Tokio – pies Hachiko, skrzyżowanie Shibuya, park Ueno i świątynia Sensoji.
Trochę się bałem Tokio, miało to być największe miasto jakie do tej pory zwiedzałem. Olbrzymie, składające się z wielu dzielnic, monstrum, które miało mnie przemielić i porazić swoją wielkością.
W rzeczywistości nie było tak źle, poza małą wpadką z metrem, całe miasto okazało się przyjazne, tętniące życiem całą dobę. Bardzo energetyczne i przyjazne.
Naszą bazą wypadową miał być hotel Horidomevilla:
nasz hotel Horidome Villa – znajdziecie i zarezerwujecie pod tym linkiem.
„Hotel położony blisko metra, najlepiej wybrać stację H13, świetny hotel na zwiedzanie Tokio, tani i mały pokój, ale wygodny i wystarczający jeśli cały dzień planujesz zwiedzać, obsługa pomocna, czysta łazienka w pokoju jest tv, lodówka, czajnik elektryczny i suszarka do włosów, z lotniska najlepiej dotrzeć Skylinerem do stacji Ueno i dalej metrem liną H na stację H13, polecam też na zwiedzanie całodzienny bilet na metro za 710 jenów, polecam ten hotel”
Jeśli będziecie zwiedzać Tokio, możecie spokojnie wybrać ten hotel. Może nie jest w samym sercu Tokio, ale jest na tyle blisko do metra, że każde miejsce odwiedzicie bez problemu. W okolicy znajduje się wiele sklepów spożywczych i kilka tanich knajpek, dodatkowo jest też kilka expresów sushi.
Kolejnym wyzwaniem to metro w Tokio. Trochę na początku mieliśmy problemów, bo nie działały nam bilety przy przesiadaniu, wkrótce dowiedzieliśmy się, że podstawowy bilet nie działa na wszystkie linie, tak samo jak najtańszy bilet całodzienny za 700 jenów. Ale nie przejmujcie się tym, w Tokio jest tyle linii, że bez problemu dostaniecie się wszędzie na tym najtańszym bilecie.
Dzień wcześniej dotarliśmy do Tokio z Osaki, przy okazji odwiedzając świętą górę Japonii – Fudżi. Skończył nam się 7 dniowy JR Pass, i nie mieliśmy już możliwości taniego przemieszczania się kolejami, był to jednak świadomy plan. Ostatnie 4 dni w Tokio będziemy zwiedzać na piechotę i jeżdżąc metrem.
Tokio – kiedyś mała wioska rybacka o nazwie Edo, w 1590 roku stała się ośrodkiem władzy szoguna. Edo przemianowane na Tokio, od 1868 roku jest stolicą. Podczas drugiej wojny światowej, Amerykanie zrównali miasto z ziemią, ale Tokio się odrodziło i wyrosło na jedno z największych, najnowocześniejszych i najbardziej prężnych miast świata.
Nasz hotel znajduje się w pobliżu stacji metra H13, która nazywa się Ningyocho. Kupujemy bilet jednodniowy za 710 jenów i jedziemy linią Asakusa z A14 na A18 do stacji Asakusa.
Jeśli chcecie mieć bilet na wszystkie kolejki metra, bilet dzienni kosztuje 1000 jenów, a jeśli myślicie też o pociągach musicie się liczyć z wydatkiem 1500 jenów.
Tyle organizacyjnie – zaczynamy zwiedzanie stolicy Japonii.
Pierwszym miejscem zwiedzania jest świątynia Sensoji, powszechnie zwana Asakusa Kanon, jest najokazalszym i najświętszym obiektem sakralnym w Tokio.
W 628 roku dwaj rybacy wyłowili z rzeki Sumida ( to rzeka w Tokio) mały złoty posążek Kannon, buddyjskiej bogini miłosierdzia. Ich pan wzniósł kaplicę Kannon, a w 645 roku mąż Shokai wybudował świątynię ku czci bogini.
Do świątyni prowadzi Brama Kaminarimon, spalona w 1865 została odbudowana dopiero w 1960 roku. Jej przedłużeniem jest aleja Nakamise-dori, to miejsce gdzie można kupić wyroby tradycyjnego rzemiosła, jest też w sprzedaży całe to turystyczne badziewie jak długopisy, magnesy, kartki pocztowe, Ewa kupuje magnesy za 350 jenów, choć ceny nie należą tutaj do najniższych.
Całe miejsce wydaje się być bardzo popularne wśród Japończyków, jest ich tutaj bardzo dużo, i żywo zainteresowani są zwiedzaniem, mam przekonanie, że to najbardziej oblegane turystycznie miejsce w Tokio.
Na końcu alejki ze sklepami jest brama Hozo-mon, zbudowana w 1964 roku, ma na piętrze skarbiec z kilkoma 14-wiecznymi chińskimi sutrami.
Przed bramą jest Budda Nadi Botokesan, delikatna rzeźba jest wygładzona do połysku rękoma ludzi proszących o szczęście i oddalenie chorób.
Za bramą za to jest Kadzielnica, jedno z głównych sprzętów świątyni, stale otoczona ludźmi stojącymi w oparach kadzidła, co ma im zapewnić zdrowie.
Główna część świątyni to sala, w której znajduje się pokryty złotem oryginalny wizerunek Kannon. Wierni oddają część bogini rzucając monety i zapalając świece.
Odwiedzamy jeszcze salę Yogodo i Awashima, spacerujemy w pobliskim ogrodzie i kończymy zwiedzanie tego uroczego miejsca.
Kolejnym miejscem jakie chcemy odwiedzić to park Ueno. Możemy podjechać od razu metrem, ale jedną przecznicę chcemy przejść na piechotę. Ewa wyczytała w przewodniku, że po drodze będzie wiele sklepów rzemieślników, wyrabiających typowe japońskie meble, ołtarzyki i podobizny Buddy.
Idziemy ulicą Askausa-dori. Faktycznie jest sporo punktów handlowych, ale jakoś nie powalają, nie przekreśla to jednak wartości poznawczych.
Docieramy do stacji metra Inaricho ( stacja G17 – na planie metra) i jedziemy jeden przystanek do stacji Ueno(G15).
W parku Ueno są muzea i świątynie, a także najstarsze w Japonii ZOO.
Przy wejściu do parku trafiamy od razu na pomnik Saigo Takamori – to przywódca zwycięskich sił cesarza Meiji, w roku 1877 przyczynił się do wybuchu rebelii przeciwko władcy, a po jej klęsce popełnił samobójstwo. Ułaskawiono go pośmiertnie, a w 1899 roku wystawiono mu ten pomnik.
Tak jak wspominałem w parku jest tez kilka świątyń, odwiedzamy kilka z nich.
Cały park jest na tyle duży, że można by w nim spędzić cały dzień, podziwiając przyrodę i architekturę. Zresztą jest tu sporo odpoczywających Japończyków.
Naszą uwagę przykuwa pokaz jakiejś grupy teatralnej. Pokaz dotyczy pewnie jakiejś komiksowej postaci z świata fantazji. Ani nie wiem o czym, ani nic nie rozumiem, ale bardzo mi się podoba.
Jest bardzo energetyczny, pomysłowo zrealizowany jak na możliwości inscenizacyjne parku, ale na twarzach młodych japońskich dziewczyn widzę pełny zachwyt przedstawieniem.
Pomieszanie rysunkowych filmów rodem z Japonii, mangą i typowym przedstawieniem świata przez Japończyków. Naprawdę mi się podoba.
Po przedstawieniu idziemy na pobliskie targowisko Ameyoko. To prawdziwy azjatycki targ, można tu kupić dosłownie wszystko i jak na Tokio, naprawdę w najniższych cenach.
W epoce Edo przychodzono tu po słodycze, po drugiej wojnie światowej kwitł tu czarny rynek z alkoholem, papierosami i czekoladą na czele. Słowo yoko oznacza aleję, a ame zaczęło oznaczać „amerykański” – w ściśniętych pod widuktem kolejowym sklepach można kupić markowe kosmetyki, owoce morza, tanie buty i torebki albo wyszukane rodzaje herbaty. Co chwila nad naszymi głowami przejeżdża metro, na łuku wiaduktu wygląda tak, jakby miało za chwilę spaść na odwiedzających targ ludzi.
Ewa robi niewielkie zakupy, pod koniec pobytu w Tokio, wrócimy tu jeszcze na małe zakupy przed samym wylotem.
Wracamy do naszego hotelu na chwilę odpoczynku. W pobliskiej knajpie jemy niedrogi obiad, a na ekspresie z sushi kupujemy kilka porcji na kolację i chowamy do hotelowej lodówki.
Ruszamy na spotkanie psa Hachiko.
Rzeźba psa Hachiko znajduje się przy stacji Shibuya. Najlepiej dojechać tam linią Ginza.
Shibuya to dzielnica rozrywki tokijskiej młodzieży. Stała się nią już w latach 30. XX wieku, ale tak naprawdę zaczęła się rozwijać po olimpiadzie w 1964 roku.
Swój rozkwit zawdzięcza zamożnej młodzieży, która odwiedza skupione tu modne sklepy z odzieżą, ulubione bary, czy knajpy i sklepy muzyczne.
Najbardziej popularnym miejscem umówionych spotkań jest rzeźba psa Hachiko.
Stoi tu od 1936 roku i jest symbolem psiej wierności.
Pies Hachiko urodził się 10 listopada 1923r. w Odate. Jego pan, Ueno Hidesaburo, był profesorem na wydziale rolnictwa w Uniwersytecie Tokijskim. Pies codziennie odprowadzał go na stację i czekał na powrót Hidesaburo. Kiedy jego pan zmarł na miejscu pracy, Hachiko czekał przez następne 10 lat na jego powrót. Dzięki jego wierności i lojalności otrzymał tytuł „wierny pies”. Hachiko umarł 8 marca 1935 roku na robaczycę serca i płuc.
My też przystajemy na chwilę w tym miejscu, by zrobić sobie zdjęcie z tym sławnym psem. Zresztą chyba wielu z Was widziało film „ Mój przyjaciel Hachiko ” – amerykański film obyczajowy opowiadający historię psa Hachiko, wyreżyserowany w roku 2009 przez szwedzkiego reżysera Lasse Hallströma z Richardem Gere’em w roli głównej. Co prawda akcja filmu jest przeniesiona do Ameryki, ale jest kopią prawdziwej historii, która się tu wydarzyła.
Obok znajduje się chyba najbardziej znane w Japonii przejście dla pieszych. To najbardziej zatłoczone przejście na świecie. Przechodzi się na nim także w poprzek. Dzięki wielu neonom i reklamom oraz światłu, pojawia się w wielu filmach fabularnych oraz dokumentach o Japonii.
My też musimy prze to skrzyżowanie przejść. Czekamy, aż przejadą wszystkie auta i zapali się zielone światło i ruszamy. Rusza też z nami nieprzebrany tłum, trochę też to wygląda jakby każdy szedł trochę w innym kierunku. Czasu nie jest dużo, trzeba się spieszyć, aby przejść na drugą stronę ulicy. Jeszcze kiedy kilka osób jest na przejściu, już zmieniają się światła i ruszają pierwsze auta. I tak na przemian do kilku minut.
Oddajemy się nastrojowi i jak setki Japończyków, my także kręcimy się po okolicy, podziwiając witryny drogich restauracji, czy sklepów. Widać, że zbiera się tu jakiś rodzaj tokijskiej awangardy, sporo młodych ludzi w bardzo odważnych i kreatywnych ubiorach. Włosy postawione jak by były od spodu pobudzane prądem, czarny gruby tusz na rzęsach i ostry makijaż. Także tutaj można spotkać przebierańców, znanych wam z wielu dokumentów o Japonii, my jednak nie mamy na tyle szczęścia i nie spotykamy nikogo w stylu mangi.
Mamy koniec dnia i chcemy podjechać do dzielnicy Harajuku, niestety wsiadamy w jakiś ekspres kolejki metra, który się nie zatrzymuje na naszej stacji i tym sposobem wysiadamy w wschodniej części Shinjuku.
To dzielnica Tokio, w której możecie liczyć na nocne rozrywki. Dzielnica dostosowała swoją ofertę na potrzeby dojeżdżających do pracy mężczyzn.
Mamy tu salony pachinko, kina, „dzielnice czerwonych latarni”, małe lokale gastronomiczne, tak małe że cudem mieszczą kucharza i kilku gości, oraz drogie luksusowe knajpy.
Ceny w tej dzielnicy kontrastów potrafią być od 500 do 10 000 jenów za drinka.
Mamy tylko trochę czasu na krótki spacer, po tej dzielnicy, obserwujemy bogaty świat, oświetlony setkami reklamowych neonów, gdzie zamożni Japończycy szukają zapomnienia po trudach zarabiania pieniędzy.
Wracamy do naszego hotelu, robimy notatki, jemy sushi i planujemy kolejny dzień zwiedzanie tego olbrzymiego miasta, jakim jest Tokio.
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).