Prom z Busan do Fukuoki czyli czas na Japonię.
W końcu nadszedł dzień gdy musieliśmy przepłynąć promem z Korei Południowej do Japonii.
Wstaliśmy bardzo wcześnie, nie chcieliśmy się spóźnić na prom. Nie wiedzieliśmy ile będą trwały wszystkie procedury, choć zapewniano nas, że wystarczy godzina to chcieliśmy być trochę wcześniej.
Wypłynięcie promu było przewidziane na 10:00
Z hotelu wyszliśmy o 8:15 i na piechotę poszliśmy do portu, zajęło nam to około 15 minut.
Prom rezerwowałem wcześniej w Polsce. Na początku miałem duże problemy z rezerwacją, gdyż wszystkie strony rezerwacyjne były w języku japońskim albo koreańskim, nie pomagał też żaden translator. Już byłem prawie przekonany, że promu będziemy musieli szukać na miejscu, ale martwiłem się tym, że termin naszej podróży był w „Złotym tygodniu” w Japonii i spodziewałem się dużego ruchu turystycznego.
Szukałem też stron, które pośredniczą w rezerwacji promów i znalazłem tą:
Cena promu to około 360 pln, do tego dochodzą podatki i opłaty portowe – finalnie cena biletu na prom między Koreą Południową (Busan ), a Japonią ( Fukuoka) – wychodzi w zależności do kursu coś około 450 pln.
Faktycznie odprawa poszła błyskawicznie, musieliśmy wypełnić tylko deklaracje o tym co wywozimy i co ew. przywozimy i takie tam, generalnie powszechnie spotykane kwity.
Z opłat doszła nam opłata paliwowa 24 000 won i 3200 won za terminal razem 108800 dla 4 osób czyli jakieś 340 pln = 85 pln od osoby.
Tak jak mówiłem bilet 360 + 85 = 445 pln.
Przez tą dopłatę brakło mi pieniędzy na opłaty i musiałem się wrócić do kantoru rozmienić parę dolarów.
Wjechaliśmy do góry do poczekalni i czekaliśmy na nasz rejs. Prawie jak na lotnisku, celnicy, strefa wolnocłowa, paszporty. Choć ta strefa wolnocłowa była droga, więc nie zakupiliśmy ostatnich pamiątek z Korei Południowej.
O 9:38 zaproszono nas na pokład naszego promu do Japonii. Prom okazał się w środku bardzo wygodny, przestronny. Było też bardzo mało pasażerów. Podróż zapowiadała się w komfortowych warunkach.
Kiedy odpływaliśmy z portu, na nabrzeżu stała obsługa z terminalu i głęboko się pokłoniła, niesamowita kultura i tradycja.
Rejs z Busan do Fukuoki trwa około 3 godzin.
My w tym czasie biegaliśmy od okna do okna i oglądaliśmy piękno morza.
W końcu ujrzeliśmy japońską ziemię.
Nasz prom przybił do brzegu 13:03 – całe 3 minuty spóźnienia.
Znowu przeprawa z celnikami, ustawili nas w linii i sprawdzali powoli każdego pasażera, nie jakoś nerwowo czy nachalnie, normalnie skrupulatnie i dokładnie tak jak to Japończycy mają w krwi.
Mi kazali otworzyć walizkę, ale chyba nawet nie mieli jej ochoty przeszukiwać.
Do Japonii obywatele polscy nie potrzebują wizy turystycznej. Na podstawie ważnego paszportu dostaje się prawo 90 dniowego pobytu. Paszport musi być ważny co najmniej 3 miesiące.
Starym zwyczajem idziemy do informacji turystycznej, chcemy sprawdzić co nam dadzą w gratisie, co poradzą. Bardzo miłe dziewczyny tłumaczą nam jak mamy się dostać do centrum, zresztą miały też po angielsku wydrukowaną instrukcje jak mamy sobie poradzić. Nasz hotel jest przy dworcu głównym. Główny dworzec w Fukuoka nazywa się Hakata.
Do miasta możemy dojechać autobusami 11, 19 lub 50. W informacji dostaliśmy mapę z liniami autobusów i instrukcję obsługi automatów w autobusie, Japonii kraj nowoczesności stoi przed nami otworem,trzeba się tylko szybko połapać w tych przyciskach, wajchach i reszcie całej elektroniki, która ma nam ułatwić życie. Jako, że jest opisana po japońsku, ułatwia nam jak nie wiem co.
Przed portem są 3 miejsca postojowe dla autobusów, osobne dla każdej linii. Z rozkładu wynika, że najwcześniej pojedzie autobus 11 o godzinie 13:55. Miły Japończyk mówi mi po włosku dzień dobry, gdyż mam na sobie niebieską bluzę przywiezioną z Rzymu z napisem Italia. Pytam go czy był Rzymie, odpowiada, że nie i nasz kontakt przerywa brak znajomości angielskiego tego miłego pana.
Nasz autobus, jak to w Japonii bywa podjechał punktualnie, byliśmy jedynymi pasażerami, wchodząc do autobusu pobraliśmy kupon na którym przystanku wsiedliśmy, w tym przypadku było to 1.
Bardzo proste oznaczenie co do kosztu przejazdu. Teraz na tablicy nad głową kierowcy wyświetlały się aktualne opłaty, za przejazd, czym dalej jechaliśmy tym pod 1 wyświetlała się większa kwota.
W autobusie płaci się kierowcy, wrzucając pieniądze do automatu znajdującego się przy nim. Jeśli nie macie drobnych możecie w czasie jazdy w tym samym automacie rozmienić, tak by przy wysiadaniu mieć odliczoną kwotę. Bardzo proste rozwiązanie.
Pan kierowca co chwila mówił do nas po Japońsku do jakiego przystanku dojeżdżamy, było to bardzo miłe choć nie znamy japońskiego. Autobus w końcu zaczął się wypełniać innymi podróżnymi, a my zbliżaliśmy się do Hakaty. Obserwowałem trasę przejazdu na GPS w Ipadzie, więc dokładnie wiedziałem za ile dojedziemy.
Przed wysiadaniem należy nacisnąć przycisk, podobnie jak w autobusach w Polsce. Gdy wysiadamy kierowca pomaga nam opłacić przejazd, nie wykazując pośpiechu i nerwowości robi to wręcz za nas.
Za przejazd z portu zapłaciliśmy po 220 jenów od osoby, czyli jakieś 6,5 pln. Wcześniej wymieniałem 300 usd w porcie i dostałem wtedy 9420 jenów. Wymieniałem w agencji turystycznej, najlepsze kursy uzyskacie wymieniając pieniądze w banku.
Generalnie najłatwiej liczyć, że 100 jenów to 3 pln.
Idziemy przez dworzec do naszego hotelu. Jako, że Japończycy podróżują namiętnie pociągami, to zawsze ruch na dworcu jest olbrzymi, tak jest i tym razem.
Jest też promocja samochodów fiata, a ja jestem w bluzie z napisem Italia, ludzie z promocji machają do mnie i zapraszają mnie do wspólnego zdjęcia.
Idziemy do naszego hotelu.
Nasz hotel to:
Anchor Hotel Hakata znajdziecie w linku poniżej.
Pod tym linkiem znajdziecie nasz hotel.
Moja krótka opinia o tym hotelu z Agody.
„Potraktowaliśmy ten hotel jako bazę do zwiedzania Nagasaki, kiedy przypłynęliśmy promem z Busan, hotel blisko stacji kolejowej Hakata, obsługa bardzo miła, ale nie mówiąca po angielsku, śniadania to bułeczka z masłem i kawa albo herbata więc nie ma przepychu, Internet tylko w recepcji, biorąc jednak pod uwagę cenę do jakości mogę polecić ten hotel, choć pokoje jak wszystkie w Japonii małe to były jak zwykle czyste i dające odpoczynek”
W hotelu mieliśmy pozostawać dwie doby, zapłaciliśmy za to 891,48 pln – czyli pokój kosztował nas za dobę 222,87 pln dla dwóch osób ze śniadaniem.
Po krótkim odpoczynku poszliśmy załatwić najważniejszą rzecz przy zwiedzaniu Japonii, czyli słynny „Japan Rail Pass”
Ja kupowałem go na tej stronie:
Kosztuje około 900 pln na 7 dni i jeśli planujecie efektywnie zwiedzać Japonię naprawdę się przydaje, ale jeśli planujecie zostać dłużej na 14 lub 21 dni – może się okazać, że wychodzi już zdecydowanie za drogo, dlatego przed podróżą policzcie co Wam się opłaca.
Kiedy w Polsce zamówiłem „Japan Rail Pass” – pamiętam, że był u mnie już dwa dni później, kurier z DHL przywiózł go jako ważne dokumenty. Nie dostajecie gotowych biletów na podróż, a coś na wzór vouchera, który gwarantuje Wam odbiór biletów w Japonii. Z takiego przywileju może skorzystać tylko turysta odwiedzający Japonię, nie mogą Japończycy, czy osoby posiadające prawo pobytu.
My planowaliśmy być w Japonii 12 dni, nasz bilet był ważny przez 7, a wiec jak planowaliśmy go wykorzystać ?
Pierwszego dnia przyjechaliśmy do Fukuoki, a więc nie był nam potrzebny. Pierwszego dnia planowaliśmy wyjazd do Nagasaki i powrót. Drugiego przejazd do Hiroshimy. Trzeciego do Kioto i tam kręciliśmy się po okolicy przez dwa dni. Piątego dnia przejazd do Osaki i też jeździliśmy po okolicy. Siódmego dnia, w ostatni dzień ważności, przejechaliśmy z Osaki do Tokio przy czym wysiedliśmy po drodze by zobaczyć Fuji i kilka godzin później dojechaliśmy do Tokio. Bilet przestał działać.
Czy to się opłacało ? Powiem tylko tyle, że jednorazowy przejazd shinkansenem z Osaki do Tokio kosztuje około 450 pln, a więc jak widać opłacało się i to bardzo.
Po Tokio aż do dnia wylotu poruszaliśmy się metrem ale o tym będzie w dalszej części opisów podróży po Japoni.
Znaleźliśmy biuro „Japan rail pass” – miła Japonka odebrała ode mnie nasze vouchery i wystawiła nam bilety, ważne od dnia następnego.
Zapytałem o rezerwacje miejscówek do Nagasaki, no i trafiła kosa na kamień, bo okazało się, że zaczął się „złoty tydzień” i wszystko porezerwowane.
Złoty tydzień wypada w Japonii tak samo jak w Polsce majowy weekend, co ciekawe Japonia święto konstytucji ma tego samego dnia co my. To jedyny długi weekend w zapracowanej Japonii, także wszyscy Japończycy starają się wtedy gdzieś pojechać. Z jednej strony jest fajnie, bo dużo się dzieje, jest sporo festynów czy ulicznych parad, ale wszystkie hotele są dużo wcześniej porezerwowane, a rezerwacje są droższe. Do Was należy wybór, czy pojedziecie w tym terminie, czy w innym.
Mając „Japan Rail Pass” – macie także darmowe miejscówki.
Myślałem, że nie możemy pojechać pociągiem do Nagasaki bez miejscówki, ale pani mnie pocieszyła i powiedziała, że kilka wagonów jest bez rezerwacji miejsc i powinniśmy coś znaleźć do siedzenia.
O tym jak podróżować pociągami po Japonii i planować podróż, napiszę w następnej części.
To był dzień organizacyjny i logistyczny, wszystko nam się udało.
Mamy jeszcze chwilę więc idziemy zobaczyć Fukuokę.
Fukuoka– port i największe miasto japońskiej wyspy Kiusiu, leżące w jej północnej części, stolica prefektury Fukuoka. Jest ważnym, regionalnym centrum handlu i biznesu oraz znanym ośrodkiem nauki, kultury i międzynarodowych spotkań kongresowych. W ciągu ostatnich kilkunastu lat nastąpił gwałtowny rozwój funkcji metropolitalnych, głównie dzięki nowoczesnym inwestycjom takim jak: międzynarodowy port lotniczy (1999), Międzynarodowy Terminal Portowy, Międzynarodowe Targi Marynistyczne (odbywające się od 2005), Międzynarodowe Centrum Kongresowe, Centrum Kultury Fukuoka Kokusai Center, liczne nowoczesne obiekty sportowe zbudowane na letnią uniwersjadę w 1995, największy w Japonii stadion baseballowy. Mieści się tu Uniwersytet Kiusiu, a także siedziby takich koncernów jak Toyota, Sony, NEC, Hitachi, Matsushita Electric Industrial, IBM JAPAN.
Generalnie włóczymy się uliczkami.
Trafiamy na świątynie Shofukuji, Myorakuji i Tachoji.
Potem jeszcze znajdujemy salon Pachinko.
Pachinko– japońska gra automatowa, przypominająca połączenie bilardu i pinballa, ale nie ma „łapek” (ang. flippers). Tablica gry jest ustawiona pionowo i metalowe kulki opadają do różnych kieszeni. W nagrodę wygrywa się kolejne kulki, które można wymienić na nagrody rzeczowe lub – pośrednio, ponieważ hazard w Japonii jest nielegalny – na pieniądze.
Maszyny do gry pachinko, kiedyś mechaniczne, obecnie są w znacznej mierze elektroniczne. Salony gier znajdują się przeważnie obok centrów handlowych i stacji kolejowych. Można je usłyszeć z daleka po charakterystycznym odgłosie opadających kulek.
Weszliśmy do takiego salonu, hałas był niemożliwy. Oczy uzależnionych od gry Japończyków wpatrzone w spadające kulki. Nikt z grających nawet nie zauważył, że robimy im zdjęcia. Z tego co wiem olbrzymia ilość ludzi w Japonii jest uzależniona od gry w pachinko, zresztą co robić po wyczerpującej pracy. To kolejna ciekawa sfera życia Japończyków.
Wróciliśmy na dworzec, znaleźliśmy małą sieciową knajpkę i zjedliśmy kolację, w zależności od tego co zamówiliśmy płaciliśmy od 400 do 1100 jenów za posiłek. Czyli od 12 do 33 pln.
Wracając do hotelu, jeszcze wpadliśmy do sklepu po soki i piwko .
Pomarańczowy sok 147 jenów, a piwo 0,5 l – około 200 jenów.
To już koniec naszego pierwszego dnia w Japonii, kładziemy się wcześnie spać.
Pobudka o 5:30 rano, jednym z pierwszych pociągów planujemy pojechać do Nagasaki.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.