Zanzibar – fałszywa perła.
Zanzibar – fałszywa perła.
Wpisz sobie w wyszukiwarkę „Zanzibar” ustaw tak by pokazywała Ci w wynikach tylko obrazy.
Albo jeszcze lepiej sprawdź na Instagramie hastag #zanzibar.
I jak ?
Widzisz to ?
Właśnie to tworzy fałszywy obraz.
Instagramowe niunie, robiące dziubka, lub wypinające w stronę obserwatora swój zacny tyłek, na tle lazurowego oceanu, udają, że są w raju na ziemi.
W tej dekoracji znajdziemy też plaże z piaskiem białym jak mąka. Tropikalne kolorowe owoce. Drogie ciuchy ulokowane na prośbę sponsora lub zleceniodawcy.
Jeśli to filmik na youtube to na pewno kręcony z drona, a sterujący nim Ken ma okulary firmy ray ban.
Zgroza.
Pozamykani w resortach biali przybysze, obstawieni usługą all in, mają przekonanie o zjawiskowości tego miejsce. Napędzają insta, fejsa i youtuba obrazkami do pozazdroszczenia.
Tak by znajomi, pękali z zazdrości. No bo czyż, tak wielu nie myśli, że Zanzibar to raj na ziemi ?
Omamieni pięknymi widokami turyści, zwabieni na wyspę, wpakowani na lotnisku do busa, utykają na tydzień lub dwa za bramami hotelowego muru.
A potem reszta myśli, że tam jest tak jak na Instagramie.
Niestety nie.
Zanzibar w rzeczywistości nie wygląda tak jak te zajebiste fotki na insta.
Od początku nie spodobało nam się to, że obsługa hotelu przestrzegała nas przed oddalaniem się od hotelu dalej niż 50 m. Tak jak widzicie 50 metrów. Usłyszeliśmy o grabieżach na białych.
Co zresztą w świetle ostatnich napadów z maczetami na polskich turystów na Zanzibarze, wydaje się jak najbardziej możliwe.
Witaj w raju, przyjechałeś do resortu, to siedź w nim bo inaczej dostaniesz w ryj. Cóż za optymistyczna perspektywa urlopu.
Nasz pobyt na Zanzibarze to na szczęście tylko 5 dni, razem z Stone Town.
Bierzemy hotelowe rowery. Chcemy trochę pojeździć po okolicy. Choć jest bardzo ciepło ruszamy przed siebie.
Pierwsze co się rzuca w oczy to nikły ruch. W zasadzie nie ma tu korków, oprócz stolicy. Asfalt drogi, omiatany jest piaskiem i wyprażany piaskiem, więc lekko się nie pedałuje.
Mijamy wiele zabudowań. Można by powiedzieć, że jest skromnie. Ale prawda jest taka, że to zwyczajna bieda.
Chuda krowa, zapuszczone budynki, dach z falistej blachy, ludzie koczujący przed swoimi domami, nędzne pojedyncze sklepy.
Wystarczy tylko na kilka minut opuścić swoja strefę komfortu zwaną all in, by doświadczyć biedy tej wyspy.
To co od razu rzuca się w oczy to brak innych „białych turystów” na ulicy. Nie mówię, że mają jeździć na rowerze tak jak my, ale ciężko ich naprawdę spotkać. Zresztą wbrew pozorom, w porównaniu do Tajlandii, Meksyku czy Filipiny, wyspa nie jest tak intensywnie nawiedzana.
Dodatkowo, każdy obraca za białym głowę. Czujesz się obserwowany. Sam kolor skóry zdradza, że jesteś bajecznie bogaty. Tylko dlaczego do cholery jedziesz na starym rowerze ?
Gdy docieramy do knajpy The Rock, a zarazem jednej z najbardziej charakterystycznej budowli Zanzibaru, dociera do nas jak mało jest tu turystów.
Na plaży nie ma żywego ducha, mamy ją całą dla siebie. Przy restauracji też się nikt nie kręci. Pomimo tego i tak pilnujemy naszych rowerów, które w rzeczywistości są chyba mniej warte niż cena za ich dzienne wypożyczenie.
Kiedy tak się kręcimy, kolejne obrazy potwierdzają nasze spostrzeżenia. Tu jest potwornie biednie. Tego obrazu nie pokazują jakoś instagramowe panienienki i youtubowi boye.
Zatrzymujemy się w polecanej knajpie. Gdzieś pośrodku naszej wsi. Dobrze, że jest stół. Właściciel przyjmuje od nas zamówienie i znika. Chyba poszedł na połów. Wszystko na to wskazuje, bo wraca z rybami. Nie było go długo. Nie ma klienteli, to nie trzyma ryb w lodówce. Żyją sobie w oceanie. Jak trzeba to się po nie idzie. Obiad jest pyszny, pewnie dziś będziemy jedynymi klientami.
Na straganach jest sporo owoców i warzyw. Pomimo wszystko ceny nie są najniższe. Podobnie jest z napojami. Sprzedawane tylko w bardzo małych butelkach, chyba dużo słodsze niż te w Europie.
Alkoholizm.
Religią dominującą na Zanzibarze jest Islam. To definiuje możliwości dostępu do alkoholu na wyspie. O ile w hotelach dostaniecie go bez problemu ale w wysokich cenach, o tyle zakupienie go na ulicy jest pewną sztuką. To nie Polska.
W naszej wsi był jeden taki sklep, zamykany dużo wcześniej niż inne. Położony dość daleko od naszego hotelu. To generowało piesze wycieczki. Co prawda nie lataliśmy tylko po tanzański koniak, piwo czy wódę. Wychodząc do sklepów kupowaliśmy jeszcze kurczaki, frytki czy napoje.
Ale tylko sklep monopolowy wprowadzał nas w konsternacje. Nie wiem dlaczego, ale w środku czułem się jak bym robił coś zakazanego. Jak bym grzeszył pod palmami.
Nie dość że nie chłodzą tych cudownych trunków, to jak by było tego mało, połowa boskich napojów wystawiona jest w słońcu. O ile wódce to nie szkodzi, o tyle przegrzane w słońcu piwo Kilimandżaro traci bezpowrotnie swój i tak nie najlepszy smak. Serce się kraje. Czy oni naprawdę nie są tego świadomi ? nie wiem.
Świat przypraw.
Zróbmy coś z nudów. Ile można leżeć na plaży i patrzeć na odpływy i przypływy. Chłopak, który dostarczył nas z portu do hotelu zostawił nam swoją wizytówkę. Umawiamy się przez WhatsApp na „spice tour”.
Jakoś specjalnie się nie łudzimy. Widzieliśmy już takie cuda na świecie. Zazwyczaj jakaś polanka udaje wielką plantację, a obok jest sklepik.
I tak jest w rzeczywistości. Mamy całkiem miłych dwóch chłopaków, którzy prowadzą nas od drzewa do krzaków, a potem do ananasów. Tak wiem od dawna, że ananas nie rośnie na drzewach, od dawna wiem jak wygląda pieprz i wanilia. To miła odskocznia, od leżenia. Ale żeby coś zaskoczyło to nie za bardzo. Jeśli ktoś pierwszy raz wyruszył w świat i poniosło go właśnie tutaj, to jak najbardziej powinien zobaczyć gdzie swoje życie rozpoczyna czekolada.
Nie zapomnijcie na koniec kupić coś w sklepiku i wręczyć stosownych napiwków za oprowadzenie po okolicy.
Basen.
Wracamy do obowiązkowego leżenia. Na przemian plaża lub basen. Raczej częściej jednak basen. Woda chłodniejsza.
W okolicach Jambiani odpływy są bardzo duże i trwają kilka godzin. Piasek dostaje takiej temperatury, że kiedy wraca woda, a dno oddaje ciepło to robi się jak w wannie. Nie przesadzam. Do tego przypływ niesie ze sobą wodorosty, muł i inne zanieczyszczenia.
Woda nie wygląda jak w katalogu.
Odpoczynek i wrażenia.
Chcę na koniec napisać jednak kilka miłych słów.
Nasz hotel był naprawdę świetny i w 4 dni zapomnieliśmy o trudach Kilimandżaro i rozprostowaliśmy ciało po safari.
Wszystko w hotelu było na najwyższym poziomie. Po prostu nie chcieliśmy siedzieć w nim zamknięci. Dlatego poznawaliśmy rzeczywistość poza hotelowym ogrodzeniem.
Celowo zderzyłem świat instagrama z tym jak w rzeczywistości wygląda zdecydowana większość Zanzibaru.
Nie zniechęcam do tej wyspy. Uważam, jednak, że jest dużo na świecie miejsc tak samo ładnych, a do tego bardziej przystępnych, milszych, łatwiejszych w obsłudze i przyjaźniejszych. Kto był na Filipinach, w Tajlandii, Meksyku i kilku innych miejscach słynących z pięknego słońca ten na Zanzibarze może poczuć się zawiedziony.
Pomimo wszystko ja też mam kilka pięknych zdjęć na instgaramie z Zanzibaru, które nie pokazują prawdy.
No bo jak wstawić na insta brzydkie zdjęcie ?
Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).
Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.