Na narty do Austrii – Mayrhofen.

 Na narty do Austrii – Mayrhofen. 

Choć narciarz ze mnie średni albo nawet średnio kiepski, to co jakiś czas daję namówić się na narty.

Tym razem znajomi wyciągnęli mnie do Austrii. Przyjemne było to, że nie musiałem zajmować się organizacją wyjazdu, nie szukałem hotelu, a nawet nie organizowałem transportu.

Normalnie pasażer na gapę, tylko dotrzeć i szlifować stoki.

Wybór padł na Mayrhofen.

To niewielka miejscowość leżąca w dolinie Zillertal. Znajduje się o godzinę drogi samochodem od Insbrucka stolicy Tyrolu.

Gmina oferuje możliwość uprawiania wielu sportów, zarówno zimowych jak i letnich. Z racji tego, że leży w pobliżu lodowca Hintertux, położonego na wysokości 3250 m, na nartach można tu jeździć przez cały rok.

Dla Austriaków to chyba jedna z najbardziej rozpoznawalnych alpejskich miejscowości. Inwestycje w infrastrukturę zimową, połączenie tras i wyciągów z okolicznymi miejscowościami Hippach, Finkenberg i Tux sprawiło, że to najbardziej atrakcyjny ośrodek narciarski, czwórka która rządzi w Dolinie Zillertal.

Dojazd.

My pojechaliśmy samochodem i tak wydaje się najbardziej logicznie. Zależ skąd ruszacie, ale albo pojedziecie przez Niemcy albo przez Czechy.

My wybraliśmy drogę szybkimi niemieckimi autostradami i czas dojazdu zajął nam około 10 godzin.

Wiem, że narciarze z innych rejonów Europy dolatują do Monachium albo Insbrucka i dalej docierają do celu pociągiem.

Gdzie spać ?

Wydaje się, że Myerhofen składa się tylko z hoteli, apartamentów, zajazdów, domków , jednej głównej ulicy z wieloma knajpami i sklepami, basenu, boiska sportowego i górskiej kolejki.

Nocleg znajdziecie w linkach poniżej.

Hotele Mayrhofen – na Booking.

Hotele Mayrhofen – na Agoda.

My wybraliśmy:

Nasz hotel w Mayrhofen.

Wspaniały hotel, położony na tyle blisko górskiej kolejki, że mogliśmy do niej chodzić w butach narciarskich.

Pokoje duże, przestronne, czyste z wspaniałym widokiem na okolice.

Ładna łazienka i niewielki aneks kuchenny na tyle wyposażony, że można w nim było przygotować posiłki .

Wśród hotelowych kanałów TV było kilka z informacjami dla narciarzy. Przy śniadaniu można było sobie zobaczyć sobie jakie aktualnie panują warunki u góry.

Jeździmy na nartach.

Jak w wielu kurortach narciarskich tak i tu nabywacie skipass.  Kupicie go w mieście przed wejściem na kolejkę.

Jest jego tyle odmian i kombinacji, że na pewno dobierzecie coś do swoich potrzeb. Skipassy są zaprogramowane na bezdotykowych kartach chipowych. Pobierana jest za nie kaucja, która zostanie zwrócona gdy oddacie nieuszkodzoną kartę do jednego z wielu punktów zwrotu.

Z Mayrhofen do góry wyjeżdża się dużą kolejkę Penkenbanhn. Jest na tyle wydajna, że w zasadzie nie ma kolejek, a nawet jeśli na chwilę robi się tłum to po chwili już go nie ma.

Na szczycie możecie przypiąć narty i dalej kolejką Kombibanhn wydostać się do ośrodka narciarskiego. To kombinowana kolejka, na przemian jeździ kanapa i wagonik, to duża wygoda dla tych co na snowboardzie.

Kiedy już będziecie u góry możecie się rozjechać po innych wyciągach i trasach. Osobiście nie spróbowałem wszystkich miejsc ale starałem się doświadczyć jak najwięcej.

Na rozgrzewkę możecie zjechać z powrotem do Kombibanhn niebieską trasą 28 lub czerwoną 26 lub 27.

Jeśli jednak zjedziecie już do doliny trasami 31, 32 lub 33 to macie w zasięgu bardzo dużą ilość wyciągów i w zależności od swoich umiejętności możecie wybierać trasy.

Moim zdaniem, najłatwiejszą i przyjemną trasą dla nowicjuszy będzie trasa 14, cały czas łagodna, szeroka i wypłaszczona. Tutaj pojawia się najwięcej szkółek narciarskich, czasami może być to przeszkoda w swobodnym jeżdżeniu ale ogólnie wszyscy na stoku się mieszczą. Jeśli więc dopiero co uczycie się jeździć to zdecydowanie tutaj znajdziecie dogodne warunki dla siebie.

Trochę lepszym narciarzom, czyli takim, którzy już potrafią się zatrzymać tam gdzie chcą i sprawnie omijają przeszkody polecam 15 i 10 mniej uczęszczane trasy, nie ma na nich wielu narciarzy, stoki są przyjemne, na przemian stromsze i wypłaszczone.

Przy wyciągu nie czekacie ani chwili, tylko od razu kanapa i do góry.

Jeśli czujecie się na siłach spróbujcie szlaku 55, taki dla średniozaawansowanych, te stromsze zjazdy wymagają już uwagi i umiejętności. Wywrotka grozi długim zjazdem na plecach lub brzuchu, co mi się przytrafiło i przez ponad 100 m nie miałem jak się zatrzymać. Jeśli więc zdecydujecie się tu śmigać musicie być pewni swoich umiejętności.

W dolinie jest też park dla młodych, gniewnych i ambitnych, którzy chcą polatać w powietrzu, ćwiczyć nowe triki i w ogóle mają wolną duszę, ja ze względu na wiek nie zdecydowałem się fruwać w powietrzu na nartach.

Spora ilość gości nie zostaje w tej dolinie, a szybko dojeżdża pod wyciąg 150er Tux. To olbrzymi wagonik, jego nazwa pochodzi dokładnie od ilości osób jakie może zabrać.

Przed wami kolejne świetne miejsce do jeżdżenia na nartach.

Bardzo szeroka i sprawiająca dużo przyjemności 67, sporo osób podnosi tu swoje umiejętności.

Obok bardziej wymagająca 68.

Wyciągi zbudowane są tak samo jak na dole, czyli gdziekolwiek zjedziecie to i tak możecie się wydostać kanapą do góry i zjechać do innego wyciągu tak by finalnie jednak wrócić na noc do hotelu, więc nie bójcie się zmieniać tras i kombinować zjazdów. Ja bawiąc się w ten sposób sprawdziłem wszystkie okoliczne trasy czyli poprzez 60 i 61 dotarłem do 64 i wróciłem ponownie 63. Mając mapę w rękach wszystko będzie dla was jasne i zrozumiałe.

Mapę dostaniecie w punkcie zakupu skipassa nie bójcie się z niej korzystać i cieszcie się wspaniale przygotowanymi trasami.

Kiedy już przyjdzie wam wracać do hotelu będziecie musieli wrócić z powrotem pod 150er Tux zjechać trasą 66 lub 55 do doliny. Muszę przyznać, że trasa dla nas była bardzo męcząca i trudna. Po południu robiło się bardzo dużo muld. W zasadzie momentami nie było jazdy, a ześlizgiwanie się i walka. Jeśli więc chcecie ten skomplikowany stok ominąć, możecie wsiąść w wygodny wagonik kolejki i zjechać na dół. Co ciekawe tą opcję wybiera sporo narciarzy, choć zdecydowanie większość jedzie na nartach w dół.

Jeśli myślicie już kompletnie o powrocie na dół do miasta to musicie jeszcze raz wydostać się kolejką do góry. Często wybierana jest Larchwald lub jeszcze częściej Knorren.

Kiedy będziecie wyjeżdżać Knorren do góry, po swojej prawej ręce swoim widokiem zaszczyci Was najbardziej stromy stok w Austrii.

Harakiri – prawdziwe wyzwanie dla narciarzy i snowboardzistów.

Harakiri jest jedną z najtrudniejszych tras zjazdowych austriackiej części Alp. Liczy 400 metrów długości, a nachylenie stoku wynosi 78% – to odpowiednio oddaje jej trudność i niebezpieczeństwo. Nie odstrasza jednak miłośników białego szaleństwa.

Trasa wymaga nie lada umiejętności i pewności siebie. Samo jej przygotowanie dla narciarzy jest prawdziwym wyzwaniem. Przy takim nachyleniu stoku, żaden ratrak bez odpowiedniej wciągarki nie dałby sobie rady. Z tego powodu dopiero od kilku lat stok może być wyrównywany. Nie dziwi jednak, że choć dolina Zillertal i trasy narciarskie Penken przyciągają wielu turystów, śmiałków gotowych zmierzyć się z Harakiri jest niewielu.

Mi nawet przez myśl nie przyszło do głowy by spróbować zjechać tą morderczą trasą. Za każdym razem gdy jechałem wyciągiem Knorren obserwowałem ludzi, którzy nie podołali trudom i lecieli w dół stoku na złamanie karku. Sporo jest filmów na youtube o tym stoku więc jeśli macie czas wyszukajcie je sobie.

Przed stokiem stoją odpowiednie oznaczenia, iż jest to miejsce tylko dla starych wyjadaczy.

Jeśli zdecydujecie się pokonać ten stok miejcie dobrze przygotowany sprzęt i mięśnie. Jeśli się zabijecie to reklamacji nie przyjmuję, ale jeśli wam się uda możecie po wszystkim zakupić sobie koszulkę z napisem „I survived Harakiri” dostępną w sklepie internetowym Mayrhofen Bergbahnen. To chyba całkiem ciekawy pomysł na pamiątkę z wyjazdu i podtrzymanie wyjątkowych wspomnień dla których warto odwiedzić dolinę Zillertal.

Ja kupiłem sobie bluzę, choć w sumie mi się nie należy, ale mam taką ładną pamiątkę z pobytu.

A tu filmik o tym jak stromy jest to stok.

 

Po tych wszystkich przeżyciach możecie udać się do jednej z wielu knajp, które znajdują się w wielu miejscach całego kompleksu. Oczywiście ceny są europejskie, co zrobić kurort w Austrii. Ale piwo smakuje wyjątkowo po nartach. Zresztą codziennie po południu na samym dole w knajpach przy kolejce Penkenbanh  zbierały się coraz większe grupy imprezujących ludzi. Nie tylko narty ale i dobre austriackie piwo było w obszarze ich zainteresowań.

Choć to główne apres-ski odbywało się każdego wieczora na dole w Mayrhofen.

Kiedy już wyciągi kończyły swoją pracę, na dole w mieście zaczynała się impreza.

Termin apres-ski wywodzi się z języka francuskiego i znaczy „po nartach”. Zgodnie z nim po nartach wychodzi się z hotelu, idzie na drinka, dyskotekę i bawi wspólnie z innymi miłośnikami białego szaleństwa. Apres-ski wyrosło i szczególnie popularne jest w Alpach, gdzie nierzadkim widokiem są narciarze, którzy w czasie ostatniego zjazdu zatrzymują się w barze na dole i w pełnym narciarskim umundurowaniu zaczynają imprezę z tańcami i śpiewami.

Tu w imprezach przoduje Ice Bar.

W godzinach wieczornych w środku jest tak ciasno, że w zasadzie nie da się wejść, tłum tańczy w butach narciarskich i kombinezonach. Piwo leje się litrami, pośrodku knajpy na stole, czarnoskóra dziewczyna przebrana za polarnego niedźwiedzia buja się w rytm muzyki nadając tempo imprezie.

Pewnie nie opisałem wszystkiego, bo to wcale nie takie proste zebrać w 7 dni wszystkie informacje o tym narciarskim kurorcie, ale mam nadzieję, że pomogłem wam podjąć decyzję o tym dokąd jechać na narty.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).


Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, pisanie tego i innych tekstów to proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.