Preikestolen. ( Ambona )
W drodze pod Preikestolen.
Rano pakujemy nasze auta. Pełni nowych sił, posileni dobrym śniadaniem ruszamy w dalszą podróż. Dziś w planie mamy zdobyć Preikestolen. Jest sobotni poranek w Norwegii. Na ulicach prawie nie ma ruchu. Dość szybko wydostajemy się z miasta na drogę szybkiego ruchu. Trzeba jednak zauważyć, że podróżowanie samochodem po Norwegii jest stosunkowo wolne. Nie ma zbyt dużo autostrad, do tego liczne ograniczenia prędkości i drakońskie kary za łamanie przepisów drogowych nakładają na „ambitnych” kierowców wielki kaganiec. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie ma w tym kraju drogówki, obiecuję wam, że pojawią się zaraz po tym jak złamiecie jakiś przepis. Jeżdżą też „kina objazdowe” bardzo często ukryte pod skórą luksusowego auta.
Przy okazji pragnę tylko poinformować szybkich kierowców, że w Norwegii za przekroczenie dozwolonej prędkości o 29 km/h idzie się do więzienia.
Prom.
Aby dotrzeć pod Preikestolen, trzeba skorzystać z promu. Cała Norwegia wypracowała olbrzymią ilość przepraw promowych. Jeśli gdzieś nie ma mostu albo tunelu to na pewno będzie przeprawa promowa.
Większość osób wybierając się na Preikestolen wybiera prom ze Stavanger do Tau. Szczególnie osoby, które planują się tam dostać autobusem.
My mieliśmy hotel poniżej Stavanger i nawigacja googla zaproponowała nam inną trasę.
Jedziemy na prom do miejscowości Lauvvik by przepłynąć do miasta Oanes. Płatność za prom jest banalnie prosta. Na drodze stoją budki w których kupicie bilet na samochód i każdą osobę znajdująca się w aucie. My za prom na tej trasie zapłaciliśmy 193 korony, czyli około 20 pln na osobę. Należy też zwrócić uwagę czy ustawiliście się na właściwym pasie, bo czasem z jednego miejsca wypływają różne promy. Nie martwcie się, jest to bardzo dobrze oznaczone, więc na pewno sobie dacie radę.
Kiedy podpływa prom, bądźcie gotowi. Samochody zjeżdżają i wjeżdżają bardzo szybko. Trwa to naprawdę tylko chwilę. Wszyscy tu są przyzwyczajeni do takiego transportu. Auta najpierw ustawiają się na skrajnych pasach, następnie jeśli braknie miejsca na środkowych. Pewnie chodzi o wyważenie promu.
Prom płynie dosłownie kilka minut. Ale widoki z niego są bardzo ładne. Wychodzimy z aut i idziemy na pokład porobić trochę zdjęć.
Preikestolhytta.
Z Oanes ruszamy na parking przy Preikestolen znajdującego się w Preikestolhytta. Tu zostawiamy auta. Parking kosztuje 150 koron na cały dzień i płaci się przy wyjeździe.
Humory nam dopisują. Chcemy sobie coś udowodnić. Wszystkie informacje mówią o tym, iż cała droga powinna zająć nam między 3 a 4 godziny. Ruszamy.
Pierwsze zaskoczenie to ilość turystów, wydawało mi się, że powinno ich być mniej. Tym czasem szlak jest pełen ludzi.
Kolejne zaskoczenie to to, że Norwegowie idą z dziećmi ubranymi lekko w słabe obuwie, na szczęście nikt nie idzie w klapkach. Sporo osób wygląda jak by wybrało się na sobotni spacer. Są nawet osoby z psami.
Taka mieszanka turystów. Jedni profesjonalnie ubrani w odpowiednie buty i ubranie sportowe z kijkami, inni wręcz przeciwnie jak by szli na ognisko do kumpla na działkę.
Trzeba jednak przyznać , iż tych drugich jest mniej.
My ubraliśmy się lekko, w krótkie spodenki, dobre buty ale nie trekkingowe. Ja osobiście wszedłem w butach do biegania. Lekka bluza, a w plecaku kurtka przeciwdeszczowa.
Jeśli będziecie wchodzić na Ambonę, zabierzcie ze sobą odpowiednią ilość wody. Niestety ja nie znalazłem żadnego źródełka skąd można by jej zaczerpnąć. Woda w butelce musi Wam wystarczyć na kilkugodzinny trekking.
Sama trasa nie jest jakoś specjalnie trudna. Jest kilka przewyższeń. Trochę się idzie po kamieniach. Trochę po ścieżkach z desek. Jest kilka miejsc gdzie można usiąść i odpocząć.
Oceniam, że prawie każda osoba, która jest w miarę sprawna bez problemu osiągnie szczyt.
A warto się wspiąć bo widoki na miejscu i po drodze są przepiękne.
Preikestolen.
W końcu docieramy na szczyt. Znowu lekkie zaskoczenie, bo u góry spodziewałem się mniejszej ilości ludzi. Tymczasem każde miejsce zajęte jest przez turystów.
Każdego roku to miejsce odwiedza od 150 do 200 tys. osób.
Wznosząca się 604 metry ponad malowniczym fiordem Ambona, jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych atrakcji Norwegii. Jest w zasadzie na każdym folderze propagującym turystykę.
Ktoś kto oglądał serial Wikingowie, na pewno pamięta jak kończy się drugi sezon. To właśnie tu siedzi Ragnar, który chwilę wcześniej został królem.
Płaska, skalna platforma o wymiarach 25 na 25 m i ścianach pionowo opadających do podstawy klifu, powstała ok. 10 tys. lat temu, w epoce lodowcowej. Wtedy, woda z lodowca przylegającego do urwiska, zamarzając w szczelinach systematycznie odrywała skalne bloki. Obecnie, w poprzek platformy biegnie widoczna rysa, która z czasem prawdopodobnie spowoduje jej zawalenie się. Jednak geolodzy uspokajają, że nie nastąpi to w dającej się przewidzieć przyszłości.
Rozbiegamy się po okolicy. Największą atrakcją jest tu zrobienie sobie selfie lub zdjęcia jak najbardziej na skraju skały, ryzykując swoim życiem, aby można było potem pokazać znajomym na facebooku. My też tak robimy. Zresztą kijek do selfie to największy wynalazek ludzkości w ciągu ostatnich lat.
Sam też kładę sią na skraju i podsuwam się delikatnie wystawiając głowę. Chcę popatrzeć w dół. Nie mam lęku wysokości. Widok jest zapierający dech w piersiach, a ja pomimo wszystko czuję jak nogi robią mi się z waty. Wycofuje się delikatnie.
Na Preikestolen nie ma żadnych barierek, czy innych zabezpieczeń, a skutki upadku z takiej wysokości są oczywiste. Norwegowie wychodzą ze słusznego założenia, że nie da się ogrodzić wszystkich niebezpiecznych miejsc, psując przy tym ich walory estetyczne. Zaskakujące, że dotychczas – nie licząc samobójstw i nieudanych prób – zdarzył się tu tylko jeden wypadek śmiertelny, gdy w roku 2013 z platformy spadł hiszpański turysta.
Powrót.
Kończymy zwiedzanie Ambony i zaczynamy wracać na dół. Po drodze dopada nas co jakiś czas przelotny deszczyk. Na szczęście nie jest dokuczliwy. Kolana trochę bolą. Schodzenie w dół jest dość sporym obciążeniem dla kolan.
W końcu docieramy na parking. Sprawdzam czas. Całe przejście zajęło nam 2:47 h. Trochę mniej niż podają to przewodniki. Nie liczę pobytu u góry. Bo jedni siedzą tam pół dnia, innym starczy 20 minut.
Czy jest to trudny trekking ? Myślę, że nie. Raczej każdy da radę. Jeśli jesteście rozchodzeni, to następnego dnia tylko trochę pobolą nogi i tyle.
Wyjeżdżamy z parkingu, płacimy za postój 150 koron i ruszamy do naszego domku na prerii.
Następnego dnia planujemy wejście na Trolltunga czyli Język Trolla. Chcemy się dostać jak najbliżej punktu startu do trekkingu.
Domek w Roldal.
Wybraliśmy nocleg w miejscowości Roldal. Do przejechania mamy około 170 km z Preikestolen, co w warunkach norweskich oznacza ponad 3 godziny jazdy i jeden prom.
My popłyniemy promem z Nesvik do Hjelmeland. Prom pływa co kilka minut, opłatę wnosi się na pokładzie i wynosi ona 193 korony.
Droga do Roldal jest niezwykle malownicza. Cały czas gapimy się na piękne krajobrazy.
Często zatrzymujemy się na zdjęcia, albo żeby spokojnie popatrzeć na jakiś wodospad.
To powoduje, że nasza droga trochę się wydłuża i jedziemy sporo ponad 4 godziny.
W końcu docieramy do naszego domku. Wynajęliśmy cały dom, bo jest nas 13 osób.
Za 2 dni pobytu zapłaciliśmy 2400 koron, co oznacza, że nocleg dla każdej osoby kosztował poniżej 50 pln, co w Norwegii można by uznać, że grosze.
Dużym plusem jest to, że oprócz 4 sypialni, domek ma kuchnię w której gotowaliśmy posiłki dla całej grupy, dzięki temu znowu oszczędziliśmy na jedzeniu. Do tego jest duża jadalnia i taras z widokiem na wodospad.
A zrelaksować można się na sofach przed wielkim tv.
Moim zdaniem to najlepszy nocleg za te pieniądze dla dużej grupy planującej zdobycie Języka Trolla.
Nie siedzimy zbyt długo. Wiemy, że jutro czeka nas długi i ciężki marsz. Pobudkę ustalamy na 5 rano.
Jutro Trolltunga.
Dziękuję, że trafiłeś na moją stronę. Jeśli chcesz by się dalej rozwijała proszę polub ją na facebooku.
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.