Sigirija – czyli jak się wdrapać na Skałę Lwa.
Sigirija – czyli jak się wdrapać na Skałę Lwa.
Jeszcze gdy byliśmy w Kandy zapytałem naszych przyjaciół Czechów.
A jak Sigirija ?
To jeeeee strasnneeee – usłyszałem.
Widok jest piękny ale wejście jest wykańczające.
Dwa dni później widziałem Sigirije z daleka podczas wspinaczki w Dambulli do jaskiń.
W końcu i dla nas nadszedł dzień próby. Po śniadaniu oczekiwaliśmy w hotelu na naszego kierowcę motorikszy. To ten sam chłopak, który z autobusu przywiózł nas do hotelu dzień wcześniej. Już wtedy dogadałem z nim wycieczkę na cały dzień do Sigirij i Polonnaruwy. Wcześniej się zastanawiałem, czy zdążymy w jeden dzień odwiedzić te dwa miejsca ale chłopak zapewnił mnie, że na pewno się uda i miał rację, ale o tym w dalszej części relacji.
Wystartowaliśmy około 9:00 rano. Do Sigiriji, która jest oddalona od Dambulli od 25 km jechaliśmy około 45 minut – tak mi się wydaje może godzinę ale na pewno nie dłużej.
Wejście do Sigiriji jest płatne i kosztuje 30 USD i naprawdę nie ma możliwości obejścia, tak jak piszą na forach – trzeba ponieść ten wydatek, ale warto. Zresztą jeśli się leci przez kawał świata i płaci tyle za bilet lotniczy, to koszt wejścia na taką atrakcję warto ponieść. Choć prawdą jest, że w porównaniu do cen na Sri Lance ta cena jest naprawdę wysoka.
Kupujemy bilety i ustawiamy się w kolejce do wejścia, a po chwili jesteśmy już w środku.
Przed nami z równiny wyrasta 200 metrowa skała o obłym kształcie. Już sama jej obecność w tym miejscu wydaje się niezwykła. A co dopiero gdy pomyśli się o twierdzy i pałacu królewskim, który znajdował się na szczycie tej „Skały Lwa”.
Odważny, błyskotliwy i niecofający się przed morderstwem Kassapa panował w latach 477-495 n.e. i był najbardziej intersującym władcą w dziejach wyspy. To on stworzył to miejsce alb inaczej to on ukształtował to miejsce.
Kassapa syn króla Dhatuseny nie miał większych szans na odziedziczenie tronu, ponieważ jego matka choć była żoną króla nie pochodziła z rodziny królewskiej. Dziedzictwo miało należeć do jego brata Moggallana.
W roku 473 Kassapa dokonał przewrotu pałacowego, uwięził, a następnie zamordował ojca (podobno stary król został żywcem zakopany w ziemi, gdyż nie chciał wyjawić miejsca ukrycia swych skarbów), ale Mogallan mu się wymknął i na czele garstki zwolenników zbiegł do Indii.
Kassapa został królem, ale nie opuszczał go strach przed zemstą przyrodniego brata. Dlatego postanowił zbudować zamek na szczycie wybitnej skały położonej w centrum wyspy, w pobliżu jeziora Mineria. Ogromnym wysiłkiem wzniesiono na szczycie pałac i system fortyfikacji. Wykuto zbiorniki na wodę i spichlerze na żywność, by można było przetrzymać nawet kilkumiesięczne oblężenie. Jedyną drogę na szczyt stanowiły wąskie schodki wykute w skale.
Mogallan długo zbierał siły, ale wreszcie, w roku 491, a więc po osiemnastu latach panowania Kassapy, na czele wielkiej armii wylądował na wyspie i zaatakował. Kassapa wyszedł mu naprzeciw ale popełniła błąd płosząc swojego słonia, co jego wojsko odczytało jako odwrót, Kassapa przegrał bitwę i popełnił samobójstwo podcinając sobie gardło własnym sztyletem w obliczu przeważających sił wroga.
Na początku nasz spacer jest łatwy miły i przyjemny. Mijamy ogród wodny, coś jak by ogrody wodne z Japonii czy wiszące ogrody Babilonu. Cały ogród wodny otoczony jest murem. Mijamy pałac pory suchej, kaplicę Asany i zaczynamy naszą wspianaczkę.
Zaplanujcie około 2 godziny na tą wędrówkę. Już od samego dołu nie jest łatwo, strome schody, wilgoć i upał. Wody w butelce ubywa w zastraszającym tempie.
Mijamy zdumiewające freski, zmysłowo przedstawiające kobiecą urodę. W sztuce Sigirij to smiałe przedsięwzięcie Kassapy, za jego czasów sztuka lankijska była powiązana z buddyzmem, a więc była wyzbyta ziemskich żądz. Tym czasem obrazy kobiet są powabne, pociągające i wydają się wyłaniać z chmur, dlatego nazywa się je „pannami z obłoków”. Początkowo na skalnej ścianie Sigirii było ponad 500 malowideł, możliwe, że było to największe malowidło ścienne stworzone przez człowieka, ale że było na nie osłoniętej skale na przestrzeni wieków zachowało się tylko 20 malowideł.
Tym czasem zbliżamy się do „Lustrzanej Ściany” – zgodnie s przewodnikiem, starannie wypolerowana, wykonana ze szlifowanego marmuru, mimo upływu 1500 lat odbija obrazy jak szkło. Gładka tafla w dawnych czasach pełniła funkcję księgi pamiątkowej, na jej powierzchni wyryto prawie 1500 wpisów prozą lub wierszem. W owych wpisach znajdziemy zapiski świetności Sigirij za czasów Kassapy oraz już po jego śmierci, gdy wielu zażywało tu przyjemności w królewskich apartamentach. Sigirija stała się miejscem schadzek oraz typową atrakcja turystyczną. Obrazy umieszczone na ścianach są dzisiaj olbrzymią skarbnicą wiedzy o życiu, dziejach i kulturze Cejlonu w tamtych czasach.
A my wypoceni i dość dobrze już zmęczeni docieramy pod „Platformę Lwa” . Jest to duża półka skalna, można tu posiedzieć, odpocząć i kupić coś do picia. Nie ma toalety. Sprzedawca napojów, który tu wtargał wodę zasługuje na swoje rupie.
Dwie potężne lwie łapy, to resztki jakie pozostały po ceglanym zwierzu, który tu kiedyś dominował. Stąd nazwa „Skała Lwa” – swego czasu cała skała była uformowana w kształcie lwa, a schody wiodły pomiędzy łapami do paszczy lwa.
Wartownie strażników były zbudowane tak, by strażnik, który zaśnie zapadł się w dół i zginął na miejscu to powodowało, wysoką obronność tego miejsca.
Patrzymy do góry, widzimy mozolnie wdrapujących się po schodkach ludzi, za chwilę czeka nas to samo. Jeszcze chwilę zbieramy siły, czekamy jak by odsuwając w myślach, że nas to czeka. Dobrze, że chociaż wybudowano wejście dla turystów, metalowe schody i platformy i nie musimy się wdrapywać jak tutejsi mieszkańcy 15 wieków temu.
Wchodzimy na teren, kiedyś zarezerwowany tylko dla rodziny królewskiej i zaczynamy ostatni etap wejścia na Sigirije, upał jest niemiłosierny, do tego duszno i stromo. Wszystko by się zmęczyć i to solidnie. Ruch turystów jest cały czas, na dół i do góry. Co chwilę pojawia się jakiś miejscowy, który proponuje pomoc w wyjściu na górę, oczywiście za odpowiednią opłatą. Już ze stromych schodów widać jaki z góry będzie widok. Kiedy popatrzy się w dół może w głowie się zakręcić. Czerwoni na twarzy docieramy do góry. Siadamy na murku, jeszcze nie oglądamy musimy chwilę odpocząć a woda w butelce właśnie się skończyła.
Kiedy zaczynamy spacerować po szczycie uświadamiamy sobie jak piękny musiał kiedyś tu być pałac, z wykutymi w skale basenami, czy zbiornikami na wodę. Królewski pałac był pełen marmurowych stopni i ścieżek, a ze wszystkich jego miejsc roztaczał się bajkowy widok.
Muszę przyznać, że to jeden z najładniejszych widoków jaki w życiu widziałem, warto było tu dotrzeć, wydać 30 usd i wdrapać się w mękach do góry. Może nie w mękach ale trochę zdrowia poszło na to.
Stoimy u góry i nie możemy się napatrzeć. Jest po prostu pięknie.
Czas zacząć schodzić w dół, znowu te same metalowe schody i platformy, ale tym razem w dół, uświadamiam sobie jaka to przepaść. Drobniutkie schody wykute w skale uświadamiają mi jak kiedyś było ciężko tu wejść.
W końcu docieramy na sam dół.
Na dole po lewej stronie przy parkingu jest targowisko z pamiątkami. Można kupić coś do picia oraz jest toaleta. Nasz kierowca czeka na nas z nietęgą miną. Mówi, że chyba mu powietrze schodzi z koła.
Jedziemy szukać jakiegoś serwisu. Po lewej stronie przesuwa nam się Sigirija – wielka dostojna, zastanawiam się jak ja tam wlazłem jeszcze kilkadziesiąt minut temu.
Po drodze maszerują słonie z turystami
a my docieramy do serwisu, a w zasadzie do warsztaciku gdzie ktoś ma kompresor do pompowania kół. Po chwili wyjeżdżamy zadowoleni. Nie wiedząc, że nasze kłopoty dopiero się zbliżają.
Naszym kolejnym celem dzisiejszego dnia ma być Polonnaruwa – nasz kierowca wybiera jakiś super skrót przez las. Siedzimy sobie wygodnie, wiaterek wieje, słonko świeci wszystko idealnie tylko, że nasza motoriksza zaczyna się przechylać na prawo, nasz kierowca wpada na szalony pomysł i każe mi się wychylić mocno na lewo z motorikszy dla przeciw wagi aby klapnięte koło lekko się uniosło, czuję się jak kaskader. Tym sposobem ujeżdżamy co najwyżej kilkaset metrów i riksza pada, nie daje się dalej jechać. Stoimy sami gdzieś na ścieżce nie wiadomo dokąd. Na szczęście nasz kierowca ma zapasowe koło, wyciągamy narzędzia i zapas. Przechylam tuk tuka i wymieniamy koło. Kamień spada nam z serca, możemy jechać dalej ruszamy.
Ale szczęścia nie mamy dużo, zresztą nasz kierowca też go nie ma, gdy wjeżdżamy do jakiejś wsi, łapiemy kolejna gumę ale tym razem w lewym kole. Nie mamy zapasu. Podciągamy riksze pod jakiś malutki punkt turystyczno- gastronomiczny. Stawiamy naszą rikszę na patyku i zdejmujemy koło. Kierowca pyta się miejscowych o wulkanizacje i znika. A my siadamy na zadaszonym drewnianym tarasiku i zamawiamy soki owocowe. Nawet się nie denerwujemy, bo nic to nie zmieni. Czekamy.
Nasz kierowca wraca po około 40 minutach z kołem. Zakładamy go i ruszamy dalej. Mamy nadzieję, że problemy się skończyły.
Zatrzymujemy się na chwilkę przy jeziorze przy buddzie. Jakaś lokalna atrakcja.
Potem przy rzeczce gdzie jakiś facet zarabia pokazując wielką jaszczurkę. Nie pamiętam niestety jaki to gatunek choć na miejscu o to dopytałem. Show trwa chwilę, jaszczurka wychodzi z wody zachęcana rybką potem staje na drogowym słupie odgina się i łapie rybkę, a facet pobiera opłaty od zdjęć.
Ruszamy dalej już na Polonnaruwe – kiedy wydaje się, że nic nas złego już nie spotka, za górką łapie nas policja. Podobno jechaliśmy za szybko. Podobno możemy tylko 40 km/h. Dziwi mnie tylko, że policjant nie ma radaru. Jak zmierzył prędkość – na oko ?
Okazuje się, że tak na oko widzieli, że jedziemy za szybko. Stoimy a nasz kierowca negocjuje z policjantami. Finalnie przychodzi do nas i prosi o 1000 rupi, wręcza policjantom łapówkę i jedziemy dalej.
Ale o tym jak zwiedzaliśmy Polonnaruwe w następnej części
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.