przez głośniki.
O godzinie 16:00 uroczystość rozpoczął Dawid Ben Gurion. Spontanicznie odśpiewano hymn „Hatikwa”, który stał się hymnem państwowym Izraela. Na ścianie wisiał portret Theodora Herzla (twórcy Syjonizmu) oraz flagi Izraela.
Następnie Dawid Ben Gurion odczytał pełen tekst Deklarację Niepodległości, głoszącą ustanowienie państwa Izraela. Przemówienie trwało 16 minut, po czym Ben Gurion poprosił rabina Jehudę Lejba Majmona o odmówienie modlitwy Sze-hechejanu. Potem sygnatariusze złożyli swoje podpisy pod dokumentem. Całość uroczystości zakończył Dawid Ben Gurion słynnymi słowami: „Państwo Izraela powstało. Uroczystość jest zakończona”.
W 1978, w 30. rocznicę powstania państwa Izraela, postanowiono odremontować historyczną Salę Niepodległości i udostępnić ją zwiedzającym. Przywrócono wówczas oryginalne meble oraz zgromadzono zachowane historyczne przedmioty. W wielu przypadkach musiano odtworzyć zniszczone lub zaginione przedmioty.
Nie wiem dlaczego w swojej naiwności myślałem, że w takim państwie jak Izrael wejście do takiego miejsca powinno być bezpłatne, tak jak wejście do domu Ben Guriona, ale się rozczarowałem, bo wejście było stosunkowo drogie i zrezygnowaliśmy z wejścia.
Przed nami rozpoczynał się Bulwar Rotschilda, który jest najważniejszą ulicą w mieście. Został on nazwany na cześć barona Edmonda James de Rothschilda, bogacza, filantropa i finansisty. Odegrał on kluczową rolę w rozwoju obszaru miejskiego Tel Awiwu. Bulwar pozostaje kulturalnym centrum miasta, a także jedną z głównych ulic w najważniejszym w Izraelu centrum biznesowym.
Bulwar wytyczono w 1910 r. nad wyschniętym korytem rzeki.
W południowej części bulwaru znajduje się Centrum Finansowe z wieżowcami. Przy budowie nowoczesnych drapaczy chmur położono szczególny nacisk na zachowanie historycznych domów położonych w ich sąsiedztwie.
Po obu stronach alei wznoszą się modernistyczne budynki, w większości posiadające po 5-kondygnacji, to tzw. Białe Miasto, wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturlanego i Przyrodniczego UNESCO.
Ewa biegała z aparatem od willi do willi , wyszukiwała szczególnie numerów domów wskazanych w przewodniku. Faktycznie wiele domów wyglądało naprawdę imponująco.
Ja szedłem pośrodku alei, gdzie biegnie pas zieleni z drogą rowerową, chodnikiem, ławkami i placami do zabaw dla dzieci. Pogoda zrobiła nam się bardzo przyjemna, było ciepło jak na marzec, choć jeszcze nie wszystkie drzewa kwitły, to było zdecydowanie cieplej niż w Polsce o tej porze roku.
Ten spacer był naprawdę uroczy, aż dotarliśmy pod Teatr Narodowy Habima. Twórcami najbardziej cenionej instytucji teatralnej w Izraelu byli Żydzi, którzy wyemigrowali z sowieckiej Rosji. Założyli oni grupę artystyczną „Habima”, stawiając sobie za cel nie tylko uprawianie i rozwijanie sztuki teatralnej, ale także propagowanie wskrzeszonego języka hebrajskiego. Pierwsze spektakle odbywały się jeszcze w Moskwie, w 1926 r. zespół wyruszył na zagraniczne występy, z których już nie powrócił. Kamień węgielny pod teatr wmurowano w 1935 r., ale obecna budowla Teatru Narodowego Habima powstała dopiero w 1970 r.
Poszliśmy Ben Zion Ave w kierunku ulicy King George i tam skręciliśmy w prawo, to był dość długi spacer, ale jak cieszył oko. Mogliśmy oglądać ten zwykły, codzienny Tel Awiw. Jego zwykłych mieszkańców spieszących się na zakupy, dopijających kawę w kawiarni, samochody w korkach, czy rozpoczynającą popołudniową pracę tanie knajpy.
Minęliśmy plac Masaryk, i dotarliśmy do Rabin Square czyli Plac rabina jest miejscem, które znajduje się w osiedlu Centrum Tel Awiwu. Pierwotnie nosił on nazwę Placu Królów Izraela, jednak w 1995 nazwę zmieniono na obecną, oddając w ten sposób cześć zamordowanemu premierowi Icchakowi Rabinowi.
W okresie Brytyjskiego Mandatu Palestyny w miejscu tym znajdowały się sady. Gdy w latach 20. XX wieku Patrick Geddes opracował plan rozwoju Tel Awiwu, przewidział stworzenie w tym miejscu dużego placu publicznego. Dlatego pod koniec lat 40. rozpoczęto usuwanie sadu i przystąpiono do równania terenu pod budowę placu miejskiego. W północnej części placu znajdował się zbiornik ziemny do nawadniania sadu, który przebudowano w pierwszy basen kąpielowy w mieście. Korzystała z niego młodzież szkolna oraz różne stowarzyszenia sportowe.
W latach 50. architekt Menachem Cohena przygotował projekt Ratuszu Miejskiego, który miał powstać przy największym miejskim placu. Plac ten miał pełnić funkcje centralnego punktu dla imprez, zlotów, pokazów, festiwali i uroczystości państwowych odbywających się w mieście. Nad tym placem miała górować bryła nowoczesnego ratusza. Przebieg uroczystości politycy mogli obserwować z najwyższych pięter ratusza. Według pierwotnego planu, wejście do ratuszu miało znajdować się od strony placu.
Przed oddaniem ratusza do eksploatacji, w 1965 ukończono budowę placu. Podczas budowy ratusza zlikwidowano basen kąpielowy. W 1974 w południowej części placu wystawiono Pomnik Holokaustu.
Tel Awiw jest rządzony przez liczącą 31 osób Radę Miejską, która jest wybierana na pięcioletnią kadencję na drodze bezpośrednich proporcjonalnych wyborów. Prawo wyborcze posiadają wszyscy izraelscy obywatele od ukończenia 18 lat życia i mieszkający co najmniej jeden rok w Tel Awiwie.
Miejskie władze samorządowe są odpowiedzialne za świadczenia socjalne, programy społeczne, infrastrukturę publiczną, urbanistykę, edukację, kulturę, turystykę i inne lokalne sprawy.
Byliśmy potwornie głodni a że po prawej stronie placu było kilka tanich knajpek udaliśmy się na wielkie burgery. Musieliśmy chwilę poczekać zanim zostały wysmażone, smakowały wspaniale, pewnie dlatego, że tak byliśmy głodni. Kosztowały około 30 szekli od osoby z napojem, cóż to Izrael.
Naszym kolejnym celem, była Polska Ambasada w Tel Awiwie – tak czasem robimy, że w danym mieście o ile jest to szukamy naszej ambasady. W kilku stolicach już nam się udało, na razie do żadnej nas nie wpuszczono, ale liczymy, że jeszcze wszystko przed nami.
Ambasada jak ambasada, dom w kształcie kostki, u góry powiewa polska flaga, na dole tabliczka, że to ambasada i tyle.
Przed ambasadą nie było kolejek po polskie paszporty, o czym często można poczytać na izraelskich blogach czy forach. Choć podobno wielu Izraelczyków dostaje polskie obywatelstwo. Większość samochodów jaka stała na parkingu pod ambasadą to kabriolety. Ech tylko wyjechać na placówkę, pomyślałem i ruszyliśmy dalej.
Trochę klucząc uliczkami doszliśmy do Kikar Hamedina – to gigantyczne rondo, przy którym według przewodnika miały być ulokowane najdroższe butiki Izraela. Powiem szczerze, że raczej troszkę wyglądał jak by lata świetności miał już za sobą, było kilka lepszych sklepów, ale to na pewno nie była najwyższa półka. Do tego spodziewaliśmy się na tym placu sporo zieleni a niestety więcej było ziemi niż roślin. Kikar Hamedina to inaczej – Plac Państwa. Plan budowy placu opracował architekt Oscar Niemeyer. Jednak przez długie lata realizacja projektu była odwlekana, i do lat 60. XX wieku był to piaszczysty plac, na którym corocznie rozbijały się cyrki.
W owym czasie w Izraelu funkcjonował kawał na temat placu: „Dlaczego plac nazywa się Placem Państwa? Ponieważ jest jak państwo: pół roku cyrk i pół roku glina.”
W latach 70. rozpoczęto duże prace budowlane. Powstało wówczas rondo, wokół którego wzniesiono jednolite budynki mieszkalne. W większości z nich, na parterze znajdują się luksusowe sklepy, ale tak jak już wspomniałem, chyba już tak luksusowe nie są, jak na dzisiejsze czasy.
Na przełomie 2002/03 na placu doszło do wielkiego masowego społecznego protestu zorganizowanego przez działacza społecznego Izrael Touitou. Grupa kilkudziesięciu bezdomnych rozbiła na środku placu obozowisko, protestując przeciwko cięciom w budżecie państwa wydatków na opiekę społeczną. Akcja protestacyjna została nazwana „Bochenek” . Miejsce na zorganizowanie protestu zostało wybrane celowo, ponieważ obozowisko biednych bezdomnych ludzi było wielkim kontrastem dla otoczenia luksusowych sklepów i najbogatszej części społeczeństwa, które robi w tym miejscu zakupy. W październiku 2003 władze miejskie zorganizowały operację ewakuacji obozu bezdomnych.
Ulicą Jabotinsky poszliśmy w kierunku wybrzeża, ale pod koniec skręciliśmy w lewo w Ben Yehuda, a potem w prawo w Ben Gurion i doszliśmy do naszego hotelu.
Wieczorem poszliśmy do pizzerii, mieliśmy zwyczajnie dość falafeli i humusu po Jerozolimie. Żegnaliśmy się powoli z Izraelem. Ostatni kieliszek wina, ostatnie tęskne spojrzenia na wybrzeże i czas iść spać, jutro wylot.
Rano po śniadaniu, niespiesznie zbieraliśmy się na lotnisko. Lot mieliśmy wieczorem, ale pokój musieliśmy opuścić do 12:00. Śniadanko powoli, potem powoli pakowanie walizki. Wyszliśmy z pokoju punktualnie. Jeszcze chwilę posiedzieliśmy w recepcji i w drogę.
Jedną z atrakcji przy naszym hotelu był dom Ben Guriona. Wspominałem o nim na początku tego tekstu. Teraz idąc na pociąg postanowiliśmy go odwiedzić.
Dawid Ben-Gurion, pierwotnie Dawid Grün (ur. 16 października 1886 w Płońsku, zm. 1 grudnia 1973 w Ramat Gan) – polityk żydowski, działacz i przywódca ruchu syjonistycznego, jeden z głównych założycieli państwa żydowskiego oraz pierwszy premier Izraela.
Wieloletni przywódca społeczności żydowskiej w Palestynie. 14 maja 1948 roku przewodniczył w uroczystości proklamacji niepodległości Izraela, składając jako pierwszy podpis pod Deklaracją Niepodległości Izraela. Podczas I wojny izraelsko-arabskiej zjednoczył różne żydowskie ugrupowania paramilitarne, tworząc Siły Obronne Izraela. Był nazywany „twórcą Izraela” i „ojcem narodu”. Uczestniczył w budowaniu instytucji państwowych, przewodniczył w kierowaniu licznych projektów na rzecz rozwoju kraju. Stał na czele państwa do 1963 roku, kiedy to ustąpił z urzędu.
Dom we wnętrzach zachowany w stanie z końcowego okresu życia Ben Guriona. Oglądamy jego pokoje dzienne, sypialnie, kuchnie i imponującą bibliotekę liczącą ponad 20 000 tomów, świadczy o olbrzymi umyśle i horyzontach pierwszego premiera Izreala.
Muzeum jest dostępne za darmo, trzeba się jedynie wpisać do książki pamiątkowej, nie można wnosić bagaży, ale można je zostawić w budce u strażników, pilnujących muzeum. Byliśmy jedynymi zwiedzającymi.
Do dworca kolejowego mieliśmy jakieś dwa kilometry. Powoli szliśmy uliczkami Tel Awiwu ostatni raz oglądając jego widoki. Mieliśmy sporo czasu więc kilka razy siedliśmy sobie na ławce i podziwialiśmy codzienne obrazki tego miasta.
Dotarliśmy na dworzec kolejowy Sawvidor, kupiłem bilety na lotnisko Ben Gurion.
To chyba najtańszy sposób dotarcia na lotnisko. Pociąg jedzie około 22 minut przez stacje HaShalom i HaHagana, a potem już jest Ben Gurion Airport terminal 3.
My lecieliśmy z terminalu 1 – liniami WizzAir. Musieliśmy wyjść z terminalu i odnaleźć przystanek dla autobusu, który jeździ między terminalami. Jest on po prawej stronie, trochę dalej za arabskimi szerutami. Chwilę poczekaliśmy i podjechał autobus. Terminal 1 jest w sumie blisko, ale autobus krążył zjazdami i po skrzyżowaniach pobliskiego węzła komunikacyjnego więc wszystko trochę trwało.
Bardzo ważna uwaga, jeżeli będziecie wylatywać kiedykolwiek z Izraela powinniście być co najmniej na 3 godziny przed lotem i nie jest to puste gadanie. Kontrola na wylocie z Izraela jest bardzo szczegółowa i może trwać w nieskończoność, nikt za bardzo się nie przejmuje, że za chwilę macie lot. Kontrola przede wszystkim.
Chwilę musieliśmy poczekać na otwarcie naszej bramki. Potem miła Izraelska dziewczyna zadała nam kilka pytań z cyklu: „czy sami pakowaliście walizkę”, „czy ktoś wam dał jakiś prezent”, „ czy jesteście małżeństwem” – po właściwych odpowiedziach nakleiła nam naklejki na walizkę i paszporty. Potem nasza walizka wjechała to maszyny prześwietlającej bagaże, ale po raz pierwszy widziałem takie cudo na lotniskach, wyglądała bardziej jak rezonans magnetyczny w szpitalu, gdzie pacjent wjeżdża do środka. Każda walizka, która wzbudzała jakiekolwiek podejrzenie była brana na osobny pulpit, gdzie duża ekipa młodych Izraelczyków rozbierała ją na części pierwsze. Na własne oczy widziałem jak otwarli słoik z miodem, czy butelkę wina i pobrali próbki, do tego test aparatów, czy elektroniki. Naprawdę skrupulatnie i powoli. Dlatego po raz kolejny przestrzegam, przed wylotem bądź dużo wcześniej.
W końcu się odprawiliśmy. Autobus po płycie lotniska przewiózł nas do terminalu 1, taki mały cyrk związany z tanimi liniami, które latają do Tel Awiwu.
Mieliśmy jeszcze trochę czasu do odlotu, a w portfelu ostatnie szekle. Postanowiliśmy jeszcze coś zjeść na lotnisku. Obsługa w fast fodzie wyliczyła nam co do szekli, co możemy za nie kupić i tak zrobiliśmy w Izraelu ostatnią wieczerzę.
Wizz Air przyleciał po nas lekko spóźniony, ta sama załoga, która 11 dni wcześniej wiozła nas do Izraela.
Podobno coś nad Grecją czy Turcją, musieli lecieć trochę naokoło, bo wojsko ma ćwiczenia i tyle wyjaśnienia.
Start prawie o czasie i po 3,5 h locie wylądowaliśmy w Pyrzowicach.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, pisanie tego i innych tekstów to proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.